Opis historii

"Siedzę w oknie i wdycham samotność. Nie jestem rozmowną osobą, wręcz przeciwnie - wolę oddać się swojej wyobraźni i bujać w obłokach całymi godzinami. Przede mną kolejne wyzwania. Czeka mnie nowe miejsce, nowa szkoła i w tym samym nowe życie. Po tylu cudownych chwilach ciężko jest się rozstać z przeszłością i rozpocząć wszystko od początku. Wiem, że nie warto się w to zagłębiać i myśleć o tym co było, jednak… Tak bardzo mi tego brakuje. Wszystkich chwil, tych lepszych i tych gorszych. Momentami nawet zastanawiam się, co by było, gdyby los pokierował inaczej. Czy wciąż siedziałabym w tym samym miejscu?"

17-letnia Martyna jest nieśmiałą dziewczyną, która uwielbia grać na gitarze, rysować, czytać książki i jest szczęśliwa, kiedy może to robić. Toteż jej życie przewraca się do góry nogami, gdy będąc jeszcze dzieckiem, traci rodziców w wypadku samochodowym. Od tamtego czasu opiekę nad nią sprawuje babcia, jednak po jej śmierci zmuszona jest przeprowadzić się do Doroty, siostry jej nieżyjącej matki. Jest dla niej zarazem ciocią, jak i przyjaciółką. Przychodząc do nowej szkoły, w której nikogo nie zna, jej uwagę przyciąga przystojny szatyn o imieniu Patryk, który także nie ukrywa zainteresowania jej osobą. Pomaga zaklimatyzować w szkole, wkrótce koleżeństwo przeradza się w coś więcej. Historia dziewczyny, którą życie zmusiło do szybszego dorośnięcia. Dziewczyny powoli poznającej smak miłości, przyjaźni, zdrady.

poniedziałek, 4 listopada 2013

ROZDZIAŁ XIX - czyli jak zaczęło się wszystko sypać

- Rozmawiałeś już z nią? Wie? - spytała.
- Jakoś... Nie było okazji. - odpowiedział cicho.
- Jak to nie było okazji? Mówisz to za każdym razem! Nie przekładaj tego, Patryk, proszę...
Było ładnie po północy. Patryk od kilku godzin rozmawiał z matką. Matką, która zostawiła go i jego ojca, kiedy chłopak był małym dzieckiem.
Skontaktowała się z nim kilka tygodni temu. Jak gdyby nigdy nic, znalazła go bezpośrednio przez portale społecznościowe. Chłopak z samego początku był w szoku, nie mógł uwierzyć w to, że jego własna matka po kilkunastu latach skontaktowała się z nim. W jeszcze większym szoku był w momencie, kiedy dowiedział się, dlaczego to zrobiła.
Otóż chciała go odebrać ojcu. Patrykowi wyjaśniła mu w ten sposób, że zrozumiała, jaki błąd popełniła. Jednak myśli miała zupełnie inne, przeciwne wręcz. Nie tęskniła za Patrykiem, nie myślała o nim. Ułożyła sobie życie z innym mężczyzną, nie tym młodszym, do którego odeszła. Wychowywała dwójkę dzieci, 17-letnią Natalię i 14-letniego Dawida. Układało im się fantastycznie, ona była nauczycielką, jej mąż natomiast miał swój lokal, prowadził restaurację w Toruniu.
Można byłoby powiedzieć, że idealna rodzina. Jednak, kiedy popadli w długi, wszystko się posypało. Mąż kobiety zaczął pić, matka nie mogła poradzić sobie z dorastającymi dziećmi, które zaczęły uciekać z domu.
Nie powiedziała o tym Patrykowi.
Chciała przedstawić swoje życie z nieco wyidealizowanej perspektywy, pokolorować je. Przekonać go, że mimo u jego ojca jest mu dobrze, ma kochającą rodzinę bez problemów, cudowną dziewczynę, przyjaciół, u niej będzie mu jeszcze lepiej.
Patryk nie ufał jej do końca, jednak z ciekawości chciał spróbować, wyjechać do niej na kilka tygodni. Chłopak opowiedział jej o swoim życiu, o Martynie, stosunkach z ojcem i macochą, wszystkim. Streścił jej całe swoje życie. W końcu tyle czasu nie miał z nią kontaktu.
Wmawiał sobie, że ma ją gdzieś. Że jej nienawidzi. Że jej nie pamięta. Że jej nie chce znać.
Właśnie.
Wmawiał.
Tymczasem był to jednak obraz zagubionego dziecka, które potrzebowało miłości matki. Nie znał jej, zostawiła go,  nie chciała. Jednakże nieproszona zjawiła się w jego życiu, co zrównało się z powrotem tęsknoty.
- Patryk, nie możesz tego przeciągać. Zależy mi na tym, żeby jak najszybciej cię zobaczyć, móc cię przytulić. Powiedz jej o mnie. Powiedz...
Rozmawiali ze sobą jeszcze kilka godzin. Chłopak miał wielki mętlik w głowie. Nie wiedział, jak na jego wyjazd może zareagować Martyna. Ona również odnalazła ojca i wcale nie była z tego zadowolona... Ale, rozmawiając z nią o nim, można było zobaczyć w jej zachowaniu, że chyba się do niego przekonuje. Mimo, że on też wtrącił się do jej życia nieproszony. Zupełnie jak matka Patryka. Ale... Ciekawość jest silniejsza.
Miłość do rodziców jest silniejsza.
Martyna regularnie spotykała się ze swoim biologicznym ojcem, pomimo że wpadła szał, gdy go zobaczyła w drzwiach w domu Doroty, jej cioci. Postanowiła mu dać jednak szanse.
Ale czy Patryk też to będzie potrafił zrobić?
Czy Martyna będzie zła, że ją zostawia na ten czas?
Czy będzie tęsknić?
Czy będzie potrafił dać szanse matce?
Czy ojciec będzie za nim tęsknić?
Czy on będzie umiał z nią porozmawiać?

Wybiła godzina 7:00. Dźwięk budzika rozległ się w pokoju Martyny. Ignorując go, zakryła głowę poduszką i odwróciła się w stronę ściany. Słyszała, jak o dach jej domu uderza deszcz.
- No pięknie...
Budzik w dalszym ciągu nie dawał spokoju. Wydawało się, jakby dzwonił jeszcze głośniej. Dziewczyna z westchnięciem wstała i przeciągnęła się. Spojrzała kątem oka w lustro i aż odskoczyła.
- Super, nie dość, że piękna pogoda to ja jeszcze tak świetnie wyglądam. Dobre samopoczucie gwarantowane.
Długie brązowe włosy odstawały na wszystkie strony, wielkie wory pod zielonymi oczami rzucały się jako pierwsze w oczy, poza po pokoju wszędzie porozrzucane były jej ubrania.
Nagle usłyszała dźwięk przychodzącego smsa.
Dzień dobry Skarbie, miłego dnia życzę. 
PS Wyglądasz pięknie. :)
Dziewczyna roześmiała się głośno. Patryk wiedział, jak poprawić jej humor.
Wzięła z szafy białą koszulę z ćwiekami na kołnieżyku i czarne rurki. Szybko pobiegła pod zimny prysznic.

Tymczasem Piotr przygotowywał na dole śniadanie, nucąc sobie pod nosem piosenkę Dżemu. Mężczyzna uwielbiał ten zespół równie mocno jak Martyna. Dorota zaś siedziała przy stole i czytała książkę. Dzień jak co dzień.
W pewnym momencie trzasnęły drzwi i ze schodów w dół zeskoczyła uśmiechnięta Martyna.
- Cześć ciociu, dzień dobry Piotrze - dziewczyna dała obojgu po całusie w policzek.
- Witaj, co ty taka szczęśliwa od samego rana? Jest poniedziałek! - Piotr uśmiechnął się do dziewczyny.
- Widzisz, jest kilka ludzi, dzięki którym życie staje się barwniejsze.
Dorota poprawiła okulary na nosie.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. A teraz siadaj i jedz, za chwilę wyjeżdżamy.

