Opis historii

"Siedzę w oknie i wdycham samotność. Nie jestem rozmowną osobą, wręcz przeciwnie - wolę oddać się swojej wyobraźni i bujać w obłokach całymi godzinami. Przede mną kolejne wyzwania. Czeka mnie nowe miejsce, nowa szkoła i w tym samym nowe życie. Po tylu cudownych chwilach ciężko jest się rozstać z przeszłością i rozpocząć wszystko od początku. Wiem, że nie warto się w to zagłębiać i myśleć o tym co było, jednak… Tak bardzo mi tego brakuje. Wszystkich chwil, tych lepszych i tych gorszych. Momentami nawet zastanawiam się, co by było, gdyby los pokierował inaczej. Czy wciąż siedziałabym w tym samym miejscu?"

17-letnia Martyna jest nieśmiałą dziewczyną, która uwielbia grać na gitarze, rysować, czytać książki i jest szczęśliwa, kiedy może to robić. Toteż jej życie przewraca się do góry nogami, gdy będąc jeszcze dzieckiem, traci rodziców w wypadku samochodowym. Od tamtego czasu opiekę nad nią sprawuje babcia, jednak po jej śmierci zmuszona jest przeprowadzić się do Doroty, siostry jej nieżyjącej matki. Jest dla niej zarazem ciocią, jak i przyjaciółką. Przychodząc do nowej szkoły, w której nikogo nie zna, jej uwagę przyciąga przystojny szatyn o imieniu Patryk, który także nie ukrywa zainteresowania jej osobą. Pomaga zaklimatyzować w szkole, wkrótce koleżeństwo przeradza się w coś więcej. Historia dziewczyny, którą życie zmusiło do szybszego dorośnięcia. Dziewczyny powoli poznającej smak miłości, przyjaźni, zdrady.

wtorek, 18 grudnia 2012

ROZDZIAŁ IX - czyli początek końca

- Nareszcie spokój! - westchnęła głośno Martyna, zeskakując wesoło ze schodów. Wychodziła razem z ciocią ze szkoły, a wokół nich rozlana była wielka fala biało-czarnych licealistów.
- Tak szybko minęło, prawda? - Spytała Dorota. - A jeszcze pamiętam jak cię z łóżka niemalże musiałam wyciągać, taki stres cię zjadał. - Zaśmiała się głośno. - A jeszcze bardziej mnie cieszy twoje świadectwo z wyróżnieniem.
- Chociaż to był początek nowego rozdziału w moim życiu, wspominam go całkiem nieźle. Ale teraz przede mną... - Nie dokończyła, ponieważ podbiegła do nich zdyszana Julka.
- Martyna, czekaj! - Złapała ją za ramię. - Dzień dobry - Uśmiechnęło się do cioci Martyny.
- Cześć Julia. - Odwzajemniła uśmiech.
- No rozumiem, tyle czasu czekałaś na ten dzień, ale żeby aż tak się śpieszyć? Gdzie lecisz? - spytała ze śmiechem Martyna. Miała niezwykle dobry humor.
- Wiecie co dziewczyny, ja poczekam w samochodzie. - Powiedziała ciocia i puściła oczko.
Julia odezwała się dopiero, gdy odeszła.
- Dzisiaj było takie zamieszanie, że zupełnie o tym zapomniałam. Pamiętasz jak zastanawiałam się ostatnio nad domówka? Udało się! Organizuję imprezę z okazji rozpoczęcia wakacji i nie wyobrażam sobie, żeby cię na niej nie było.
- Jak ci się udało przekonać mamę? Przecież w życiu by ci nie pozwoliła!
- Zmieniła się od czasu, kiedy wyprowadziłyśmy się od taty. - uśmiechnęła się. - Powiedziałam, że zapraszam tylko najbliższych przyjaciół. Tak na prawdę będzie około trzydziestu osób.
- O której? - spytała uśmiechnięta Martyna.
- Zaczynamy o 18. Patryka zdążyłam już zaprosić, nie martw się.
- Dzięki! Będę na pewno. Muszę lecieć, ciocia czeka.
- Cześć!
Gdy dziewczyna weszła do samochodu, od razu przeszła do rzeczy.
- Mogę dzisiaj iść na domówkę do Julki? Będą tylko najbliżsi znajomi.
- O której masz zamiar wrócić?
- Myślę, że gdyby nie miała nic przeciwko to przenocowałabym u niej...
- No dobrze. - westchnęła ciocia.

Wróciły do domu. Martyna od razu dorwała się do szafy. Była godzina 14, miała jeszcze sporo czasu. Jednak chciała wyglądać jak najlepiej. Dziewczęco, ale nie za oficjalnie. Wyciągnęła z szafy nowa sukienkę, której jeszcze nie miała okazji założyć. Była ona kremowego koloru, podchodzącego pod beż z czarnymi akcentami. Jej dół złożony był z falbanek, natomiast góra dopasowana do sylwetki.
Wyglądała na prawdę świetnie. Rzuciła włosy przez ramie i rozsypały się po jej plecach. Dochodziła 17. Postanowiła wyjść do Julki około wpół do szóstej.
Dziewczyny nie mieszkały od siebie daleko, jednak Julia postanowiła wykorzystać okazję i domówkę zorganizowała w jej rodzinnym domku, nie w mieszkaniu.
Doszła na miejsce i zapukała do drzwi. Słychać było muzykę, jednak nie za głośno. Najwidoczniej goście jeszcze nie zaczęli się schodzić. Otworzyła jej szeroko uśmiechnięta przyjaciółka.
- Noo Martyna... Wyglądasz świetnie! Wchodź. - Julka otworzyła szeroko drzwi.
- Ty jeszcze lepiej. - Zaśmiała się i weszła do środka.
Miała rację. Goście nie zaczęli się jeszcze schodzić. W rogu pokoju spostrzegła wierzę, z której płynęły dźwięki popu. Martyna skrzywiła się.
- Spokojnie, kolega przyniesie coś w twoim stylu. - Grymas na twarzy Martyny spostrzegła Julka. Miała coś powiedzieć, jednak usłyszała głośne pukanie. Szybko się zerwała i podbiegła do drzwi. Do środka weszli roześmiani znajomi dziewczyn ze szkoły. Większość Martyna znała tylko z widzenia. Siedziała na kanapie, gdy w pewnym momencie poczuła ciepły oddech na swojej szyi.
- Co tak sama siedzisz? Chodź! - Patryk przyciągnął dziewczynę do siebie i już po chwili tańczyli zapominając o całym świecie. Wirowali, czuli się jakby wokół nich nie było nikogo. Dziewczyna kątem oka spostrzegła na twarzy chłopaka zmieszanie. Szepnął jej na ucho:
- Wybacz, o 22 będę musiał zmykać...Nie denerwuj się, to nic poważnego. - Po czym przyciągnął ją  do siebie i obdarzył ciepłym pocałunkiem. Dziewczyna podejrzewała, że coś jest jednak na rzeczy. Pomimo to starała się tym nie przejmować, przynajmniej nie przy nim. Chciała, żeby i ona, i on bawili się tego wieczoru świetnie. Po chwili dołączyli do Julii i Kuby, przyjaciela Patryka, którzy najwyraźniej przypadki sobie do gustu w ostatnim czasie. Usiedli przy nich na kanapie, przerywając im flirt.
- No no, Kuba, widzę, że się dobrze bawisz, a tak bardzo nie chciałeś przychodzić... - Patryk szturchnął kumpla w ramię.
- Teraz nie żałuję - przyciągnął do siebie Julkę, dając jej całusa w czoło. Dziewczyna zaśmiała się wesoło.
- Hej! Nie rozpędzasz się? - Udała oburzenie.
- No nie mów, że ci się nie podoba. - Tym razem cmoknął ja w policzek.
- No może... - Zaśmiała się.
- My tu jesteśmy! - Przypomnieli się Patryk i Martyna, siedząca mu na kolanach.
- Nie zauważyłam... - Julka próbowała być złośliwa. - I jak? Dobrze się bawicie?
- Myślę, że moglibyśmy niejednokrotnie to powtórzyć... - Kuba zwrócił się do Julii.
- Nie ciebie się pytam, głupku! - Po czym spojrzała na Martynę. - A ty czemu jesteś jakaś... Naburmuszona? - Cała trójka spojrzała na dziewczynę. Martyna nie dała rady powstrzymywać śmiechu i już po chwili cała czwórka się śmiała, zapominając z czego. Patryk spojrzał na zegarek.
- Wiecie co, świetna zabawa, ale muszę już lecieć...
- Nie zdążyłeś na dobranockę? - Spytał Kuba, po czym całą paczka wybuchnęła śmiechem. Mieli wyśmienite humory.
- Siemanko wam, cześć piękna - pochylił się do Martyny i pocałował ją mocno. - Zadzwonie jutro.
Martyna też postanowiła już uciekać, nie chciała przeszkadzać Julii i Kubie, dlatego pożegnała się z nim i po chwili już była na zewnątrz. Zastanawiała się, dlaczego Patryk wyszedł tak wcześnie. Przecież mógłby podać jej powód, a tymczasem po prostu ją poinformował, że musi wyjść i nic. Rozejrzała się, w którą stronę mógł ruszyć. Nie czuła się dobrze, sledzac go, jednak była podejrzliwa. Może przemawiała za nią zazdrość? Nie. Nie mogła być tu mowa o zazdrości. Ufala Patryk bezgranicznie. Więc właściwie po co szła za nim? Niedaleko ujrzała jego smukla i wysoką sylwetkę. Idąc za chłopakiem dotarła do parku, do wierzby pod którą pierwszy raz się spotkali. Schowała się za drzewem i obserwowała, co się dzieje. 
Teraz żałowała, że nie powstrzymała ciekawości. Tego widoku wolała nie widzieć. Chłopak trzymał w swoich ramionach niską blondynkę. Po chwili podniósł jej twarz dłonią, tak jak zawsze robił to Martynie i po chwili obdarzył ja pocałunkiem. Dziewczyna poczuła ogromny ukłucie w sercu, jak i zarazem złość. Wybiegła z parku, ścierając z policzków łzy zmieszane z tuszem. Biegła przed siebie, nie zwracając na nic uwagi.
Nie chciała dopuścić do siebie myśli, co się właśnie stało.
Nie mogła uwierzyć, że spotkało to właśnie ją.
Chłopak, którego tak bardzo kochała, właśnie obsciskiwal się z jakąś durną blondyną w parku, i to jeszcze pod ich wierzbą.
Gdy tylko dotarła do domu, weszła tylnymi drzwiami. Nie chciała, żeby ciocia ją zauważyła. Wolała to wszystko przemilczeć. Wpadła do swojego pokoju i od razu rzuciła się z płaczem na łóżko.
- "Może przesadzam? Może to tylko zbieg okoliczności? Może jestem po prostu przewrażliwiona? No ale... Czy gdyby był to zbieg okoliczności, on dawałby się jej przytulać? Co ja mówię? Zdradził mnie! I mógł to robić jeszcze wcześniej! Jak mogłam być taką idiotką?" - myślała dziewczyna.
Obudził ją dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyła imię "Patryk".
- Tak? - spytała, starając się mówić jak najbardziej obojętnym tonem.
- Słuchaj, przepraszam, że tak po prostu wyszedłem. Mama... Znaczy się macocha poprosiła mnie, żebym wrócił wcześniej, bo chciała się razem z tata udać do kina, nie chcieli, żebym wracał po nocy do domu autobusami. - Po tych słowach dziewczyna rzuciła telefonem o ścianę i pogrążyła się w płaczu.
- "A jednak! To nie był przypadek! Patryk gra na dwa fronty." - Odwróciła się w stronę ściany.

