Po takich długich rozmyślaniach, błądzeniu po swoim marnym świecie – tak wtedy się czuł – postanowił odreagować i udał się w stronę swojego domu. Przechodził akurat koło ulubionej kawiarenki Martyny. Postanowił tam zajrzeć, jednak to co tam zobaczył jeszcze bardziej go dobiło. Mógł przecież domyślić się, że zobaczy tam swoją dziewczynę, przecież ona często tu bywa. I miała po drodze do domu. Lecz nie spodziewał się, że ujrzy ją z chłopakiem, na dodatek śmiejącą się tak, że nawet go nie zauważyła. Odwrócił się na pięcie w stronę wyjścia, nie mówiąc nawet ‘dzień dobry’, nie wspominając o ‘do widzenia’.
Obudził go dźwięk pukania do drzwi. Usiadł na łóżku, przecierając zmęczone oczy.
- Proszę – powiedział, z lekką chrypką.
Do pokoju weszła we własnej osobie Martyna.
- Matko święta, co ci się stało? Wyglądasz jak swój własny cień. – Usiadła koło niego i pogłaskała po policzku.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Odpowiedział, odsuwając jej rękę.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi… - Przysunęła się trochę do niego. Patryk spojrzał na nią z drwiącym uśmiechem.
- Myślę, że powinnaś już pójść.
- Ale… Dlaczego? Dlaczego najpierw nie wyjaśnisz mi, o co chodzi tylko próbujesz uniknąć rozmowy? Nie uważasz, że jesteśmy już na tyle dorośli, żeby to wyjaśnić między sobą, a nie strzelać foszki jak dzieci w przedszkola? – Odwróciła dłonią jego głowę tak, aby mogła na niego spojrzeć. Patrzyli sobie w oczy, jednak po chwili Patryk uniknął jej wzroku. Gwałtownie wstał z łóżka.
- Naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?! – krzyknął – A może po prostu chcesz mnie oszukiwać dalej?! Popełniłem błąd, racja. Zdradziłem cię, kłamałem… Jednak myślałem, że jesteś na tyle mądra, że nie wyznajesz w tej kwestii zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Myliłem się. – Odwrócił się w stronę okna. – Widziałem cię z nim. W kawiarni. Byłaś w niego tak zapatrzona, że nawet mnie nie zauważyłaś, kiedy tam wszedłem. Nie mogłem wytrzymać, wyszedłem jak najszybciej. Tak bardzo cię kocham, a ty zadałaś mi taki ból.
Martyna wstała i podeszła do niego. Nie mogła pojąć, jak on mógł coś takiego pomyśleć, powiedzieć… Odwróciła go w swoją stronę. Ze łzami w oczach wyszeptała:
- Skoro mnie tak bardzo kochasz, to jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że cię zdradziłam?! Kiedy zaszłam na miejsce naszego spotkania, na dodatek spóźniona, nie było cię. Myślałam, że poszedłeś do domu, że może coś ci się stało, wypadło… Dzwoniłam, ale nie odbierałeś. Już miałam wracać do domu, jednak w ostatniej chwili postanowiłam odreagować i wstąpiłam do tej kawiarni. Siedziałam sama, jednak przyszedł tam Mateusz, chłopak którego znam z widzenia… No może już nie z widzenia, ale znam go z kółka teatralnego. Wysłuchał mnie, poradził… Nie chciałam ci się narzucać i przychodzić do ciebie, jednak on mnie do tego przekonał. I ty to uważasz za zdradę? Rozmowa z chłopakiem znanym z widzenia? – Potrząsnęła nim. – Powinieneś się czasem zastanowić, co powiesz, bo po wypowiedzeniu chociaż jednego nieodpowiedniego zdania możesz kogoś zranić.
- Chłopak z kółka teatralnego, znany z widzenia? – spytał z sarkazmem. – Coś tu kręcisz… Nigdy nie mówiłaś, że interesujesz się teatrem.
- Dalej mi nie wierzysz?! – oburzyła się. – Zastanów się! Ciebie przecież to nudzi! Kiedy miałam ci to powiedzieć?! Przecież kiedy poszliśmy na spektakl, o mało nie zasnąłeś! I co, miałam nudzić cię tym, skoro cię to nie interesuje? No, wybacz. – Udała się w stronę drzwi, jednak chłopak złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Zaczekaj… - szepnął.
- Coś jeszcze masz mi do powiedzenia? No śmiało, dobij mnie. Przecież mam na czole napisane „brak uczuć”. Zapomniałam. – zrezygnowana dziewczyna usiadła na łóżko. – Śmiało.
- Przestań! - z impetem uderzył nogą o podłogę. Martyna przechyliła głowę, czekając na to, co ma jej do powiedzenia. – Przecież to było, no nie wiem… Z półtorej roku temu? A przez kilka miesięcy nie mieliśmy kontaktu! Dobrze wiesz, że nie jestem dobry co do zapamiętywania szczegółów. Słuchaj, ja… - głos mu lekko drżał. – Ja wiem, czasami nad sobą nie panuję. Jednak już raz cię straciłem, nie chcę po raz drugi. Za bardzo mi zależy. – Usiadł koło niej, biorąc jej dłoń. Zaczął palcem wykonywać na niej różne wzory.
- Jak tak bardzo ci zależy, to dlaczego mi nie ufasz? Przecież to ja miałam większe podstawy, żeby ci nie ufać…
- Było, minęło, prawda? Do tej pory jest mi wstyd, jednak staram się zrehabilitować. – Kąciki jego ust lekko uniosły się w górę. Przechylił się do tyłu, wyciągając z szafki nocnej wielkiego lizaka w kształcie serca i małe pudełeczko owinięte złotą wstążką.
- Nie mów, że ta rehabilitacja polega na tym, że chcesz mnie przekupić. – Uśmiechnęła się.
- Nooo… - Lekko się z nią droczył. – W połowie tak. – Przyciągnął ją do siebie.