- Hej, Martyna, zaczekaj! - Idąc przez szkolny korytarz, dziewczynę gonił Mateusz, chłopak należącym do szkolnego kółka teatralnego. Kilka dni temu dziewczyna spędziła z nim miłe popołudnie, rozmawiała z nim w kawiarni. Pozwolił się jej wygadać, gdy Patryk wystawił ją do wiatru.
- Cześć, co tam? - Dziewczyna uśmiechnęła się. Chłopak odwzajemnił uśmiech.
- Wiesz, ostatnio zastanawiałem się, czy nie miałabyś ochoty przyjść do nas na próbę? Wystawiamy pewną sztukę na zakończenie roku szkolnego, a skoro mówiłaś, że interesujesz się teatrem... Może miałabyś ochotę spróbować?
- Hmm... - Martyna przez chwilę popatrzyła przed siebie, unikając wzroku chłopaka. - Chętnie zajrzę, ale nie miałby nikt nic przeciwko temu?  Nie chciałabyś się narzucać...
Chłopak się roześmiał.
- Ale to ja cię zapraszam, uważasz to za narzucanie się? - Spojrzał jej w oczy. - Daj spokój. Wpadnij w piątek o 16, wiesz gdzie nas znaleźć.
- Jasne, ale wiesz co... Jeszcze to przemyślę. - Odgarnęła włosy za ucho.
- A tak to ogólnie to co słychać? - Zaczęli powoli spacerować w stronę swoich klas.
- Dzień jak co dzień, trochę za dużo nauki, ale nie narzekam. - Uśmiechnęła się pod nosem. Była nieco zawstydzona. - A jak u ciebie?
- Próby, nauka, spanie. Próby, nauka, spanie... Monotonia. Już mnie to nieco przerasta. - Westchnął. - Wiem, że nie powinienem... Patryk. Ale...
- Tak?
- Może miałabyś ochotę się spotkać? Dobrze mi się z tobą rozmawiało. Jesteś jedną z niewielu, z którą można porozmawiać na wiele sensownych tematów. - W tym momencie minęli grupę dziewczyn z tlenionymi włosami blond i pomarańczowymi twarzami. Roześmiali się głośno.
- Musiałabym to jeszcze przemyśleć. Wiesz, Patrykowi mogłoby się to nie spodobać... Ale też chętnie powtórzyłabym spotkanie.
Zadzwonił dzwonek.
- Umówimy się jeszcze, myślę, że masz mój numer. A w razie czego wiesz gdzie mnie szukać. - Blondyn uśmiechnął się nieśmiało. - Narazie!
- Hej, Mateusz. - Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.



sobota, 5 października 2013

ROZDZIAŁ XVIII - czyli praca, praca, praca

- Trochę ciężko jest mi patrzeć na to, jak pracujesz. Zwłaszcza tak starannie, dziękuję ci. A teraz chwila odpoczynku. – w progu drzwi do pokoju stanął uśmiechnięty pan Jerzy. – Zejdź drogie dziecko na dół, herbata już gotowa.
Martyna podniosła się z podłogi, gdzie wycierała kurze na najniższych półkach w „skromnej” biblioteczce Jerzego. Stanowiła ona najciekawsze, bynajmniej dla Martyny, pomieszczenie w całym domu. Sprzątając półki, oglądała najróżniejsze książki, mające zarówno po sześć lat jak i sześćdziesiąt. Mimo, że zakurzone okładki nie robiły dobrego wrażenia, dziewczynę bardzo do nich ciągnęło i najchętniej przeczytałaby je wszystkie. Utwory najwybitniejszych polskich i zagranicznych poetów, powieściopisarzy…
Schodząc ostrożnie po schodach, które zdążyła już zamieść i umyć, weszła do kuchni, gdzie przy stole siedział już starszy pan.
- Jeszcze nigdy nie widziałam tak dużej kolekcji książek, nawet w bibliotekach. No w sumie… Tak starych książek. Imponujące. – uśmiechnęła się ciepło, przysiadając się do dębowego stołu.
- Kiedyś… To było chyba ze sto lat temu, byłem profesorem w tutejszym liceum. Tamtejsi absolwenci, których kiedyś uczyłem, nieraz do mnie zaglądają.
- Powiem szczerze, że na gazetce szkolnej widziałam pewną znajomą twarz, ale za grosz nie mogłam jej skojarzyć…
- A tobie? Jak wiedzie się w szkole? Muszę ci powiedzieć, że to były najlepsze lata mojego życia. Zawsze lubiłem współpracę z moimi uczniami. Chętnie bym tam wrócił. – westchnął cicho. – Starość nie radość…
- No cóż, ostatnia klasa. Radzić radzę sobie całkiem nieźle, mimo, że niektórzy nauczyciele są naprawdę bardzo wymagający.
- Uwierz mi na słowo. Kiedyś będziesz wdzięczna tym nauczycielom, którzy tak dużo naciskali, wymagali, krzyczeli, próbowali wbić wiedzę do głowy. Liceum to nie przelewki, A zwłaszcza ostatnia klasa. Od tego zależy wszystko.
- Przyznam szczerze, że nigdy nie myślałam o tym w ten sposób.
- Żaden młody człowiek tak nie myśli. Zapamiętaj moje słowa. A teraz młoda damo, proszę, podaj mi moje leki i na dziś już wystarczy. – Jerzy wstał od stołu, wyciągając ze szafy kopertę z wypłatą dla Martyny.
Dziewczyna przygotowała lekarstwa i podała schorowanemu człowiekowi, po czym spytała:
- Nie miałby pan nic przeciwko temu, gdybym mogła poprzeglądać jeszcze książki? Są tak… Zachęcające. – uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy, myślę, że możesz nawet wybrać sobie jakąś i przeczytać. Albo nie. Ja ci polecę! – po tych słowach udali się do biblioteczki. Pan Jerzy patrzył w stronę najwyższej półki, po chwili przemyślenia sięgnął po grubą, oprawioną w czerwoną okładkę.
- Myślę, że może ci się to spodobać.
- Dziękuję panu bardzo, na pewno przeczytam. – chowając książkę do torby, udała się do wyjścia.
- Widzimy się już wkrótce, prawda? – spytał, stojąc na schodach w swoim mieszkaniu.
- Oczywiście, do widzenia! – pożegnała się, po czym wyszła. Przed domem stał już samochód Patryka.

Gdy otworzyła drzwi, od razu usłyszała dźwięk płyty zespołu Sabaton. Oboje uwielbiali ten klimat.
- To co, jedziemy do mnie? – spytała.
- Wiesz co… Zaplanowałem coś innego. – odpowiedział, uśmiechając się pod nosem.
Wyjeżdżając, pogłośnił muzykę, a Martyna rozwiązała włosy.
- Dokąd mnie zabierasz? – spytała, uśmiechając się.
- Tajemnica. – odpowiedział, zerkając na nią swoimi piwnymi oczami.
- Jak zwykle. – prychnęła, krzyżując ręce.
- Myślę, że to ci się spodoba. Oj, nie gniewaj się już. – zaczepił ją ręką, śmiejąc się.
Udawali się bowiem do kina na jej ulubiony film. W czasie, gdy dziewczyna była w pracy, zarezerwował salę tylko dla ich dwojga.
Gdy dojechali na miejsce, dziewczyna nie mogła wierzyć własnym oczom. Pusta sala, cisza, a do środkowego miejsca prowadziły ich płaty róż.
- Nie znałam cię od tej strony, przeskrobałeś coś? – zaśmiała się, przytulając się do chłopaka.
W myślach Patryk przeklinał siebie.
„Ty idioto…” – myślał.
- To już nie można sprawić radości swojej dziewczynie? – spytał, nieco podenerwowany.
- Już nic nie mówię… Idziemy? – nie czekała na odpowiedź, złapała go za rękę i pokierowała w stronę foteli.
„Zapowiada się miły wieczorek” – pomyślała.


W tym samym czasie, Weronika, będąca w swoim mieszkaniu, bawiła się w najlepsze. Mimo, że było to raczej spokojna osoba, miała w sobie pewien temperament. Co tu się dziwić, była w końcu artystką. Bardzo utalentowaną artystką. Widziała sztukę we wszystkim. Nie tyle w farbach, ścianach, ubraniach, murach… Dosłownie wszystkim. We wsi, w której mieszkała, prawie każdy pusty mur, opuszczone domy były zamalowane jej graffiti. W końcu postanowiła się jakoś wybić. Chciała, żeby ktoś ją zauważył. Wyjechała do tutejszego miasta, gdzie szybko znalazła ludzi zachwyconych jej pracami. Swoje dzieła dostarczała do najbliższej galerii. Ludzie z przyjemnością je kupowali, jednak znaleźli się też krytycy, dla których jej prace były nieco… Ekscentryczne.
Zmagając się w płótnem, próbowała je powiesić na swojej jedynej pustej ścianie. Miała bowiem następny pomysł na ciekawą pracę.
Balony. Jedno słowo, a ona już widzi przed oczami obraz. Będzie napełniała balony kolorową farbą i rzucała o płótno z całej siły. Pomysł wydaje się banalny, a mimo to… Zabawa fantastyczna.
Zmęczona Weronika w końcu skończyła zmagać się z płótnem. Stając jak najdalej ściany, już trzymała w ręce balony, gdy…
- Chwila! Muzyka… - roztrzepana, nie odkładając farb, podeszła do magnetofonu, próbując włączyć swoje nuty. Próbowała wszystkim, dopóki już rozwścieczona rzuciła balonami w płótno, szybko włączając piosenki.
- Lecę, bo chce! – krzyknęła, śmiejąc się wesoło.
Rzucała, rzucała i jeszcze raz rzucała. Sąsiedzi stukali po ścianach, denerwując się hałaśliwą sąsiadką. Ta nie zwracając uwagi, bawiła się dalej.






poniedziałek, 26 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ XVII - czyli pies prawdziwym przyjacielem człowieka

Sobota. Jeden z najgorszych dni w tygodniu. Wiele osób… W sumie, prawie wszystkie nastolatki niecierpliwie na nią czekają. Martyna wręcz przeciwnie. Nienawidzi soboty. Jest to dla niej bardzo męczący dzień. Nigdy nie wie co ze sobą zrobić, dlatego wyznaje regułę „jeść, facebook, drzemka, jeść, facebook, drzemka” i tak w kółko. Tym razem też tak było. 