Obudziła ją ciocia. Gdy zobaczyła brudną twarz dziewczyny i ślady po płaczu, wiedziała, że coś się stało.
- Martyna.. Co jest? Wyglądasz strasznie. - Zmartwiła się.
- Dzięki ciociu, pocieszyłaś mnie.. - powiedziała, nie ukrywając sarkazmu. - Chcę teraz zostać sama. Mogę?
- Jeśli tylko będziesz chciała porozmawiać, daj mi znać. - odpowiedziała i wyszła z pokoju.
Tego dnia Martyna cały dzień przeleżała w łóżku, nie dając znaku życia. Nie jadła nic. Ciocia od czasu do czasu zaglądała do niej, stawiała na szafce nocnej jedzenie, ale każde stało nienaruszone. Patryk niejednokrotnie starał się z nią skontaktować, jednak ciocia dziewczyny nie dała mu takiej możliwości. Martyna opowiedziała jej o wszystkim, dlatego też kobieta zrozumiała sytuację.
Po dwóch dniach przyszła do niej Julka. Gdy dowiedziała się, co zrobił Patryk, pierwsze co porozmawiała z Kubą. Chłopak o niczym nie wiedział. A może po prostu krył  przyjaciela? Dla Julii było to nieważne. Pojechała do Patryka. Chłopak widząc wściekła Julię i słysząc od niej, w jakim stanie jest Martyna, powiedział jej wszystko. Przejął się, zrozumiał, co zrobił. Jeździł, dzwonił do niej przez kilkanaście tygodni, jednak dziewczyna nie miała mu nic do powiedzenia. Zrozumiał, że ją stracił. Pomimo to nadal ją  kochał.

Martynie przypomniały się sms-y od nijakiej Kamili.



niedziela, 16 grudnia 2012

ROZDZIAŁ VIII - czyli ciepłe słowa

Patryk przyszedł po nią kilka minut po 17. Po wczorajszym wspaniałym dniu z ukochaną postanowił dziś zabrać ją do kina. Był to ostatni tydzień szkoły. Chciał z nią spędzić jak najwięcej czasu.
Zabrzmiał dzwonek do drzwi. Dziewczyna szybko zbiegła po schodach. Wysoki kucyk kołysał się przy każdym kroku, a biała koszula wsadzona w dżinsowe spodenki świetnie podkreślała jej ładną, lecz delikatną opaleniznę.
- Ciociu, wychodzę! - Wsadziła głowę do kuchni. - Idę z Patrykiem do kina, nie masz nic przeciwko?
- Idź idź, tylko nie wróć za późno. - Odpowiedziała Dorota, zerkając na nią znad książki.
Gdy otworzyła drzwi, Patryk stał już na tarasie.
- Cześć piękna - cmoknął ją w policzek - Świetnie wyglądasz.
- Przesadzasz... - Zarumieniła się, po czym wzięła chłopaka za rękę i powoli udawali się w stronę kina.
- Wiesz co... Nie masz nic przeciwko, gdybyśmy zmienili plany? - Spytał po chwili chłopak, spoglądając na swoją dziewczynę.
- A co proponujesz? - Spytała, opierając swoją głowę o jego ramię.
- Zobaczysz.
- Od jakiegoś czasu jesteś dziwnie tajemniczy... - Zaśmiała się. - Nie znałam tej twojej drugiej twarzy.
- Spodoba Ci się, zaufaj mi.
Słońce zaglądało przez gałęzie drzew. Cały park skąpany był w tym cudownym, pomarańczowym świetle. Zdawało się, jakby świat z dnia na dzień co raz bardziej się cieszył na myśl o gorącym lecie. Wszystkim napotkanym osobą chyba także się tak wydawało. Nie dało się nie uśmiechać.
Chłopak przytulił mocniej do siebie dziewczynę, dalej prowadząc do miejsca, które chciał jej pokazać. Był to jego stary dom, w którym mieszkał jeszcze ze swoją mamą i tatą, zanim ich zostawiła.
Stanęli przed jego bramą.
- Nikt tu nie mieszka od prawie 15 lat...
- Dlaczego szliśmy tyle czasu do tego miejsca? - Spytała, rozglądając się wokół.
- Widzisz... Kiedyś tu mieszkałem, jeszcze z mamą. Tylko ten budynek mi po niej został, żadnej innej pamiątki. A widzisz te drzewo? - Wskazał palcem nieduży dąb - Te drzewo tata posadził z nią w dniu ich ślubu, aby kwitło razem z ich uczuciem. Niestety... - Westchnął. - Ona uciekła, a drzewo dalej rośnie.
- Tęsknisz za nią? - Spytała, przytulając się do niego.
- Nie. - Odpowiedział z powagą, bawiąc się jej kucykiem. - Mam cudowną rodzinę, przyjaciół. A najważniejsze, że mam ciebie. Nie potrzeba mi nic do szczęscia. No uśmiechnij się. - Wziął jej twarz w dłonie i dał całusa. Chodźmy już...
- Czy ty... Myślisz o mnie, nas poważnie? - Spacerowali powoli po tym samym parku, co przed chwilą. Zrobiło się nieco chłodniej, chłopak dał dziewczynie swoją bluzę.
- Oczywiście. Może to brzmieć głupio, kończymy dopiero drugą klasę... Ale wiele moich myśli krąży wokół przyszłości. Myśli z tobą w roli głównej.
- Co będziesz robił po liceum? - Spytała, uśmiechając się. Cieszyła się, że jest dla niego ważna. Rozkochał ją w sobie do szaleństwa, jej myśli zawsze błądziły wokół jego osoby. Nie sądziła, że kiedyś będzie równie tak szczęśliwa.
- To głupie, czas mija tak szybko, niedługo będziemy zdawać maturę... A ja dalej nie mam pojęcia co będę robił. Myślałem, czy nie pójść na studia, na architekta... Ale czy przyniesie mi to jakąś większą przyszłość, nie mam pojęcia. A ty?
- Nie jest to jakiś ambitny zawód, ale myślę o studiach polonistycznych, żeby zostać nauczycielką. Marzę o pracy wśród ludzi, by móc poznawać ich charaktery i mieć z nimi kontakt. Albo psycholog. Nie wiem, jeszcze niedawno miałam sześć lat i nie musiałam się martwić nawet tym, co jutro założę na siebie do szkoły. - Westchnęła. - Zimno mi już... Odprowadzisz mnie do domu?
- Nie musisz pytać. - Przytulił ją do siebie. - Jak dobrze, że jesteś.