Dzisiaj jednak miała pojechać do pana Jerzego. Pracowała u niego we wtorki, czwartki i piątki. Postanowiła w końcu zmotywować się i wstać. Była bowiem godzina 14, niebo było bezchmurne, wiał jesienny wietrzyk. Aż ciężko było patrzeć na to przez okno i nic nie robić. Szkoda by było zmarnować piękny dzionek. Zeszła na dół, gdzie przy stole siedział Piotr, czytający gazetę. 
- O proszę, śpiąca królewna wreszcie wstała! – rzekł, wysyłając do niej ciepły uśmiech. 
- Najwyższa pora… - ziewnęła. – Gdzie ciocia? 
- Pojechała na zakupy, za chwilę powinna wrócić. Mamy na dziś plany, wybieramy się do kina wieczorem. Chcesz iść z nami? – spytał.
- Wiesz co… Wy też potrzebujecie trochę czasu dla siebie, nie muszę wam wszędzie towarzyszyć. – odpowiedziała, biorąc łyk mleka z kartonu. – Spędźcie dzisiaj miły wieczór, ja znajdę sobie zajęcie. – uśmiechnęła się.
- Jesteś pewna? Przecież wiesz, że zawsze możesz nam wszędzie towarzyszyć.
- Jestem pewna. 

Po tych słowach z powrotem pobiegła po schodach swojego pokoju. Otworzyła drzwi do białej szafy i wybrała czarne legginsy 3/4, białą bokserkę i ulubioną bluzę. Udała się do łazienki, gdzie przemyła twarz zimną wodą, ciemne włosy związała w wysoki kucyk, usta posmarowała ochronną pomadką. Uśmiechnęła się sama do siebie i zbiegła z powrotem pędem na dół. Założyła buty i poinformowała Piotra, że idzie pobiegać. 
Ze słuchawkami w uszach, pobiegła do parku. Okrążyła kilka razy staw, mijając masę ludzi o różnych wyrazach twarzy. Lubiła to robić, zwłaszcza słuchając swoich ulubionych utworów. Dodawało to tylko uroku, czuła się jak w filmie. Zakochana para na ławce, dzieci karmiące kaczki i ich rodzice, weseli – widać, że przyjaciele. Chłopcy jeżdżący na rowerach, grupa przyjaciół wygłupiająca się w najlepsze, starsi ludzie spacerujący pod ramie… 
Jednak jej uwagę przykuła samotna postać siedząca pod drzewem, rzucająca patyk pięknemu owczarkowi niemieckiemu. Nie odrywając wzroku od tego człowieka, biegła truchcikiem, żeby w razie czego nic nie podejrzewał. W pewnym momencie osoba odwróciła głowę w jej stronę. Patrzyły na nią para zjawiskowo pięknych zielonych oczu, jednak na swój sposób… Smutne. Była to dziewczyna, na głowie miała piękne, brązowe zadbane dredy spięte z kok. Kąciki jej ust podniosły się lekko w górę, kiedy zobaczyła, że Martyna jej się przygląda. Zachęcająco kiwnęła ręką, żeby do niej podeszła. Martyna zbliżała się powolnymi krokami w jej stronę. Dopiero teraz spostrzegła, że jest kobieta jest znacznie starsza od niej, jednak nie dawała jej więcej niż 28 lat. Świadczyły o tym delikatne zmarszczki wokół jej oczu, których wcześniej nie zauważyła.
Dziewczyna była nieco zakłopotana, gdy w tej chwili podbiegł do niej owy piękny owczarek niemiecki i z radością zaczął na nią skakać. Martyna przycupnęła i zaczęła głaskać zwierze. 
- Jest piękny. – rzekła do kobiety. – Jak się wabi? 
- Remi. – odpowiedziała, lekko ochrypniętym głosem. – Towarzyszy mi od kiedy zobaczyłam go w mojej rodzinnej wsi. Łapę miał przywiązaną do drzewa… Ludzie często go mijali, dokarmiali… Ale zawsze siedział w tym samym miejscu. W końcu się zorientowano, że coś jest nie tak. Zobacz tutaj – wskazała palcem na tylną prawą łapę psa. – Do tej pory widać bliznę po sznurze. 
- Temu, kto to zrobił… - odezwała się Martyna. – Zrobiłabym to samo. Często pani tutaj z nim przychodzi? – spytała. – Przepraszam… Nie powinnam być wścibska. 
- Właściwie od około dwóch tygodni. Niedawno zamieszkałam w tych okolicach i dopiero się zapoznaję z tym miejscem. – Uśmiechnęła się kobieta. – Jestem Weronika. – Wyciągnęła do niej dłoń.
- Martyna, miło mi. 
- Mi również. Wiesz, dobrze by było mieć nową znajomą. Może umówiłybyśmy się na kawę? 
- Jasne, pokazałabym… Przepraszam, nie wiem czy mogę mówić na „ty”.
- Czy naprawdę wyglądam tak staro? – Zaśmiała się Weronika. – Czuję się niekomfortowo, gdy ktoś do mnie mówi „pani”. Mam przecież tylko 25.
- No więc… Mogłabym ci pokazać tutejszą okolicę. 
- Jestem za! Podaj mi swój numer telefonu, zmówimy się któregoś dnia. – Wyciągnęła z bardzo ładnej torebki, chyba własnoręcznie robionej, brązowy, skórzany notesik. 
Martyna podyktowała numer, po czym pożegnała się i biegła już do domu, gdyż musiała troszeczkę się ogarnąć przed wyjściem do pana Jerzego. 

Gdy otworzyła drzwi, od razu poczuła zapach swojego ulubionego ciasta.
„To po to ciocia pojechała na zakupy…” – uśmiechnęła się sama do siebie.
- Cześć ciociu! – krzyknęła, wchodząc do salonu.
- Och, Martyna! Właśnie ciasto ostygło, chcesz kawałek? – spytała.
- Jeszcze głupio pytasz… Tylko wiesz co, muszę się trochę śpieszyć, za godzinę muszę być u pana Jerzego.
- To leć się ogarnąć, ja w tym czasie wstawię wodę na herbatę.
Martyna poleciała do łazienki, wzięła szybki prysznic. Wysuszyła włosy, splotła w warkocz opadający na ramię. Nałożyła podkład, wytuszowała rzęsy i już miała zejść do cioci, kiedy usłyszała dzwonek swojego telefonu. Pędem pobiegła do pokoju, skąd pogrywał Nickelback – Never Gonna Be Alone. Na pulpicie zobaczyła swoje zdjęcie i Patryka, robione w jego pokoju, tak zwane focie z rąsi. Uśmiechnęła się do siebie po czym odebrała.
- Halo?
- Cześć piękna! – Usłyszała ten aksamitny głos, przez który poczuła ciarki. – Masz ochotę dzisiaj gdzieś wyjść? Zapowiada się ładny wieczór.
- Przepraszam, ale dziś nie mogę… Za pół godziny muszę być u pana Jerzego, wrócę dopiero o 20.
- To może cię podrzucę? Stęskniłem się trochę… Z powrotem też bym przyjechał i gdzieś byśmy się wybrali, co ty na to?
- Gdzieś… To znaczy gdzie? – spytała.
- Będę improwizował. – zaśmiał się chłopak.
- Wiesz co, mam dzisiaj wolną chatkę, możemy posiedzieć u mnie. – zaproponowała.
- To jesteśmy umówieni, będę u ciebie za piętnaście minut.
- Czekam. – odpowiedziała, po czym rozłączyła się i zeszła do cioci.
Tam na stole stała już ciepła herbata i ciasto.
- Dziękuję ciociu. – powiedziała po czym szybko zjadła ciasto i wypiła herbatę. – Nie będziesz miała nic przeciwko, gdyby Patryk dziś do mnie wpadł? Piotr mi mówił, że wychodzicie…
- Od kiedy ty się mnie pytasz o pozwolenie? – zaśmiała się Dorota.
- Wiesz, jakoś się przyzwyczaiłam. – Dziewczyna wstała od stołu, wzięła gumę do żucia i nim zdążyła ubrać buty, zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- No, to będę lecieć!
- Nie zapomnij kluczy.
- Spokojnie, pamiętam. Pa! – Odpowiedziała i już stała na tarasie przed Patrykiem.



sobota, 15 czerwca 2013

ROZDZIAŁ XVI - czyli kolejne kłamstwa

Biegł tak szybko, jak tylko mógł. Miał nadzieję, że na miejscu zastanie jeszcze Martynę. W głowie układał sobie wymówkę, jaki był powód jego spóźnienia. Miał mętlik w głowie, nie wiedział co robić. Wiedział na pewno to, że nie może jej powiedzieć prawdy.
Niestety, spocony i ledwo oddychający Patryk nie zastał swojej dziewczyny w umówionym miejscu. Co tu się dziwić, spóźnił się ładne trzy kwadranse. Zmęczony opadł na ławkę, by chwilę odsapnąć. Oparł się, a długie nogi wyciągnął przed siebie, nie zważając na to, że ktoś może się o nie potknąć. Zamknął oczy. Próbował odsunąć od sobie myśl, co może pomyśleć o nim Martyna. Przecież już raz jej podpadł, nie chciał stracić swojej wartości w jej oczach po raz drugi. 

Po takich długich rozmyślaniach, błądzeniu po swoim marnym świecie – tak wtedy się czuł – postanowił odreagować i udał się w stronę swojego domu. Przechodził akurat koło ulubionej kawiarenki Martyny. Postanowił tam zajrzeć, jednak to co tam zobaczył jeszcze bardziej go dobiło. Mógł przecież domyślić się, że zobaczy tam swoją dziewczynę, przecież ona często tu bywa. I miała po drodze do domu. Lecz nie spodziewał się, że ujrzy ją z chłopakiem, na dodatek śmiejącą się tak, że nawet go nie zauważyła. Odwrócił się na pięcie w stronę wyjścia, nie mówiąc nawet ‘dzień dobry’, nie wspominając o ‘do widzenia’.
Wbiegł po schodach jak poparzony. Jego rodzice, macocha i tata od razu wyczuli, że coś się stało. Patryk zazwyczaj był opanowany i rzadko tak trzaskał drzwiami. Rzadko? W ogóle! Po zamknięciu drzwi do pokoju, wziął głęboki wdech. Mając wszystko gdzieś, włączył swoją ulubioną płytę Three Days Grace, zespołu, który razem z Martyną ubóstwiali. Chociaż była ona przedostatnią osobą, o której miał ochotę teraz myśleć, właśnie wszystkie jego myśli krążyły wokół jej.

Obudził go dźwięk pukania do drzwi. Usiadł na łóżku, przecierając zmęczone oczy.
- Proszę – powiedział, z lekką chrypką.
Do pokoju weszła we własnej osobie Martyna.
- Matko święta, co ci się stało? Wyglądasz jak swój własny cień. – Usiadła koło niego i pogłaskała po policzku.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Odpowiedział, odsuwając jej rękę.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi… - Przysunęła się trochę do niego. Patryk spojrzał na nią z drwiącym uśmiechem.
- Myślę, że powinnaś już pójść.
- Ale… Dlaczego? Dlaczego najpierw nie wyjaśnisz mi, o co chodzi tylko próbujesz uniknąć rozmowy? Nie uważasz, że jesteśmy już na tyle dorośli, żeby to wyjaśnić między sobą, a nie strzelać foszki jak dzieci w przedszkola? – Odwróciła dłonią jego głowę tak, aby mogła na niego spojrzeć. Patrzyli sobie w oczy, jednak po chwili Patryk uniknął jej wzroku. Gwałtownie wstał z łóżka.
- Naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?! – krzyknął – A może po prostu chcesz mnie oszukiwać dalej?! Popełniłem błąd, racja. Zdradziłem cię, kłamałem… Jednak myślałem, że jesteś na tyle mądra, że nie wyznajesz w tej kwestii zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Myliłem się. – Odwrócił się w stronę okna. – Widziałem cię z nim. W kawiarni. Byłaś w niego tak zapatrzona, że nawet mnie nie zauważyłaś, kiedy tam wszedłem. Nie mogłem wytrzymać, wyszedłem jak najszybciej. Tak bardzo cię kocham, a ty zadałaś mi taki ból.
Martyna wstała i podeszła do niego. Nie mogła pojąć, jak on mógł coś takiego pomyśleć, powiedzieć… Odwróciła go w swoją stronę. Ze łzami w oczach wyszeptała:
- Skoro mnie tak bardzo kochasz, to jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że cię zdradziłam?! Kiedy zaszłam na miejsce naszego spotkania, na dodatek spóźniona, nie było cię. Myślałam, że poszedłeś do domu, że może coś ci się stało, wypadło… Dzwoniłam, ale nie odbierałeś. Już miałam wracać do domu, jednak w ostatniej chwili postanowiłam odreagować i wstąpiłam do tej kawiarni. Siedziałam sama, jednak przyszedł tam Mateusz, chłopak którego znam z widzenia… No może już nie z widzenia, ale znam go z kółka teatralnego. Wysłuchał mnie, poradził… Nie chciałam ci się narzucać i przychodzić do ciebie, jednak on mnie do tego przekonał. I ty to uważasz za zdradę? Rozmowa z chłopakiem znanym z widzenia? – Potrząsnęła nim. – Powinieneś się czasem zastanowić, co powiesz, bo po wypowiedzeniu chociaż jednego nieodpowiedniego zdania możesz kogoś zranić.
- Chłopak z kółka teatralnego, znany z widzenia? – spytał z sarkazmem. – Coś tu kręcisz… Nigdy nie mówiłaś, że interesujesz się teatrem.
- Dalej mi nie wierzysz?! – oburzyła się. – Zastanów się! Ciebie przecież to nudzi! Kiedy miałam ci to powiedzieć?! Przecież kiedy poszliśmy na spektakl, o mało nie zasnąłeś! I co, miałam nudzić cię tym, skoro cię to nie interesuje? No, wybacz. – Udała się w stronę drzwi, jednak chłopak złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Zaczekaj… - szepnął.
- Coś jeszcze masz mi do powiedzenia? No śmiało, dobij mnie. Przecież mam na czole napisane „brak uczuć”. Zapomniałam. – zrezygnowana dziewczyna usiadła na łóżko. – Śmiało.
- Przestań! - z impetem uderzył nogą o podłogę. Martyna przechyliła głowę, czekając na to, co ma jej do powiedzenia. – Przecież to było, no nie wiem… Z półtorej roku temu? A przez kilka miesięcy nie mieliśmy kontaktu! Dobrze wiesz, że nie jestem dobry co do zapamiętywania szczegółów. Słuchaj, ja… - głos mu lekko drżał. – Ja wiem, czasami nad sobą nie panuję. Jednak już raz cię straciłem, nie chcę po raz drugi. Za bardzo mi zależy. – Usiadł koło niej, biorąc jej dłoń. Zaczął palcem wykonywać na niej różne wzory.
- Jak tak bardzo ci zależy, to dlaczego mi nie ufasz? Przecież to ja miałam większe podstawy, żeby ci nie ufać…
- Było, minęło, prawda? Do tej pory jest mi wstyd, jednak staram się zrehabilitować. – Kąciki jego ust lekko uniosły się w górę. Przechylił się do tyłu, wyciągając z szafki nocnej wielkiego lizaka w kształcie serca i małe pudełeczko owinięte złotą wstążką.
- Nie mów, że ta rehabilitacja polega na tym, że chcesz mnie przekupić. – Uśmiechnęła się.
- Nooo… - Lekko się z nią droczył. – W połowie tak. – Przyciągnął ją do siebie.
- Czasami jesteś… - Nie zdążyła dokończyć, gdyż zamknął jej usta słodkim pocałunkiem. Nie wiedziała jednak, że to nie koniec kłótni. Najgorsze jeszcze przed nią.