środa, 12 grudnia 2012

ROZDZIAŁ VII - czyli jestem jego

Martyna usłyszała dzwonek do drzwi. Nieco zdziwiona poszła otworzyć. Było jeszcze za wcześnie, żeby mogła to być jej ciocia. Kiedy otworzyła drzwi, nikogo nie zastała. Rozejrzała się dookoła, trochę zdenerwowana, że może ktoś robi sobie z niej żarty. Gdy już miała zamknąć drzwi, przed sobą, na wycieraczce zobaczyła leżącą jedną czerwoną różę i kopertę. Zaskoczona zabrała je do środka. Domyśliła się, że to od Patryka, jednak jej chłopak zawsze w jakiś sposób umiał ją zaskoczyć.
Wchodziła po schodach, otwierając kopertę. Gdy weszła do pokoju, wyciągnęła złożoną w pół kartkę. Była to własnoręcznie rysowana mapa, prowadząca od jej domu nad Wisłę, jednak nie znała tego zakamarku. Zaciekawiona, szybko poszła przeczesać włosy. Założyła lepsze ubrania i podmalowała rzęsy. Wyszła z domu, idąc szlakiem narysowanym na kartce. W słuchawkach brzmiała muzyka, czuła się jak w telenoweli.
- Co on znów wymyślił? - kłębiło się jej w głowie.
Szła chodnikiem, wokół pełno ludzi, szczęśliwych, rozmawiających, pędzących do pracy. Kilka grajków dawało właśnie koncert. Zatrzymała się i wyjęła słuchawki. Dwóch chłopaków, w zasadzie to mężczyzn, grało na gitarach. Jeden z nich śpiewał. Rozpoznała ten utwór. Pozytywne nuty piosenki Iry sprawiały, że uśmiech sam malował się jej na twarzy. Wrzuciła kilka monet do futerału i szła dalej, przed siebie.
W końcu zauważyła miejsce, do którego prawdopodobnie prowadziła mapa. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przed nią stała biała altana na pomoście. Wokół nie zauważyła nikogo. Była sama. Zaczęła iść w stronę altanki, w pewnym sensie onieśmielona. Wtedy na jej drodze stanął Patryk. Wyglądał jak zawsze świetnie. Oliwkową karnację podkreślała biała koszulka polo i szorty koloru piaskowego, na oczach miał okulary przeciwsłoneczne, w którym mogła się przejrzeć. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech.
Martyna rzuciła mu się na szyję.
- Tak bardzo cię uwielbiam... - Czuł jej ciepły oddech na swojej szyi. Kiedy miał ją w swoich ramionach, czuł, jaka jest delikatna.
- Tylko uwielbiasz? - Udał smutek. - Mamy problem... Bo ja ciebie kocham. I to całym sercem. - Wyszeptał, podnosząc dłonią jej głowę tak, żeby spojrzeć jej w oczy.
- Nie mamy problemu, bo ja ciebie jeszcze bardziej. Boże, tu jest pięknie... - Odsunęła się od niego, biorąc go za rękę.
Weszli do altanki. Słońce zaglądało do środka spomiędzy drewnianych przerw w ściankach. Na stole czekała przygotowana przez Patryka kolacja. Na środku stołu bukiet róż. Jedną z tych róż znalazła pod drzwiami.
Po zjedzeniu kolacji i wielu czułych wyznań, Martyna wstała i wyszła z altany.
- No chodź! - Spojrzała na niego z uśmiechem i zaczęła uciekać w stronę wody.
- Co ty robisz?! - Nim zdążył wyjść, dziewczyna już była w wodzie. Szybko zanurkowała, chcąc wystraszyć chłopaka.
- Martyna! - Krzyknął, w biegu ściągnął koszulkę i wskoczył do wody. W tej chwili dziewczyna się wynurzyła.
- O ty... - Szybko złapał ją w swoje ramiona. Zaczął ją łaskotać i ochlapywać wodą. Dziewczyna głośno się smiała, wreszcie czuła się szczęśliwa.Woda nie była ani za ciepła, ani za zimna, jednak był to już koniec czerwca i słońce zdążyło ją podgrzać.
Martynie udało się wyswobodzić z jego uścisku i odwróciła się w jego stronę, w pewnej odległości.
- Przepraszam, chciałam cię tylko nabrać... Wybaczysz? - Uśmiechnęła się, mając nadzieje, że słodko.
- No chodź tu... - Patryk powoli kierował się w jej stronę, lecz Martynie właśnie o to chodziło, szybko się odsunęła i uderzyła ręką powierzchnie wody. Szybko zaczęła ochlapywać chłopaka, śmiejąc się z jego bezbronności.
Po chwili zabawy podpłynęła do niego i mocno się przytuliła.
- Zimno mi już...
- Jeszcze tylko coś ci pokażę i idziemy do mnie. - Po czym szybko zanurzył się z nią pod wodę, korzystając z okazji, że jest do niego przytulona.
Dziewczyna, mimo że woda była jeszcze zimniejsza, czuła ciepło jego miękkich ust na swoich.

Obudziło ją słońce zaglądające przez okno do pokoju Patryka. Była w jego koszulce. Sięgała jej prawie do kolan. Czuła się taka szczęśliwa. Rozejrzała się po pokoju, jednak po Patryku ani śladu. Wstała z łóżka i przeciągnęła się leniwie, po czym skierowała się w stronę kuchni, słysząc coraz głośniejsze szmery.
Patryk stał przy kuchence, przygotowując śniadanie. Dziewczyna zaszła go od tyłu, przytulając się do niego.
- Ah... Miałem ci zrobić niespodziankę. - Powiedział, odwracając ją do siebie. - Dzień dobry. - Dał jej całusa.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała, rumieniąc się. - Obawiam się, że niedługo będę musiała wrócić do domu. Kiedy wyszłam, ciocia była jeszcze w pracy. Na pewno się niepokoi...
- Nie puszczę cię nigdzie bez śniadania. Siadaj. - Odsunął jej krzesło przy stole.
- A gdzie twoi rodzice? - Spytała.
- Pracują od samego rana, poza tym nie martw się, wiedzą, że tu jesteś. - Uśmiechnął się. - Lubią cię. I dobrze, bo muszą się przyzwyczajać do twojej obecności. Jesteś dla mnie naprawdę ważna. - Spojrzał na nią przenikliwie, jednak nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Wiedział, że jest jego.


czwartek, 6 grudnia 2012

ROZDZIAŁ VI - czyli kto nie lubi niespodzianek?

Martyna siedziała na łóżku. Wokół niej rozłożone były wszystkie albumy ze zdjęciami i dokumenty, jakie tylko udało jej się znaleźć. Oprócz tego zdjęcia, które znalazła już wcześniej, nie rzuciło jej się w oczy coś innego, podejrzanego. Kiedy wstała, żeby podgłosnić muzykę dobiegającą z laptopa, zabrzmiał dzwonek do drzwi. Kątem oka spojrzała na zegarek.
- O cholera, zasiedziałam się... - pomyślała sobie i szybko zaczęła upychać wszystkie rzeczy pod łóżko, żeby ciocia niczego nie dostrzegła. Zmęczona i nieco roztrzęsiona zeszła na dół i otworzyła drzwi. Tego widoku się nie spodziewała.
- Boże... - Przerażona widokiem Julii, której po twarzy spływała strużka krwi, uniosła dłonie do twarzy. - Wchodź szybko i siadaj na kanapie, nie zdejmuj butów.
Zakrwawiona i blada dziewczyna weszła powoli do domu. Martyna w tym czasie szybko poszła po opatrunki, wstawiając przy okazji wodę na herbatę.
Widok przyjaciółki w takim stanie doprowadzał ją do łez.
- Kto ci to zrobił? - Spytała zachrypniętym głosem, siadając koło niej i oglądając ranę na skroni.
- Przesadził. - Odpowiedziała cicho.
- KTO?
- Stary... To znaczy tata. Znowu się upił... Kiedy podniósł rękę na mamę, stanęłam w jej obronie, pierwszy raz. Widzisz skutek.
- Dlaczego nigdy mi nic nie mówiłaś? Dobrze wiesz, że pomogłabym ci...
- Kiedy nie pił, był zupełnie innym człowiekiem. Zaczął nadużywać alkoholu kiedy stracił pracę. Ale pomimo tego mama go kocha i nie potrafi go zostawić, boi się, że go straci i pozwala mu na wszystko. Nigdy nie okazywałam, że w mojej rodzinie coś się dzieje. Moja siostra zdążyła już uciec z tego piekła, jest już pełnoletnia. Wygląda to mniej więcej tak: kiedy mama mówi, że ma się wynosić, przez około tydzień jest spokój, przeprosiny, obietnice. Lecz potem znowu to samo. Mama mu za każdym razem ulega. Czasami boję się wracać do domu, z myślą, że znowu wybuchnie awantura. Tak jak dzisiaj. - Wskazała na swoją brew, po czym wstała i podwinęła koszulkę. Martynę zatkało. Na plecach zobaczyła świeże odbicie męskiej dłoni i siniaki, które z pewnością musiał jej nabić wcześniej. Widok był przerażający.
- Jeśli ty nic z tym nie zrobisz, ja wezmę sprawy w swoje ręce. Nie pozwolę was krzywdzić.
- Boję się, że jeśli mama lub ja cokolwiek z tym zrobimy, zacznie się mścić... - Julia pociągnęła nosem.
Kiedy Martyna skończyła opatrywać jej ranę, zaprosiła Julię do kuchni.
- Ani mi się myśli, żebyś miała wracać do domu. Zostajesz tutaj. - Rzekła Martyna, zaparzając herbatę.
- Dziękuję ci, ale co z moją mamą? Boję się o nią...
- On często wychodzi z domu? - Spytała. - Jeśli tak, jutro pierwszym co zrobimy będzie pójście do twojego domu i spakujemy was. Ciocia na pewno zrozumie. A teraz chodź, zrobimy kolacje - spojrzała na zegarek - Ciocia się spóźnia, ale to nic. No wstawaj i rozchmurz się! - Wysłała do Julki uśmiech. - Teraz wszystko się zmieni, obiecuję.
- Jezu, nie wiem jak ci dziękować...
- Nie dziękuj, tylko rób tą kolacje! - Zaśmiała się. - Wybierz coś na co masz ochotę, a ja polecę przygotować dla ciebie pościel.
- Martyna, dziękuję...
- Cicho!