niedziela, 24 lutego 2013

ROZDZIAŁ XV - czyli rozmowa jest lepsza od samotności

Była to godzina 14:20, gdy usłyszała pukanie.
- Martyna, mogę wejść? - spytała Dorota, lekko uchylając drzwi.
Tego dnia dziewczyna ani razu nie wyszła jeszcze z pokoju.
- Tak, proszę ciociu. – powiedziała cichym, przygaszonym głosem.
- Jak było w pracy? – spytała.
- Pan Jerzy to przesympatyczny człowiek. Jest mi go tak szkoda. Nie dosyć że choruję, to jego życie pogrąża się w smutku przez zimny, szary niezadbany dom.
- Mówiłam, że dasz radę. – uśmiechnęła się lekko. – Nie chcę cię męczyć już tematem ojca i tego, co wczoraj zaszło…
- Ciociu, nie musisz. Przemyślałam już wszystko. Byłam nieco za ostra…
- Nie dziwię ci się, każdy na twoim miejscu postąpiłby tak samo.
Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas. Martyna położyła głowę na kolanach Doroty i nagle przypomniała sobie…
- Ciociu! Przepraszam, ale jestem o 20 minut spóźniona na spotkanie z Patrykiem! – szybko się zerwała z łóżka. Złapała torbę stojącą koło łóżka. Podbiegła do lustra, przeczesała włosy i pociągnęła usta błyszczykiem. Nie minęła minuta, a dziewczyny nie było już w domu.
Dobiegła do umówionego miejsca, lecz Patryka już tam nie było. Usiadła ze zmęczenia na ławce i wyjęła telefon. Wystukała jego numer.
Nie odbierał.
Zdezorientowana dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić. Udać się do domu? Poczekać? Pójść do niego? Miała przed oczami różne wizje.
- „Może coś mu się stało? Albo… Przecież to ja się spóźniłam… Może po prostu nie chciało mu się czekać? To trochę do niego nie podobne… No cóż, zdarza się.” – pomyślała. Zrezygnowana wstała z ławki i już kierowała się w stronę domu, kiedy w ostatniej chwili nieco zmieniła swoje plany. Udała się bowiem w stronę spokojnej kawiarenki, słynącej z przepysznych szarlotek. Musiała jak odreagować ponury nastrój. Włożyła słuchawki w uszy i puściła swoją ulubioną piosenkę, dzięki której nogi same zaczynały tańczyć.
Po około 10 minutach była już na miejscu. Wyłączyła odtwarzacz mp3, po czym weszła do środka. Poczuła zmieszany zapach kawy z ciastem. Do jej uszu dobiegła spokojna melodyjka. Chwilę się rozejrzała, po czym usiadła przy stoliku w samym rogu Sali. Nie było dużo osób. Jakiś starszy pan czytający gazetę, dwie dziewczyny plotkujące przy herbacie, mężczyzna w średnim wieku spoglądający bezmyślnie przez okno… Dzień jak co dzień. Po chwili podeszła do niej kelnerka, na oko 40-letnia, z burzą loków na głowie i szerokim, miłym uśmiechem. Martyna złożyła zamówienie, a kiedy kobieta odeszła, zaczęła stukać palcami o blat stołu.
„Właściwie po co tu przyszłam? Nie wzięłam nawet niczego do czytania, nic z tych rzeczy. Czego ja się spodziewałam?” – myślała.
Po chwili zauważyła, że drzwi do kawiarki otworzyły się, a wiszące w nich dzwoneczki zaczęły dzwonić. Do środka weszła wysoka, smukła osoba. Martyna poznawała twarz, jednak nie mogła sobie przypomnieć imienia. Pamiętała tylko, że to przewodniczący kółka teatralnego w jej liceum. W świetle światła jego włosy były złote, a oczy intensywnie niebieskie. Dziewczyna często chodziła na próby teatrzyku szkolnego, siadając w ostatnim rzędzie szkolnej auli. Stąd znała tego chłopaka.
Nie spostrzegła się nawet, że przez dłuższą chwilę pożerała go wzrokiem. Przez chwilę przyglądał się jej, mrużąc oczy. Wyglądało to tak, jakby chciał ją rozpoznać. Po kilku sekundach na jego twarzy ukazał się delikatny uśmiech, po czym podszedł do stolika dziewczyny.
- Wiedziałem, że skądś cię znam. To ty podglądasz nas na próbach, prawda? – puścił oczko. – Kurcze, nawet się nie przywitałem. – zaśmiał się. – Można się dosiąść?
- Jasne. Siadaj. – odpowiedziała nieco zmieszana dziewczyna, usiadł naprzeciwko niej. Myślała, że nikt jej nie dostrzegał, kiedy oglądała próby. Chłopak jakby czytał jej w myślach, bo po chwili dodał:
- Spokojnie, tylko ja cię widziałem. – uśmiechnął się. – Jestem Mateusz.
- Martyna, miło mi. – podała mu rękę.
- Nie chcę być wścibski, ani nic z tych rzeczy, ale… Jest piękne, sobotnie popołudnie, więc dlaczego siedzisz tu sama? – spytał.
Dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przecież ledwo go znała. Mówić mu prawdę, że chłopak ją wystawił czy coś improwizować?
- Trochę długa historia.
- Chętnie wysłucham. – puścił oczko. Chyba zauważył jej wahanie, bo po chwili dodał – Czasem potrzebna jest człowiekowi zwykła rozmowa. No, ale jeśli nie chcesz mówić, zrozumiem.
Spodobało jej się to, że nie naciskał. Ciężko było jej później przyznać, ale przez chwilę zapomniała o Patryku. Postanowiła pójść na całość i zwierzyć się Mateuszowi. Choć sama się zdziwiła, że z taką łatwością mówiła o swoich sprawach zupełnie obcej. Chłopak miał w sobie coś takiego, że po prostu chciało mu się coś powiedzieć. Kiwał głową, słuchał uważnie. Momentami się uśmiechał.
- Nie przejmuj się. – dotknął jej dłoni, niby przypadkiem. – To niemożliwe, żeby chłopak wystawił do wiatru tak ładną dziewczynę. – Martyna nieco się zarumieniła.
- Wiem, że mówisz tak tylko dlatego, żeby podnieść mnie na duchu. Mimo wszystko, dziękuję. – Jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Mówię to, co myślę. – mruknął.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Było między nimi pewne napięcie, a zarazem chemia. Niezręczną ciszę przerwał Mateusz.
- Tak poza tematem… Co robisz u nas na próbach? Czemu się ukrywasz? Przecież zawsze możesz podejść bliżej, jestem pewien, że ekipa nie miałaby nic przeciwko. Ja się o to postaram w każdym bądź razie. – W jego głosie słychać było nutkę zmieszania.
- Jeśli mam być szczera, to lubię teatr. Niby taka amatorska pasja, lubię oglądać przedstawienia na żywo. Sama jednak nie chciałabym w nich brać udziału. Mam olbrzymią tremę. Kiedyś w czwartej klasie miałam zaśpiewać solówkę na koniec roku szkolnego. Wyszłam na scenę i stałam jak słup soli. Nawet nie otworzyłam ust. Patrzyło na mnie ponad czterysta par oczu, a na dodatek reflektory świeciły mi prosto w oczy. Skończyło się na tym, że wychowawczyni musiała mnie zdjąć ze sceny osobiście.
Mateusz roześmiał się głośno. Nie był to śmiech sarkastyczny, ale prawdziwy, wesoły.
- Chciaaałbym to zobaczyć. Niektórzy mają jeszcze gorzej. Ja na przykład, gdy grałem w przedstawieniu, już nawet nie wiem jakim… Dawałem z siebie wszystko. Gdy tylko odwróciłem się tyłem do publiczności, cała sala parsknęła śmiechem. Nie wiedziałem o co chodzi, dopiero po opuszczeniu kurtyny powiedziano mi, że mam ogromną dziurę w spodniach. Wszyscy widzieli moje bokserki w kaczki. – zawstydził się mocno i opuścił głowę. Tym razem Martyna próbowała się nie śmiać. Gdy chłopak podniósł głowę, dziewczyna nie wytrzymała i parsknęła głośnym śmiechem.
- Widzę, że aktorstwo jest dla ciebie naprawdę ważne. – powiedziała, gdy po chwili ochłonęła.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ważne… Jest to najważniejszy kierunek w moim życiu. Największa pasja. Ambicja. – Westchnął cicho. – Niestety, muszę to ukrywać przed ojcem. Chciałby, żebym kontynuował rodzinną tradycję i został prawnikiem. On jest prawnikiem, a mama sędzią. Nie ukrywam, mam świetne oceny. Walczę o stypendium, a rodzice są ze mnie dumni i wiecznie mnie wychwalają. Nienawidzę tego. Gdyby dowiedzieli się, że zamiast na dodatkowe zajęcia chodzę na próby, daliby mi szlaban do końca życia. – Uśmiechnął się lekko. – Racja, wiem co myślisz. Taki duży chłopiec, a boi się szlabanu.
Martyna nie wiedziała, co powiedzieć. Zadziwiając samą siebie, wyciągnęła dłoń i położyła ją na dłoni chłopaka. Mateusz, choć trochę zdezorientowany, splótł palce w jej palcach.
- Widzisz… W jakiś sposób udało mi się poprawić ci humor. - uśmiechnął się do niej ciepło, spoglądając głęboko w oczy. Tym razem były jeszcze bardziej intensywnie niebieskie, prawie granatowe. Dostrzegła też, że jego policzki są leciutko zarumienione.
Siedzieli naprzeciwko siebie, nie odzywając się przez dłuższy czas. Było im dobrze w swoim towarzystwie, w głębi duszy Martyna nawet cieszyła się, że Patryk nie pojawił się na spotkaniu. Po chwili jednak poczuła wyrzuty sumienia. Zerwała się gwałtownie z miejsca:
- Przepraszam, zrobiło się późno. Muszę już lecieć. – zabrała torbę z krzesła.
- Czekaj… Pozwól się chociaż odprowadzić. – uśmiechnął się

sobota, 9 lutego 2013

ROZDZIAŁ XIV - czyli nieproszony gość

- Wróciłam! - krzyknęła Martyna. Chodź było już po północy, w domu nadal paliły się światła.
- I jak ci się podobało? - odpowiedziała Dorota, gdy dziewczyna przysiadła się do stołu.
- Po prostu rewelacja! Któregoś dnia musimy się tam wybrać razem z tobą i Piotrem.
- Opowiadaj. - powiedziała ciocia.
Dziewczyna opowiedziała jej wszystko z najmniejszymi szczegółami. Dorota była pod wrażeniem.
- Z tego co mówisz rzeczywiście musimy się któregoś dnia tam wybrać. - zaśmiała się. - Martyna. - Spojrzała na nią swoimi łagodnymi, turtusowymi oczami. 
- Tak ciociu? 
- Znów spotykasz się z Patrykiem? - Spytała po krótkiej chwili milczenia. 
- Na to wygląda... A dlaczego pytasz? 
- Wiesz co... Nie za bardzo mi się to podoba. To dobry chłopak, ale nigdy nie zapomnę tego dnia, jak załamana wróciłaś do domu. Od tamtej pory nie jesteś już tą Martyną, którą byłaś. 
- Ciociu... Ja też mam pewne obawy co do niego. Ale dałam mu jeszcze jedną szansę. Tak naprawdę tylko on mi został. - Odpowiedziała spokojnym głosem. 
- Oprócz ciebie i Piotra oczywiście. Na was zawsze mogę polegać, prawda? Następnego dnia dziewczyna rozpoczynała swój pierwszy dzień w pracy. Do domu starszego pana, którym miała się opiekować podwoził ją Patryk.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała dla mnie mniej czasu... - powiedział, gdy dotarli na miejsce.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziała. - Przyjedziesz po mnie?
- Jasne. Zadzwonię później. - uśmiechnął się do niej, gdy dała mu całusa.
- No to lecę. - uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Powodzenia!
Dziewczyna zastukała do drzwi. Otworzył jej mężczyzna z bardzo sympatycznym uśmiechem.
- Dzień dobry, mam na imię Martyna.
- Witaj młoda damo. Wejdź proszę do środka.
Wnętrze była naprawdę zaniedbane. Dziewczyna na pierwszy rzut oka wiedziała, że nie będzie łatwo.
- Tak na początek naszej współpracy podaj mi proszę leki i wodę, albo nie... Najpierw zdejmij kurtkę. Chodź, oprowadzę Cię po mieszkaniu.
Mieszkanie było szare i smutne, nie zadbane, Martynie zrobiło się smutno kiedy na to patrzyła.
- To ja podam panu leki i zabieram się za sypialnie, zaraz posprzątam, jeśli się wyrobię z salonem przed 17.00 to jeszcze spróbuję sprzątnąć kuchnię.

Nastała godzina 19. Martyna właśnie zbierała się do wyjścia, gdy podszedł do niej pan Janek. (bo jak zdążyła się już dowiedzieć, tak miał na imię).
- To taka mała zaliczka. - podał jej kopertę, uśmiechając się serdecznie.
- Dziękuję bardzo. - odpowiedziała. - Do widzenia.
- Do widzenia.
Przed domem czekał już na nią Patryk.
- I jak było? - spytał, gdy wsiadła do samochodu.
- Nieźle. Ten pan okazał się być bardzo miły i wyrozumiały. Myślę, że dobrze będzie mi się u niego pracowała. - uśmiechnęła się.
Gdy dojechali pod dom...
- Martyna... Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak? - spytała trochę zaniepokojona. - Coś się stało?
- Wiesz... Ostatnio dużo dzieje się w mojej rodzinie. Obiecuję, wszystko ci wyjaśnie, kiedy sprawy nieco się poukładają. Prawdopodobnie wyjeżdżam na jakiś czas.
- Co-co? - zająknęła się. - Jak to? Co się stało?
- Dowiesz się w swoim czasie. Nie jest mi o tym łatwo mówić, to wszystko takie pokręcone...
- Na jak długo możliwe, że wyjedziesz?
- Prawdopodobnie na tydzień... Chciałem ci to wcześniej powiedzieć, żeby nie zostawiać tego na ostatnią chwilę.
Siedzieli w samochodzie przez jakiś czas w milczeniu. W końcu Martyna postanowiła wracać do domu. Pożegnała się z Patrykiem i wyszła.
Gdy otworzyła drzwi, zdziwiła się nieco. W samym przejściu stały walizki i torby.
- Wróciłam! - krzyknęła.
Weszła do swojego pokoju, gdzie zastała siedzącego na jej łóżku mężczyznę.
- Martyna, drogie dziecko... - z oczu mężczyzny leciały łzy.
- Przepraszam, kim pan jest i co tutaj robi?! - niemal krzyknęła. Do pokoju weszła ciocia dziewczyny.
- Kochanie... - podeszła do dziewczyny i ścisnęła jej dłoń. - To jest twój ojciec.
- Co ty tutaj robisz?! Nagle sobie o mnie przypomniałeś?! – wykrzyknęła dziewczyna. – Wracaj skąd przybyłeś i zostaw nas w spokoju!
Wściekła wybiegła do łazienki, jedynego pomieszczenia, gdzie był zamek. Musiała pobyć sama. Miała kompletny mętlik w głowie. Świat dziewczyny walił się w gruzach. Kochany tatuś, nareszcie przypomniał sobie o niej... Nie wiedziała, co on zmierza zrobić. Czy będzie ją nachodził? Czy będzie chciał ją odebrać cioci? …
W końcu dziewczynie puściły nerwy. Wyszła do swojego pokoju, gdzie on nadal stał i tak po prostu go przytuliła.
- Dla-dlaczego nam to-to zrobiłeś? Mi… I mamie? – ledwo wypowiedziała te słowa.
- Szukałem cię od kilkunastu lat… Nie mogłem cię znaleźć. Przeszukałem cały Internet, jeździłem po Polsce, obdzwaniałem jeszcze dawnych wspólnych znajomych, moich i twojej mamy.
- Martyna… - ciocia podeszła do Martyny i pogłaskała ją po policzku. – Przez cały ten czas miałam kontakt z Karolem. To znaczy, twoim ojcem. Nie chciałam mu podawać adresu, chroniłam cię przed jakimkolwiek kontaktem z nim. Bałam się, że cię stracę i tego, że pokochasz swojego ojca i nie będziesz chciała już ze mną mieszkać… Że wyjedziesz. Przepraszam cię z całego serca. Nie powinnam tego robić. Jednakże powinnaś mnie zrozumieć. Kocham cię, jesteś dla mnie jak córka.
-Wyjdźcie już. Muszę pobyć sama. Tato… - przerwała zszokowana dziewczyna. - Spotkajmy się jutro wieczorem na kolacji. Chcę jeszcze z wami porozmawiać. Dziś już nie mam siły.
Posłusznie wyszli z pokoju. Ojciec dziewczyny pojechał nocować do hotelu. Martyna opadła na łóżko. Wzrok bezmyślnie wbiła w ścianę.
- „Może byłam trochę za ostra? – myślała. – Może powinnam była mu dać się najpierw wytłumaczyć? Chociaż… Po tym wszystkim… Przyjechał tak bez zapowiedzi…”
Martyna jeszcze długo myślała nad tym wszystkim. Nie minęła 23, gdy dziewczyna zasnęła. To był dla niej naprawdę wyczerpujący dzień.



piątek, 8 lutego 2013

ROZDZIAŁ XIII - czyli pierwsza samodzielna praca

- Martyna! Maaartyna! - krzyk Doroty wyrwał dziewczynę ze snu. - Zejdź tutaj na chwilkę!
Dziewczyna otarła oczy i niechętnie wstała. Kątem oka zerknęła w lustro i zobaczyła rumieńce na jej policzkach. Zeszła na dół do kuchni.
- Tak ciociu? - spytała. - Kochanie.. Pamiętasz, jak kiedyś mnie pytałaś o zwiększenie kieszonkowego?
- No tak, ale tak naprawdę jest mi już to niepotrzebne. - lekko się uśmiechnęła.
- Razem z Piotrem mamy dla ciebie niespodziankę. Znaleźliśmy ci pracę, dzięki której będziesz mogła uzbierać całkiem sporą sumkę pieniędzy.
- Naprawdę?! Dziękuję! Jaka to praca?
- Ojciec naszej sąsiadki - pani Małgosi - potrzebuje opieki i pomocy w domu. Pensja miesięcznie będzie nie duża, jednak na nowe płyty, ubrania czy gitarę powinno wystarczyć.