- Wiesz co, rozmyśliłam się, chodźmy już do klasy... - Martyna i Julka kierowały się właśnie w stronę pedagoga szkolnego.
- Jak możesz w takiej chwili tchórzyć? Zapomniałaś, co się stało? - Wskazała na jej brew.
- Ale... Martyna, wróćmy! - Z błaganiem spojrzała na Martynę, zatrzymując się na środku pustego korytarza,
- A pomyślałaś o mamie? Sama wczoraj powtarzałaś, że nie pozwolisz, żeby ją skrzywdził... To się musi skończyć!
Julka westchnęła.
- Ale on znowu może coś nam zrobić, jeśli tylko się dowie, że doniosłam na niego...
- Julka, czy ty siebie słyszysz? - Martyna złapała ją za ramiona - Bił ciebie i twoją mamę. Wyrządzał wam krzywdę, masz całe posiniaczone ciało, twojej mamy nie widziałam, ale pewnie sama widziałaś jej ślady... A pamiętasz ten ból? A jeśli powiesz, to wszystko się skończy, on pójdzie do więzienia, a wy zaczniecie nowy rozdział w życiu.
Dziewczyna długo spoglądała w przestrzeń, kiedy w końcu wykonała krok do przodu.
- Chodź.

Minął tydzień. Ojczym dziewczyny został tymczasowo zamknięty w areszcie i wszczęto przeciw jemu postępowanie. Dziewczyna razem z mamą poszukiwały mieszkania blisko domu Martyny. Wydawało się, że od tego wydarzenia minęło kilka miesięcy, a nie tydzień, tyle się wydarzyło. W tym czasie obie kobiety rozkwitały.
Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Było to widać po uczniach, jak i nauczycielach. Słońce przygrzewało jak w samym środku lipca. Tego dnia, Patryk z Martyną siedzieli na przerwie pod drzewem.
- Jak będziesz spędzać wakacje? - spytał Patryk z zamkniętymi oczami.
- Nie mam żadnych planów.. - odpowiedziała Martyna. - A ty?
- Zastanawiałem się, czy nie poszukać pracy... Zawsze jakieś zajęcie, a i przy okazji trochę zarobię. W lipcu kończę osiemnastkę, to i na prawko będzie. A jak będę miał samochód, wtedy będziemy mogli się razem gdzieś wybrać... - Dał jej całusa w policzek.
- A będziesz miał dla mnie czas?
- Dla ciebie zawsze. Poza tym, jeszcze nie jestem tego pewien...
- Podoba mi się ten pomysł. Ja też w sumie mogłabym znaleźć coś dla siebie, przydałaby mi się chwila oddechu, czas się usamodzielnić... Ciągle siedzę na głowie cioci, a w końcu jestem prawie dorosła...
W tym momencie podeszła do nich Julia.
- Tu jest moja ulubiona para, wszędzie was szukałam! - Powiedziała, uśmiechając się. - Mogę się do was dosiąść?
- Siadaj. - powiedzieli chórem Martyna i Patryk.
- To co amorki... Tak tutaj sobie gruchacie, a nauczeni na polski?
- Tak, jak zawsze przecież... - Odpowiedziała Martyna.
- Wiecie, będę tęsknić za wami w wakacje. - Julia zmieniła temat.
- Dlaczego? - spytała Martyna, nieco zdziwiona. - W końcu są wakacje, możemy wychodzić kiedy tylko chcemy!
- No tak, ale razem z mamą wyjeżdżamy do rodziny, nieco się zrelaksować. - puściła oczko Julia.
- Nie wspominałaś mi o tym wcześniej.. - powiedziała Martyna, z nutką rezygnacji. - Przecież tyle rzeczy zaplanowałyśmy. Wypady za miasto, zakupy...
- Wyjazdu nie planowałam z mamą wcześniej. Przepraszam.
Patryk w tym czasie siedział cicho z zamkniętymi oczami. Był w zupełnie innym świecie.

Po lekcjach Patryk odprowadził Martynę do domu. Sam jednak udał się do siebie. Postanowił zaplanować dla niej niespodziankę. Następnego dnia wypadała sobota. Niezwykła sobota.. Jutro mija dokładnie pół roku, od kiedy są razem. Wyjął z plecaka kupione wcześniej rzeczy. Zaczął rysować mapę, prowadzącą do miejsca na plaży. Kiedy skończył, schował ją do koperty i podpisał imieniem dziewczyny.
Następnego dnia, około godziny 18, udał się pod dom dziewczyny. Na wycieraczce położył bukiet kwiatów i kopertę. Zadzwonił dzwonkiem i szybko uciekł. Udał się do owego miejsca, dokąd prowadziła narysowana przez niego mapa. Była to altana pośrodku plaży, ozdobiona najróżniejszymi kwiatami. W środku stała przygotowana przez niego kolacja dla ich dwojga. Chłopak ubrany był w najlepsze ubrania. Miał nadzieję, że spodoba się Martynie jeszcze bardziej.



środa, 5 grudnia 2012

ROZDZIAŁ V - czyli rodzinne tajemnice

- Ty i Patryk... To tak już na poważnie? - Spytała Julka. Dziewczyna pomagała Martynie nadrobić zaległości.
- Wiesz, sama nie wiem.. Jednak wydaje mi się tym odpowiednim. Do tej pory nie byłam w żadnym poważnym związku. Nie widziałam, żeby w starej szkole jakikolwiek zwracał na mnie uwagę. W tej szkole z resztą też.
- Co ty gadasz? - wytrzeszczyła oczy Julia - Żartujesz sobie, prawda? Jesteś w naszej szkole już 5 miesięcy, zbliżają się wakacje, a ty mówisz, że żadnemu się nie podobasz?
- No tak. - odpowiedziała, ze spuszczoną głową. - zresztą nie zwracam teraz na innych uwagi. Mam przecież Patryka.
- Martyna... Ja chcę ci tylko uświadomić, że masz niską samoocenę. Zacznij siebie doceniać! Jak na razie gadasz głupoty o sobie. Czy ty naprawdę nie zauważasz, że gdy tylko przechodzisz przez korytarz, większość chłopaków milknie i patrzy na ciebie?
- Nie zauważyłam i uważam, że mówisz tak tylko dlatego, żeby sprawić mi przyjemność.
- Nie mówię, żeby sprawić ci przyjemność. Mówię, bo jesteś moją przyjaciółką i chcę ci w końcu wbić do głowy, żebyś zaczęła siebie doceniać! - przytuliła dziewczynę.
- Mówiłam ci już, że jesteś dla mnie jak siostra? - spytała Martyna.
- I to ile razy! - odpowiedziała Julia, śmiejąc się.
- No dobra, weźmy się do nauki, bo jak tak dalej pójdzie to niczego się nie nauczę. - zaśmiała się.

Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Dni były coraz dłuższe i cieplejsze. Martynie zdjęto już gips z nogi i ręki, więc funkcjonowała normalnie. Tego dnia spędzała czas z Patrykiem. Siedzieli pod wierzbą. Tą, pod którą siedzieli na swojej pierwszej randce. Wspominali swoje pierwsze kłótnie, jak i wypady za miasto. Lepsze i gorsze dni.
- Zawsze się głowiłam nad tym, dlaczego akurat ty podniosłeś rękę, kiedy pan Kulikowski spytał się, z kim mogłabym usiąść i oprowadziłby mnie po szkole.
- Na pewno chcesz wiedzieć? - spytał z powagą.
- Pewnie dlatego pytam... - odpowiedziała, po czym dała całusa w czoło.
- Z początku, kiedy się tobie przyjrzałem to muszę przyznać, od razu mi się spodobałaś. Nie było się czemu dziwić. Większości chłopaków zawróciłaś wtedy w głowie. - przerwał na chwilę, widząc, że dziewczyna zaczęła się śmiać. - Dlaczego się śmiejesz?
- No wiesz.. rozbawiły mnie po prostu twoje słowa. - zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Dlaczego? - spytał, uśmiechając się. - Przecież nie powiedziałem nic zabawnego.
- Powiedziałeś, powiedziałeś. To o chłopakach. Wiem, że tak nie było. Teraz tak na poważnie. Dlaczego ty się zgłosiłeś?
- Było i jest do tej pory. Zgłosiłem się, ponieważ wydałaś mi się być taka, jakby to określić.. Wyjątkowa. Biło od ciebie jakieś dziwne ciepło. A ten twój nieśmiały wyraz twarzy był wręcz czarujący... Teraz się cieszę, że jesteś moja. - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy.
- Jestem i będę. Zawsze. - odpowiedziała, po czym przytuliła się do niego mocno.

Następnego dnia nie spotkali się. Kiedy wróciła ze szkoły, zaczęła się zastanawiać nad tym, czy nie poszukać chociażby zdjęcia swojego biologicznego ojca. Wczorajszego dnia rozmawiała o tym z Patrykiem, jednak jego niechęć do odnalezienia swojej matki była jeszcze większa. Nie popierał tego, co chciała zrobić Martyna, lecz był to jej wybór i postanowił to uszanować.
Dziewczyna zaczęła oglądać albumy, które założyła razem z mamą i ojczymem. Ostatnim zdjęciem, jakie zdążyła z nią wkleić była ich trójka. To samo zdjęcie, które chłopak zauważył na ścianie, kiedy po raz pierwszy wszedł do jej domu. Po policzkach dziewczyny spłynęły łzy. Szepnęła cichuteńko, chodź i tak była sama w domu: 
- Mamo... Tak bardzo mi ciebie brakuje... - po czym pocałowała zdjęcie.
Przeglądała wszystkie zdjęcia po kolei, mając nadzieję, że rzuci jej się w oczy jakiś podejrzany facet. Jej chrzest, trzecie urodziny, pierwsza komunia święta, bierzmowanie... Wszystkie przepłynęło jej przed oczami tak, jakby to było wczoraj. W końcu zobaczyła dziwnie podejrzane zdjęcie. Nie pamiętała, żeby wklejała je razem z mamą. Ujrzała na nim młodą kobietę, zapewne jej mamę. Obok stał nieznajomy mężczyzna. Wysoki brunet o równie piwnych oczach jak Martyny. Poczuła niemały lęk, ponieważ jej mama miała oczy niebieskie. Nie mogła jednak bezpodstawnie stwierdzić, że to jej ojciec. Postanowiła wieczorem porozmawiać ze swoją ciocią. Miała nadzieję, że chociaż ona wie coś na ten temat. Odłożyła albumy, lecz dziwne zdjęcie zabrała ze sobą do pokoju. Poczuła, że trzęsą jej się dłonie.
- To chyba nie był dobry pomysł brać sprawę we własne ręce. 

sobota, 1 grudnia 2012

ROZDZIAŁ IV - czyli początek złej passy

Minęły trzy miesiące, od kiedy są parą. Spotykali się dzień w dzień, chodzili do jednej klasy. Martyna zaprzyjaźniła się z Julką i stały się praktycznie nierozłączne. Bardzo dobrze się ze sobą dogadywały, miały wiele wspólnych zainteresować i podobne charaktery. W szkole dziewczyna nie była już nazywana 'nową'. Przyzwyczaiła się do ludzi, bez przerwy rozmawiała z nauczycielami i wdawała się w różne organizacje samorządu szkolnego,

Tego dnia Martyna i Patryk siedzieli w kawiarni, popijając herbatę. W pewnym momencie dziewczyna zagaiła:
- Zapomniałam o czymś ważnym, dobrze, że mi się przypomniało. Julka ma niebawem urodziny, musimy coś koniecznie wymyślić.
- Pamiętam o tym kochanie, może pójdziemy do mnie i poszukamy jakichś ciekawych pomysłów w necie? 
Martyna bez zawahania się zgodziła. Po około dwudziestominutowym spacerze stali na tarasie przed ładnym, zadbanym domem. Chłopak włożył klucz do zamka i zaprosił Martynę do środka. Dziewczyna z szokiem rozglądała się po domu. Panował w nim duży luksus, jeszcze nigdy nie była w tak ładnym domu. Chyba zauważył jej skrępowanie, bo już po chwili zaproponował, by poszli do jego pokoju. 
Po chwili siedziała już w fotelu-poduszce, popijając sok. Jego pokój był niezwykle przytulny. Nie był ogromnych rozmiarów. Na ścianach wisiały plakaty zespołów rockowych, a w kącie pokoju stała wieża i cały regał płyt. Martyna nie widziała, że jest on aż takim fanem tej muzyki. Od razu zaproponowała, żeby puścił jej jedną z płyt. Już po chwili zaczęła rozbrzmiewać coraz głośniejsza muzyka. Siedzieli przytuleni do siebie.
- Może jesteś głodna? Pójdę zrobić coś do jedzenia, co ty na to? - spytał po chwili.
- Jasne. - powiedziała, dając mu całusa.

Gdy wyszedł z pokoju, Martyna zauważyła, że zostawił telefon. Z ciekawości zaczęła go przeglądać, choć nie była dumna z tego co robi. Miała do niego ogromne zaufanie, jednak to było silniejsze od niej. Po chwili coś przykuło jej uwagę. Zobaczyła wiadomość od jakiejś dziewczyny, która dała jej wiele do namysłu. 


"Kiedy się znów spotkamy? Stęskniłam się!", 
Przewinęła wiadomości i dostrzegła następną:
"Świetnie się z Tobą bawiłam, dziękuję za spotkanie, czekam na więcej" 

Do jej oczu napłynęły łzy, lecz nie chciała, żeby Patryk cokolwiek podejrzewał. Szybko odłożyła telefon. Kiedy chłopak wszedł do pokoju z jedzeniem, Martyna rzuciła szybko:
- Wiesz, właśnie napisała do mnie ciocia. Muszę już lecieć - po czym wstała i wyszła z domu. Kiedy Patryk chciał ją pocałować na pożegnanie, ta szybko się odsunęła i zaczęła biec przed siebie. Chłopak był zdezorientowany i nie wiedział o co chodzi. Zaczął za nią biec, jednak nie zdążył jej dogonić. Zrezygnowany wrócił do domu. Wziął telefon do ręki, żeby do niej zadzwonić. Zauważył, że ma otwartą wiadomość.
Dziewczyna szybko biegła, ocierając co chwile potok łez, który w deszczu i tak był nic niewarty. Nigdy jej nawet nie przyszło na myśl, że mógłby ją zdradzać z kimś innym. Miała w głowie kompletny mętlik, myśl za myślą, dziewczyna nie nadążała za samą sobą. Biegła ile sił w nogach, aż zostało jej do pokonania jedno skrzyżowanie. Nie rozglądając się, szybko wbiegła na pasy. Po chwili poczuła ogromny ból na lewym udzie. Był na tyle silny, że zakręciło jej się w głowie i straciła przytomność.


Patryk leżał na łóżku, przesłuchując do końca płytę, którą słuchał z Martyną. Zastanawiał się, o co jej mogło chodzić. Na pewno bez powodu nie zmyłaby się tak szybko. Widział, że miał otwartą w telefonie wiadomość ale o czym to mogło świadczyć? Nie wiedział, czy dziewczyna w ogóle miała ten telefon w rękach, może po prostu sam jej nie zamknął?  

Wydawało mu się, że nawet przed nim uciekała. Gdy leżał w łóżku tak zamyślony, usłyszał telefon. Wyświetlił się nieznany numer, więc odebrał z niepewnością. W słuchawce zabrzmiał zapłakany głos.
- Słucham? - spytał.
- Dobry wieczór, przepraszam, że tak późno. Czy rozmawiam z Patrykiem? - usłyszał chlipnięcie.
- Tak, a kto mówi? - Zapytał zdezorientowany.
- Z tej strony Dorota, ciocia Martyny...
- Dlaczego pani płacze? Co się stało? - spytał.
- Martyna miała wypadek.
- Słucham?! - Niemal krzyknął do telefonu.
- Gdy wracała do domu, prawdopodobnie od ciebie, nie rozglądając się wbiegła na skrzyżowanie. Mężczyzna, który ją potrącił nie zdążył wyhamować. Teraz leży w szpitalu w śpiączce z pękniętą czaszką. Nie wiadomo, czy... jeszcze się obudzi.
- W którym szpitalu leży? - spytał, zdławionym głosem.
- Świętej Anny.
- Dziękuję, że pani do mnie zadzwoniła. W przeciwnym razie pewnie bym się o tym nie dowiedział... - Po czym zakończył rozmowę.
Otumaniony siedział na łóżku, gapiąc się bezmyślnie w ścianę.