Szczęśliwa dziewczyna wróciła z powrotem na górę. Wskoczyła w czarne dżinsy i miętową koszulę z cekinami na kołnierzyku. Zrobiła delikatny makijaż, po czym spięła włosy w wysoki kucyk. Puściła do swojego odbicia w lustrze oczko.
Wzięła futerał z gitarą i wyszła z domu. Udała się w jedno ze swoich miejsc, w których uwielbiała przesiadywać. Miejsce, które dawało jej duszy spokój. Zero krzyczących dzieci bawiących się na placach zabaw. Zero odgłosów silników wydawanych przez samochody. Zero ludzi chodzących z głośno grającą muzyką z telefonu i wiele innych...
Była to niewielka polana. Na samym jej środku stała wielka płacząca wierzba. Każdy z nas miewa dni, kiedy jedyne co potrzebuje to cisza. Czuje się odrzucanym, niespostrzeganym przez innych. Taki dzień dopadł Martynę w dniu, kiedy po śmierci jej babci przeprowadzała się do cioci. Dorota sama pokazała jej to miejsce i opowiedziała jej, jak kiedyś sama przychodziła tu razem z siostrą. Usiadła pod drzewem, opierając się plecami o jego potężny pień. Zaczęła cichutko pogrywać jedną ze swoich ulubionych piosenek - Hoobastank - The Reason - z którą wiązała bardzo wiele wspomnień i łatwo się przy niej wzruszała. Wreszcie od dłuższego czasu poczuła się szczęśliwa. Ludzie, którzy cieszą, sprawiają przyjemność...
Nigdy nie pozwalają o sobie zapomnieć. Nie warto tracić wiary. Nikt nie może jej odebrać. Przekonała się o tym na własnej skórze. Na siłę starała się wyrzucić Patryka z serca, z myśli. Chodź minęło kilka miesięcy, on zawsze dawał się jej we znaki.
Prawdziwa miłość jest trwała i niezniszczalna. Kłótnie, sprzeczki tylko ją umacniają.
Oparła głowę o pień, przymknęła oczy i udała się do swojego świata fantazji, nie przestając grać...

Dziewczyna nie spostrzegła się, że zasnęła. Poczuła lekkie dźgnięcie w ramię. Otworzyła oczy  i zobaczyła przykucniętego obok niej Patryka.
- Patryk? Co ty tutaj... - nie zdążyła dokończyć pytania, gdyż poczuła jego ciepłe wargi na swoich. 
- Korona dla mojej królewny. - założył jej na głowę wianek z polnych kwiatów. Martynę oblał delikatny rumieniec. 
- Skąd wiedziałeś, że mnie tu znajdziesz? - spytała, kiedy oparł się przy niej o drzewo. 
- Szedłem do ciebie, kiedy zobaczyłem, że wyszłaś gdzieś z gitarą. Nie chciałem, żebyś mnie zauważyła i skradałem się za tobą. Kiedy już doszłaś tutaj, schowałem się za tamtymi drzewami i słuchałem jak grasz. Uwielbiam to. - obgarnął jej włosy z twarzy. 
Spojrzała na jego usta. Widocznie wiedział, czego chce. Przynajmniej w tej chwili. Uśmiechnął się szeroko. Pocałował ją tak, że poczuła ten pocałunek w całym ciele, od czubka głowy aż po podeszwy butów. Nawet jej nie dotykał, nie obejmował (nie licząc ust). Ale miała wrażenie, że chyba jednak nie musiał jej dotykać. Czuła, jakby wszystkie jej końce nerwowe przepływa prąd. Jakby całowała się z gniazdkiem elektrycznym. Po chwili oderwał swoje usta od niej i popatrzył na nią. Położył gitarę na jej kolanach, po czym powiedział:
- Zagraj mi proszę piosenkę Dżem - W życiu piękne są tylko chwile
Zrobiła to, o co ją poprosił. Po chwili zaczął nieśmiało śpiewać. Nie jakoś tak... Normalnie. Śpiewał, jakby robił to już o paru ładnych lat. Głos miał aksamitny i bardzo lekko się go słuchało. Martyna zawsze myślała, że jego talentem był sport. Grał w piłkę ręczną na poziomie zawodowego piłkarza, robił również wszystko w tym kierunku. 
Chłopak spojrzał na twarz dziewczyny. Malował się na niej wyraz zdumienia. 
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś, że lubisz śpiewać? - spytała.
- Nikt o tym nie wie. Jesteś pierwszą osobą, której to wyjawiłem. Racja, jestem dobry w sporcie. Jednak to nie jest to, co chcę robić w życiu. Robię to dlatego, żeby mój ojciec był ze mnie dumny. 
- Rozumiem... Zaśpiewaj mi coś jeszcze. Tak dobrze mi się ciebie słucha. 
Kąciki ust chłopaka uniosły się w przeuroczy sposób. Wiatr lekko targał jego ciemne włosy, a piwne oczy błyszczały. Lubiła to uczucie, kiedy nie mogła oderwać od nich wzroku. Zaczęła delikatnie szarpać struny i pogrywać Myslovitz - Chciałbym umrzeć z miłości. Oboje bardzo lubili słuchać starej polskiej muzyki. Gdy znowu zaczął śpiewać, dziewczyna przymknęła oczy i wsłuchiwała się w jego fantastyczny głos. Czasami chciałaby urodzić się w latach życia jej rodziców. Te klimaty.. 
- Patryk... Chcę ci coś powiedzieć...Dostałam pracę. 
- Naprawdę? Czym będziesz się zajmowała? - spytał, nie odrywając od niej oczu. 
- Będę pomagała w domu ojca mojej sąsiadki. Niewielka pensja miesięcznie, jednak zawsze lepsze coś niż nic. - uśmiechnęła się. 
- Bardzo się cieszę. Na co zainwestujesz zebrane pieniądze? - spytał. 
- Tajemnica. - powiedziała, uśmiechając się. Dziewczyna bowiem postanowiła pieniądze przeznaczyć na mieszkanie nieopodal domu jej cioci. Chciała zamieszkać razem z Patrykiem. Obawiała się nieco jego reakcji, dlatego wolała to zachować na najbliższy czas dla siebie.
- Wiesz... Mam ochotę wybrać się do teatru. Tak jakoś... Nie wiem, naszła mnie ochota. Jednak na dany moment mnie nie stać. No... Ale to nic, przeboleję. - uśmiechnęła się szeroko.
Nagle zadzwonił telefon Patryka.
- Eh, macocha dzwoni... Poczekaj chwileczkę. - po tych słowach podniósł się i odszedł kawałek dalej. Gdy skończył rozmawiać podszedł do Martyny i pomógł jej wstać.
- Muszę już lecieć, macocha ma jakiś problem w domu, a taty nie ma. Odprowadzę cię do domu, ok? - złapał ją za rękę. Tak też wracali, trzymając się za ręce. Dziewczyna nie mogła przestać się uśmiechać, była naprawdę szczęśliwa. Gdy doszli na miejsce, chłopak zatrzymał się przed Martyną. Odgarnął pasmo jej brązowych włosów za ucho.
- Dziękuję, że jesteś. - spojrzał jej w oczy po czym dał całusa w czoło.
Martyna powoli weszła do środka. Chłopak stał pod domem tak długo. aż znalazła się w jego wnętrzu.

Dochodziła 21. Martyna w tym czasie czytała książkę, słuchając Bon Jovi. Niespodziewanie do jej pokoju ktoś zapukał.
- Proszę. - starała się przekrzyczeć muzykę.
W progu stanął Patryk. Był ubrany w eleganckie ubrania, z nutką sportu.
- Patryk? Nie spodziewałam się... - podeszła do niego, dając całusa.
- Skoro miałaś ochotę iść do teatru... - puścił do niej oczko.
- Dziękuję! - przytuliła go. - Poczekasz na mnie 15 minut?
- Jasne, za jeszcze jednego buziaka. - odpowiedział z uśmiechem.
Dziewczyna podeszła do łazienki i wyjęła z niej swój nowy zakup. Szybko poszła do łazienki się ogarnąć. Przemyła twarz zimną wodą. Spięła grzywkę do góry. Ubrała swoją nową białą, koronkową sukienkę przed kolano i czarne balerinki. Umalowała rzęsy i przeciągnęła usta ochronną pomadką. Użyła nowych perfum jej cioci, po czym uśmiechnęła się do siebie i wyszła z łazienki.
Weszła do pokoju, gdzie czekał za nią stęskniony Patryk.
- Wooow, Martyna. Jeszcze nigdy nie widziałem cię w takim wydaniu. Wyglądasz fantastycznie. - podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Wychodzimy? - spytał.
- Wychodzimy. - odpowiedział jej z uśmiechem. 



wtorek, 15 stycznia 2013

ROZDZIAŁ XII - czyli jak sprawić, by znów była jego

Minęły dwa dni od wyjścia Martyny ze szpitala. Czuła się lepiej, powoli stawała się silniejsza. Kiedy zobaczyła w szpitalu przerażoną twarz Doroty, poczuła jeszcze większe przygnębienie niż wcześniej. Nie myślała o tym, co robi i dlaczego to robi. W pewnym momencie poczuła niesamowitą bezsilność. Niezwykłe, jak całe życie może zniszczyć się w ciągu kilku chwil. Najpierw zginęli rodzice. Później odeszła babcia. Następnie Patryk ją zdradził, a najlepsza przyjaciółka mieszka w innym mieście i na pewno znalazła już nowe koleżanki na miejsce Martyny. Siedziała sama w pokoju, pogrywając na gitarze. Nuciła sobie piosenkę, z którą miała związane i złe, i dobre wspomnienia. Dom był pusty. Ciocia miała wrócić z pracy o 21, Piotr zaś był tymczasowo w swoim rodzinnym domu.