Całą noc nie zmrużył oka. Następnego dnia nie zamierzał iść do szkoły. Z rana, bez namysłu wsiadł do autobusu i udał się do szpitala. Kiedy przechodził koło pielęgniarki, od razu spytał się, gdzie leży Martyna. Kobieta zaprowadziła go do sali. Gdy ujrzał dziewczynę, jego oczy napełniły się łzami. Dziewczyna wyglądała tragicznie. Głowę miała owiniętą grubym bandażem, lewą nogę i prawą rękę w gipsie. Twarz miała strasznie bladą, siną.
Usiadł na krześle po jej lewej stronie i wziął za rękę. Splótł jej dłoń na swojej. Zaczął jej opowiadać o wszystkim.
Siedział z nią całymi dniami. Opowiadał jej, co się dzieje w szkole, jego domu. Po prostu o wszystkim. Za każdym razem, kiedy ją widział łzy cisnęły mu się do oczu, jednak starał się być twardy. Codziennie wieczorami rozmawiał z ciocią Martyny. Było jej równie ciężko jak Patrykowi.

Tego dnia chłopak siedział przy niej jak zwykle. W pewnym momencie zauważył, że Martyna poruszyła powiekami. Nie mógł uwierzyć, niemal zaczął krzyczeć w radości.
- Martyna? Panie doktorze! - Chłopak szybko wybiegł z sali, w poszukiwaniu lekarza.
Dziewczyna po chwili otworzyła oczy, jednak nie odezwała się ani słowem. Była w szoku.
- Gdzie... Gdzie ja jestem? - spytała ochrypniętym głosem. - Co ty tu robisz? Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - Szepnęła nieco pewniejszym tonem.
- Martyna...
- Idź stąd...
Patryk posłusznie wstał i wyszedł bez słowa.
Wiedział, że dziewczyna nie chce go widzieć. Jednak nie umiał jej tak po prostu zostawić. Potrzebował jej i nie potrafił jej zostawić. Około godziny 20, jeszcze tego samego dnia przyjechał do szpitala. Zanim się z nią zobaczył, dowiedział się od pielęgniarki, że jej stan stanowczo się poprawił, jednak kiedy wszedł do pokoju, do oczu znowu zaczęły cisnąć mu się łzy. Czuł się mało męsko, nie chciał, żeby ona to zauważyła, jednak za późno. Stanął w drzwiach z jedną czerwoną różą.
- Dlaczego płaczesz? - Spytała łagodnym tonem.
- Jestem winny twojemu wypadkowi. - Powiedział, siadając na jej łóżku.
- Dlaczego tak uważasz? - Nagle przypomniała sobie, dlaczego tak biegła. Po chwili była znów wściekła, a zarazem miała ochotę płakać.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego tak nagle uciekłaś? - Spytał, łapiąc ją za rękę.
- Wiesz... Jest mi głupio. Kiedy wyszedłeś, przeczytałam twoje sms'y. Mógłbyś mi powiedzieć, kim jest ta Kamila, z którą się spotykałeś?
- Kamila? - Spytał, zmieszany. Dziewczyna miała wrażenie, że kłamie. - Martyna... Kamila to moja kuzynka, mieszka w Krakowie. Źle to zrozumiałaś. Chyba nie myślisz, że mógłbym... - Nie dokończył, bo Martyna swoją lewą, zdrową ręką przyciągnęła do siebie i pocałowała. Po policzku spływały jej łzy. Uświadomiła sobie, że mogła stracić życie.
- Jesteś dla mnie wszystkim i nie mogę myśleć o tym, że mogłem cię stracić. - Wyszeptał Patryk.

Patryk przez całymi dniami siedział przy jej łóżku. Nie chciał jej zostawiać samej. W szpitalu musiała leżeć jeszcze przez około 2 tygodnie.
- Wiesz.. - powiedziała Martyna. - Kiedy byłam w śpiączce, miałam wrażenie, że ktoś cały czas mi opowiadał. Gdy się obudziłam i zobaczyłam ciebie, na początku myślałam, że nie żyję. Po chwili jednak zorientowałam się, gdzie jestem. Wtedy sobie przypomniałam o tej Kamili i nie chciałam cię już więcej widzieć.



piątek, 30 listopada 2012

ROZDZIAŁ III - czyli motylki w brzuchu

Siedzieli pod wierzbą, trzymając się za ręce. Gdyby jakaś przypadkowa osoba spotkała ich, stwierdziłaby, że są oni w sobie bardzo zakochani, nie wiedząc, że znają się dopiero kilka dni.
- A jacy są twoi rodzice? - Spytał w pewnej chwili.
Martyna spojrzała mu w oczy, po czym powiedziała:
- Moja mama nie żyje. Zginęła w wypadku razem z moim ojczymem, którego traktowałam jak własnego ojca. Byli dla mnie największym wsparciem. Do tej pory okropnie za nimi tęsknie, pomimo tak długiego czasu. – Westchnęła cicho. Chłopak odgarnął jej włosy za ucho. - Taty nigdy nie poznałam. Odszedł od mamy, kiedy powiedziała mu, że jest w ciąży. Nie dziwię się, byli tacy młodzi. Nie wyobrażam sobie żebym w tym wieku miała urodzić dziecko. Miał 19-naście lat, zrozumiałe jest, że chciał czerpać z życia to co najlepsze. Nie dla niego przewijanie pieluchy. 
- Nie wiem co powiedzieć… Bardzo mi przykro, rozumiem twoje cierpienie, to przecież normalne, że za nimi tęsknisz. - Wtrącił Patryk.
- Kiedyś podsłuchałam rozmowę mojej mamy i cioci Doroty. Miałam wtedy 8 lat. Nieraz nachodziła mnie wielka ciekawość, żeby go poszukać. Jednak rezygnowałam z tego pomysłu. Sama nie wiem dlaczego.. Może się bałam? Moje życie układa się teraz zupełnie inaczej i jestem szczęśliwa, muszę to przyznać. Nie chcę, żeby coś się zmieniło. Do tej pory wychowywała mnie babcia, jednak po jej śmieci... – Martyna zamilkła. Patryk przytulił ją do siebie mocniej. - Mieszkam z ciocią. Gdyby nie ona, wylądowałabym w domu dziecka. - Po policzku pociekła jej łza. Patryk ją otarł.
- U mnie jest podobnie.
- Jak to?
- Mieszkam z moim ojcem i macochą. Nie pamiętam swojej matki. Odeszła od taty do innego, młodszego faceta, kiedy byłem jeszcze 3-latkiem. Nie czuję do niej niczego, nawet szacunku. Przyzwyczaiłem się już do tego co jest teraz, tak jak ty. Macocha jest w porządku, umiem ją nazwać mamą. Nigdy nie przychodziła mi do głowy myśl, żeby ją odszukać. Tata opowiadał mi, jak się czuł, kiedy zobaczył karteczkę na stole z napisem: 
"Odchodzę. nie szukaj mnie. Poznałam mężczyznę mojego życia i jestem bezpieczna. opiekuj się naszym synkiem. Myślę, że wychowasz go na prawdziwego mężczyznę. Mnie to przerasta, nie nadaję się do tego. Przepraszam. " 
Patryk miał poważną minę, jeszcze nigdy nie widziała u niego takiego wyrazu twarzy. 
- Dlatego też mam dystans do dziewczyn. Z tobą było inaczej. Wydałaś mi się wyjątkowa. Od samego początku.
Martyna zarumieniła się. Jeszcze nigdy nie usłyszała takich słów. W starej szkole wiele zabiegało o jej względy, ale każdego odrzucała. Nie chciała zawracać sobie głowy, chłopcy byli dla niej tylko problemem. Dlaczego? Za dużo nasłuchała się o rozterkach swoich koleżanek. Uważała, że lepiej było nie pakować się w miłość. Przy Patryku czuła coś innego. Bił od niego pewien urok, czego Martyna nie mogła zrozumieć. Czuła, że łączy ich jakaś więź. Chłopak był tego samego zdania. Dziewczyna z każdym ich spotkaniem robiła na nim coraz większe wrażenie.
W pewnej chwili Patryk przyciągnął do siebie Martynę i ją czule objął. Siedzieli tak przez jakiś czas, nie odzywając się do siebie. Cieszyli się chwila.
Ciszę przerwał chłopak:
- Lubię czuć twoją obecność… Co ty takiego masz w sobie?
- Nie umiem ci na to odpowiedzieć… - Zaśmiała się cicho.
- Przyciągnęłaś mnie do siebie wyglądem, zatrzymaj mnie charakterem. – Połaskotał ją. Dziewczyna, wiercąc się, zaśmiała się głośno.
- Patryk, przestań! – Śmiała się jeszcze głośniej.
- I bardzo lubię też twój śmiech! – Uśmiechnął się szeroko.


Niedziela. Martyna siedziała przy swoim biurku i rysowała postacie z bajek. To był jej patent na zwalczenie nudy. Ścianę nad łóżkiem zdobyły właśnie jej szkice. Postacie z Myszki Miki, kłócący się Tom i Jerry, Scooby – Doo i jego ferajna… Lubiła powracać myślami do przeszłości, kiedy jeszcze żyli jej rodzice.
Dzień w dzień wymieniała się sms-ami z Patrykiem. Jej myśli krążyły szczególnie wokół jego osoby. Nigdy nie darzyła kogoś tak mocnym uczuciem jak jego. Dzisiejszego dnia nie umówiła się z nim, gdyż w końcu jej ciocia miała dzień wolny od pracy i mogły się porządnie wygadać. Wstała od biurka, powiesiła swoje kolejne dzieło nad łóżkiem i zeszła na dół. Ciocia jak zwykle siedziała z nosem w gazecie. Gdy podniosła wzrok i zobaczyła dziewczynę, szeroko się uśmiechnęła.
- Coś czuję, że masz mi dużo do powiedzenia...  – powiedziała, wstając od stołu. – Sekundka, stawię tylko wodę na herbatę.
Martyna usiadła na krześle.
- Nawet nie wiesz jak dużo do powiedzenia. - W jej oczach pojawiły się iskierki.
- Zamieniam się w słuch.
- Chyba jestem zakochana... Jestem. I to po uszy. - Oczy Doroty stały się okrągłe jak złotówki.
Dziewczyna opowiedziała jej o Patryku i Laurze, która okłamała ją, żeby ich skłócić, a także o Julii, która jako pierwsza z koleżanek z klasy wyciągnęła do niej dłoń. To właśnie ona opowiedziała jej o intrydze Laury. Dorota z wyraźnym zaciekawieniem słuchała każde jej słowo.
- Planujesz się z nim dzisiaj spotkać? - Spytała po chwili.
- Nie umawiałam się z nim wczoraj, chciałam spędzić czas z tobą.
- Cieszę się z tego powodu, bo chciałam ci zasugerować, że mogłybyśmy dzisiaj pojechać na grób twoich rodziców… - zmieszała się nieco.
- Jasne. - odpowiedziała Martyna, a jej twarz znowu trochę posmutniała.

Około godziny 16 były już na cmentarzu. Nie odzywały się do siebie, siedziały na ławce przez grobem i przyglądały się zdjęciom. Ciszę przerwała ciocia.
- Jesteś tak podobna do swojej mamy... Nieraz, gdy widzę cię w domu, mam wrażenie, że to ona. Bardzo mi jej brakuje. Cieszę się, że mam ciebie. - przytuliła ją.
Po policzku Martyny spłynęła łza. Nauczyła się żyć bez mamy i ojczyma, jednak pamięć o nich nigdy w jej głowie nie wygaśnie.
Kiedy wróciły do domu, dochodziła 19. Martyna szybko powędrowała do swojego pokoju i oddała się rozmowie z Patrykiem.


Następnego dnia, gdy tylko dochodziła do swojej szafki, zobaczyła już pod nią Patryka. Na jej widok szeroko się uśmiechnął, po czym podszedł do jej stronę.
- Cześć Piękna. - powiedział, dając całusa w policzek.
- Mhm… No cześć. - powiedziała, czując rumieńce na twarzy.
- Jak ci minął wczorajszy dzień? - spytał, kiedy szli pod swoją klasę. Trzymali się za ręce, kiedy podeszła do nich Julia.
- No, widzę, że wszystko między wami już w porządku. Cieszę się bardzo. - Powiedziała do pary z uśmiechem na twarzy. - Wybacz Patryk, ale porywam ci kobietę. - Puściła do niego oczko.
Dziewczyny szły w stronę ławek, kiedy zobaczyły Laurę. Podeszła do Martyny ze skruszonym wyrazem twarzy.
- Cześć Martyna... Wiesz, chciałabym cię przeprosić. Za te głupstwa, które mówiłam na temat Patryka. Byłam o ciebie zazdrosna. Zabiegałam o jego względy od początku roku, ale do tej pory mi się nie udało. Zdenerwowałam się, że zaczął cię podrywać od razu, kiedy do nas doszłaś. Przepraszam. - miała bardzo szczery wyraz twarzy, co Martynę przekonało. Wydawało jej się, że na prawdę jest jej głupio.
- Jasne, nie ma sprawy. Nie przejmuj się, rozumiem to. Zgoda? - spytała, wyciągając do niej dłoń. Laura ją przyjęła.
- Zgoda. - uśmiechnęła się, po czym odeszła.
Julia miała nieco zdezorientowaną minę.
- Nigdy jeszcze nie widziałam u Laury takiego wyrazu twarzy... Wyglądała jakby skończył się jej tusz do rzęs. – Obie się zaśmiały.
- Ja też, dlatego zaproponowałam koleżeństwo. Nie chcę mieć na pieńku z klasą... - Uśmiechnęła się lekko.
Zadzwonił dzwonek, więc podniosły się z ławki i pobiegły do klasy. Kiedy Martyna usiadła obok Patryka, ten szepnął jej na ucho.
- Mówiłem, że cię przeprosi. Między wami jest już spoko?
- Jest i w sumie cieszę się z tego. Dobra, skupmy się na lekcji, bo jak będziemy gadać to wyjdzie na to, że mamy wobec siebie zły wpływ. - zaśmiała się cicho.
Siedzieli cicho, jednak trzymali się za ręce pod ławką. Julia, siedząca za nimi, co chwilę się śmiała.
- Amorki. - Powiedziała do Martyny po lekcji.



Po szkole poszli do domu Martyny. Ciocia jak zazwyczaj była w pracy, więc mogli się sobą nacieszyć. Wiedziała jednak o ich spotkaniu.
Gdy weszli do domu, dziewczyna poszła zrobić im coś do picia. Patryk usiadł na kanapie, po czym zerknął na ścianę. Zobaczył na niej zdjęcie z trzema osobami. Domyślił się, że to Martyna z rodzicami. Wszyscy byli bardzo uśmiechnięci i było widać, jaką stanowili szczęśliwą rodzinę.
- Biedna. - pomyślał w chwili, kiedy do salonu z dwiema szklankami soku.
Odstawiła je na stole i usiadła na kolana Patryka. Ten ją objął i po chwili już czuł jej miękkie wargi na swoich. Po chwili Martyna zaproponowała, żeby poszli do jej pokoju. Chłopak bez chwili wahania się zgodził.
Kiedy weszli, chłopakowi w oczy od razu rzuciła się gitara. Martyna zapomniała ją schować.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że grasz? - spytał, siadając na łóżko.
- Wstydziłam się.
- Czego? - roześmiał się.
- Tak na prawdę nie umiem grać profesjonalnie. Brzdąkam sobie ulubione nutki ze słuchu.
- Dasz się namówić, żebyś coś zagrała? - spytał i przygarnął ją do siebie.
Martyna skinęła głową, sięgnęła po gitarę i już po chwili zaczęła nieśmiało grać piosenkę Dżemu - Wehikuł czasu.
Kiedy skończyła, spojrzała na Patryka. Miał zdziwioną minę.
- I ty chcesz mi wmówić, że nie grasz profesjonalnie? - dał jej całusa, nie chcąc słyszeć jej protestu.
Poprosił ją, żeby zagrała jeszcze kilka utworów. Słuchał ją z zamkniętymi oczami, przytulając do siebie coraz mocniej.
- Wiele dla mnie znaczysz. Bardzo wiele. - szepnął jej do ucha.
 Uśmiechnęła się uroczo, kładąc głowę na jego ramieniu.

Siedzieli przytuleni do siebie, słuchając muzyki. Nawet cisza, brak rozmowy była dla nich przyjemna. Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Ciocia wróciła. - powiedziała, wstając. - Zejdziesz ze mną się przywitać?
- Jasne. - wstał i uśmiechnął się do niej promiennie.
- Uwielbiam ten uśmiech... - pomyślała, rozmarzona.
Zeszli na dół. Ciocia zdejmowała już buty.
- Cześć! - powiedziała Martyna - Chciałabym ci przedstawić Patryka.
- Dobry wieczór - powiedział, uśmiechając się.
- Ah, to ty jesteś ten Patryk!  Może zostałbyś na kolacji? - Uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Obawiam się, że muszę już lecieć. Późno się robi...
- Nie ma sprawy. - ciocia puściła oczko do Martyny.
Wyszli na taras, całując się na pożegnanie.
- Do jutra! - powiedział ze smutkiem.

- Do jutra. - odpowiedziała rozmarzona.


środa, 28 listopada 2012

ROZDZIAŁ II - czyli pierwsze potyczki

Gdy tylko Martyna otworzyła oczy, poczuła przypływ energii. Humor jej dopisał od samego poranka. Emocji przysparzała jej nie tylko myśl o szkole, ale czekało ją także spotkanie z Patrykiem. Była jednocześnie zestresowana, a zarazem szczęśliwa, że złapała już z kimś kontakt. 
Podniosła się z łóżka i pędem ruszyła do łazienki. Po szybkim prysznicu zeszła na dół do cioci. Siedziała przy stole czytając gazetę. Na stole czekało na Martynę gotowe śniadanie. Dorota podniosła wzrok znad czasopisma i spojrzała na dziewczynę.
- Ktoś tu chyba wstał prawą nogą? - zapytała, uśmiechając się szeroko. - Wcinaj szybciutko, za 15 minut jedziemy.


Martyna wyszła z samochodu i ruszyła w stronę szkoły. Przed samym wejściem zauważyła Laurę i grupę jej koleżanek. Uważnie jej się przyglądały. Wysłała do nich uśmiech i podeszła, by się przywitać. Popatrzyły na nią jak gdyby z żalem.
- Cześć nowa, słyszałaś już? – spojrzała w oczy Martyny.
- Nie, o co chodzi? - Zapytała, lekko zaskoczona, że po pierwszym dniu mogło się coś wydarzyć.
- Podsłuchałam wczoraj rozmowę Patryka z Kubą po szkole. Chyba nie masz na co liczyć, umówił się z tobą dla zakładu... Strasznie mi przykro. - Złapała ją za rękę.
Martyna udała, że ją to nie przejęło, podziękowała dziewczynie i ruszyła w stronę klasy, w jakiej miała mieć pierwszą lekcję. 
Udawała. 
Bardzo ją to przejęło.
Przed wejściem do sali zauważyła Patryka, który szeroko się do niej uśmiechał. 
- Cześć Martyś, miło cię widzieć... - Martyna udała, że go nie widzi i obojętnie weszła do klasy. Było jej bardzo przykro po tym, co usłyszała od Laury. 
Przesiadła się do Borysa, najlepszego ucznia w klasie, znanym jako „Śliniak”, gdyż nosił aparat i gdy tylko coś mówił, bardzo się ślinił. Zaskoczony, szybko zabrał swoje matematyczne przybory na swoją połowę ławki.
- Martyna? O co chodzi? – Patryk złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. 
- Wiesz.. to chyba nie jest dobry pomysł, żebyśmy się dzisiaj spotkali. Nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Ale o co...
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.Zapytaj Laury.  - Po tych słowach odwróciła się w stronę Borysa i wdała się z nim w dyskusję na temat liczb dziesiętnych.
Zaskoczony, nic się nie odezwał, a klasa roześmiała się głośno, w tym Laura najgłośniej.
- No stary, chyba nie będzie tak łatwo... - szturchnął go w ramię Kuba.


Tego dnia Martyna umówiła się z ciocią, że wróci do domu spacerem. Przyzwyczaiła się do okolicy, a do domu nie miała daleko. Kiedy wyszła już poza teren szkoły, usłyszała, że ktoś woła jej imię. Odwróciła głowę.
- Martyna! Zaczekaj! - Zobaczyła wysoką blondynkę w kucyku i okularach. Nie pamiętała jej imienia.
Dziewczyna zatrzymała się. Koleżanka biegła w jej stronę.
- Hejka, o co chodzi? – Uśmiechnęła się do zdyszanej koleżanki.
- Muszę ci coś powiedzieć. Chodzi o Patryka. On...
- Nie chcę nic o nim słyszeć. - przerwała jej.
- Proszę, posłuchaj mnie… Ale daj mi chwilkę odetchnąć - dziewczyna wyciągnęła z plecaka wodę. - Nie wiem od czego zacząć ale z pewnością nie jest tak jak myślisz. - Zaczęła pośpiesznie tłumaczyć. - Każdy z klasy wie, że Laura jest zakochana po uszy w Patryku od samego początku, kiedy znaleźli się w jednej klasie. Od zawsze starała się o jego uczucia. Byli parą przez jakiś czas, ale Patryk jest inteligentny i po krótkim czasie dostrzegł jaką jest płytką osobą.
- Ale co ma to do rzeczy? - Zapytała zaskoczona Martyna.
- Laura od razu zauważyła, że Patryk patrzy na ciebie inaczej niż na inne dziewczyny, w tym nią. Fart chciał, żebym znalazła się akurat w szkolnej toalecie i mnie nie zauważyła. Usłyszałam, jak mówi dziewczynom o tym zmyślonym zakładzie. Jest o ciebie zazdrosna, kiedy tylko wyszłaś z klasy Patryk od razu do niej podszedł i wycisnął z niej prawdę. Zaangażował się, to widać.
- Mam totalny mętlik w głowie. Strasznie ci dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Nawet nie dałam szansy mu się wytłumaczyć, posłuchałam Laury, choć widziałam, jak krzywo na mnie patrzy. 
- Wiadomo, że gdy jest się w nowym miejscu nikt nie chce robić sobie problemów. Możesz na mnie liczyć. - Wysłała jej oczko.
- Jasne, zapamiętam! Ale muszę się już zwijać.
- Pozwolisz, że się do ciebie dołączę? Idę w tą samą stronę. 


Gdy tylko Martyna weszła do domu, szybko ruszyła po schodach do swojego pokoju. Włączyła ulubioną playlistę i położyła się na łóżko. Miała chaos w głowie, nie wiedziała jak się zachować. Czy powinna przeprosić Patryka? A może to on zrobi pierwszy krok? Nie umiała sobie tego wyobrazić. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Co się stało, Kruszynko? Nawet się nie przywitałaś - Dorota przyniosła gorący obiad dla dziewczyny. 
Pogrążyły się w rozmowie.



Siedziała na poddaszu swojego domu, paląc papierosa. Nie mogła zasnąć. Ten chłopak konkretnie zawrócił. Ta cała sytuacja sprawiła, że przywiązała się do niego jeszcze mocniej. Gnębiło ją, że zachowując się tak chamsko ośmieszyła go przed całą klasą. Chciała go przeprosić, dzień dłużył jej się i dłużył, we znaki wdała się bezsenność. 
Zeszła z poddasza i położyła się do łóżka. Przytuliła się do poduszki i po raz kolejny próbowała zasnąć. Dochodziła druga w nocy. 
Zagłębiając się coraz mocniej w sen, poczuła nagle lekkie wibracje.
Telefon. 
Zaspana odebrała komórkę.
- Słucham? - postarała się mówić jak najnormalniejszym tonem, mimo tego, że ktoś ją obudził.
- Cześć Martyś… - Słysząc ten aksamitny głos przeszły ją ciarki. - Przepraszam, że dzwonię o tak później porze, ale nie mogłem zasnąć, potrzebowałem cię usłyszeć.
- Uprzedziłeś mnie. Też nie mogłam zasnąć, chciałam z tobą wszystko wyjaśnić w szkole.
- Wiesz... Rozmawiałem z Julką. 
- "Więc tak miała na imię" - pomyślała. 
- Wspominała mi, że z tobą gadała. Nie wiedziałem o co ci chodzi, nawet nie dałaś mi się wytłumaczyć. 
- To był impuls, przepraszam. Byłam zdenerwowana. - Przerwała mu.
-  Wiem, że Laura na mnie leci, ja do niej nigdy nic nie poczułem i nie poczuję. Zrobiła to z czystej zazdrości, uwierz. Nie umiałbym się założyć o coś takiego. Zwłaszcza, jeśli podoba mi się dziewczyna.
- Zaraz, zaraz. Dobrze usłyszałam? Podobam ci się? - Zachichotała.
- A skąd takie zdziwienie? – Droczył się z nią. - Gdyby tak nie było to z pewnością bym nie zadzwonił. Pozwól, że dokończę. Kiedy Julka mi opowiedziała o tym, co Laura znowu wymyśliła, od razu do niej poszedłem. Z samego początku udawała głupią, że nie wie o co mi chodzi, ale później sama mi to wszystko wyśpiewała.  I wiesz co? Rozpłakała się jak dziecko. Myślę, że prędzej czy później, przeprosi cię.
- Serio? Nie oczekuję od niej przeprosin. Wolę szczerze "nie lubię cię" niż fałszywe "przepraszam". - Martyna czuła wypieki na jej policzkach.
- To jak? Nadal masz do mnie żal? - Spytał poważnym tonem.
- Słuchaj... Chciałam cię przeprosić. Jest mi głupio, że tak szybko cię oceniłam, po głupich plotkach... I że zbyłam cię tak przy całej klasie. – Wzięła głęboki wdech. – Przepraszam.
- Daj spokój, po co mam się przejmować klasą? – Zaśmiał się. - Cieszę się, że pomiędzy nami jest już w porządku. Miałabyś ochotę na spacer po szkole? - Spytał.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... – Zaśmiała się.
Nie mogę się doczekać.
- Ja również. A teraz idź spać, pewnie jesteś zmęczona, a trzeba wstać rano do szkoły. Śpij słodko. - pożegnał się.
- Dobranoc... - odpowiedziała rozmarzonym głosem.

Martyna była bardzo szczęśliwa. Miała już pewność, że nie jest mu obojętna. Teraz tym bardziej nie mogła zasnąć.