Dziewczyna grała z zamkniętymi oczami, kołysząc się lekko. Powracała myślami do starych czasów, gdy była małą dziewczynką. Wyszła na poddasze, zapalając papierosa.
Spojrzała w niebo. 



W pewnym momencie zobaczyła siebie bawiącą się w pokoiku z lekko różowymi ścianami, pełnym najróżniejszych zabawek. Poczuła to samo uczucie towarzyszące jej tamtego dnia. Do pokoju wpadła jej roztrzęsiona babcia, która opiekowała się dziewczyną, gdyż jej rodzice w tym czasie musieli załatwić pewne sprawy w mieście. Podeszła do wówczas jedenastoletniej Martyny, przytulając ją mocno do siebie.

- Skarbie... - obtarła łzy z policzków i postarała się mówić spokojniejszym głosem. - Twoi rodzice mieli wypadek. - nie wiedziała, jak najdelikatniej jej to wytłumaczyć. Dziewczyna weszła jej w połowie słowa.
- Ale.. Ale żyją, tak? Zobaczę ich jeszcze?
- Mama i tata bardzo cię kochają... Ale teraz są twoimi aniołami stróżami spoglądającymi na ciebie z nieba. Dziewczyna zaniosła się płaczem. Pięć lat później straciła i ją. 


Wspominanie przerwał jej dzwonek. Zbiegła po schodach na dół. Owinęła się grubym kardiganem. Gdy otworzyła drzwi, ujrzała w nich...
- Patryk?! Nie spodziewałam się tu ciebie... - w jego rękach zauważyła bukiet czerwonych róż, tak samo jak w śnie.
- Słyszałem... Słyszałem, że leżałaś w szpitalu. Po tym, co ostatnio mi powiedziałaś.. Nie. Myślałem o tobie cały czas, od tamtego wieczoru. Nie dałaś mi od tamtej pory wytłumaczyć. Poza tym, rozłączyłaś się, gdy tylko ja chciałem coś odpowiedzieć... Więc raczej powinnaś się mnie spodziewać. - zerknął na jej rękę. - Dlaczego to zrobiłaś?
- Przyjrzyj się... - pokazała mu rękę przed oczami. - Nie mogę o Tobie zapomnieć. Chciałam mieć przy sobie coś przypominające ciebie. - Lekko odsunęła bandaż. Chłopak zauważył zaczerwienioną ranę w kształcie litery "P".
- Martyna, to głupota. - złapał ją za rękę. - A teraz cię muszę porwać.

Patryk zrobił sobie w tym roku prawo jazdy, dlatego też zawiązał dziewczynie oczy. Martyna nie rozumiała dlaczego to robi. Dlaczego tak łatwo daje sobą manipulować? Wsiedli do samochodu. Jechali około 15 minut. W milczeniu. 

Gdy dojechali na miejsce, przeszli kawałek drogi. Po chwili zdjął jej opaskę z twarzy. Dziewczyna ujrzała piękny strumyk. Stali na moście. Moście miłości. 
Chłopak wyjął z kieszeni piękną kłódkę z ich inicjałami, po czym przypiął do bramy.
- Przepraszam. Przepraszam za tamten dzień. Za tą dziewczynę. Za te kłamstwa. Nie myślałem o tym, co robiłem. Czuję się teraz jak skończony idiota. Przedtem zależało mi na tobie, ale nie w tak dużym stopniu jak teraz. Kiedy cię straciłem, zrozumiałem, że popełniłem błąd. Przepraszam. Wybaczysz mi? 

Wszystko działo się tak jak w śnie. No.. prawie wszystko. Martyna nie odpowiedziała. Po jej policzku spłynęła łza. Szczęścia.
- Pamiętaj. Cokolwiek by się zdarzyło, kocham cię i nie pozwolę cię skrzywdzić. A także ja sam tego nie zrobię. - po tych słowach wyrzucił kluczyk jak najdalej.



poniedziałek, 14 stycznia 2013

ROZDZIAŁ XI - czyli znów powoli wychodzi słońce

Dorotę obudziło światło dochodzące z łazienki. Kobieta miała w zwyczaju lekkie sny i zwykły szmer mógł ją obudzić. Gdy przysłuchała się, do jej uszu dobiegł cichy dźwięk, jakby płaczu. Nieco zdezorientowana wstała. Im bliżej podchodziła, tym płacz stawał się coraz głośniejszy. Zapukała do drzwi. Dziewczyna nie odpowiedziała. Cicho otworzyła drzwi. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to zakrwawiona umywalka, a przy niej siedząca dziewczyna.
- Boże, Martyna! - krzyknęła Dorota - Co ty dziewczyno zrobiłaś?! - po policzku spłynęła jej łza. - Piotr! Piooootr!
- Co się stało? - wszedł do łazienki z ledwo otworzonymi oczami. Gdy tylko zobaczył dziewczynę... - Dzwoń szybko na pogotowie! - po tych słowach wybiegł z łazienki po opatrunki.
Po około dziesięciu minutach słychać było już dźwięk karetki jadącej do szpitala. Roztrzęsiona kobieta płakała w ramię Piotra, czekając na lekarza, który wyjaśni jej, co z Martyną.
- Dlaczego?! Co zrobiłam nie tak?! To wszystko przeze mnie! - obwiniała się.
- Kochanie, to nie twoja wina... - obgarnął jej pozlepiane włosy z twarzy. - Dobrze wiesz, że miała teraz bardzo trudny czas. Marty... - Nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ z sali wyszedł lekarz.
- Co-co z nią jest? - spytała Dorota. - Podcięte żyły. Rany są bardzo głębokie, jednakże z pewnością z tego wyjdzie. Poradziłbym skonsultowanie się z terapeutą. Dzieci próbujące popełnić samobójstwo zazwyczaj są na skraju wyczerpania nerwowego. Czy mieliście państwo ostatnio z nią jakieś konflikty? Sprawiała kłopoty wychowawcze?
- W żadnym wypadku... Była praktycznie cały czas uśmiechnięta, rozmawiałyśmy ze sobą normalnie.. Od śmierci jej matki minęło 6 lat i zdążyła się już pozbierać. Czy... Czy mogłabym ją teraz zobaczyć?
- Dorota, przestań... Martynę zdradził chłopak, na dodatek jej najlepsza przyjaciółka. przeprowadziła się do innego miasta, jednak zdawało się, że sobie radzi... - Dopowiedział Piotr. - Czy moglibyśmy ją zobaczyć?
- W tej chwili dziewczyna śpi, ale proszę. - otworzył drzwi. Gdy weszli do środka sali, ujrzeli Martynę leżącą w szpitalnej piżamie. Jej lekko kręcone włosy delikatnie opadały na ramiona. Twarz miała bardzo bladą, widać było też ślady po łzach. Ręka owinięta była elastycznym bandażem. Dorota usiadła na brzegu łóżka. Piotr poszedł w jej ślady. Kobietę obudził lekki ruch pod kołdrą. Gdy spojrzała na twarz dziewczyny.
- Martyna, kochanie.. Tak się bałam.. - mówiła łamiącym się głosem. - Dlaczego to zrobiłaś?
- Ciociu.. Przepraszam. Nie myślałam o tym, co robię. - mówiła słabym głosem. - Nie chciałam się zabić... Teraz nie mam siły o tym mówić. Ile czasu będę musiała tu jeszcze leżeć?
- Około trzech dni. - odpowiedziała. - A teraz odpoczywaj.
Gdy ciocia pojechała z Piotrem na jakiś czas do domu, Martyna usłyszała pukanie. W drzwiach ujrzała nieznajomą jej kobietę o bardzo sympatycznym uśmiechu.
- Witaj.
- Dzień dobry. Kim pani jest? - spytała zdezorientowana.
- Nazywam się Maria Lipińska i jestem psychologiem. Chciałabym z tobą porozmawiać na temat wczorajszego wydarzenia. Martyna postanowiła się otworzyć przed kobietą. Potrzebowała kogoś, komu może się wyżalić, porozmawiać, a także otrzymać cenne rady. Opowiedziała jej, dlaczego to zrobiła, później przeszła do swoich najgłębszych uczuć.
- Najbardziej boję się bólu. Odrzucenia. Kiedy zobaczyłam go z tą dziewczyną... Miałam nadzieję, że naprawdę mu na mnie zależy. Był moją drugą miłością. Myślałam, że tak już zostanie. Rozum mi podpowiada, żebym nie dała się ogłupić, on mnie zranił i obiecałam sobie, że zapomnę o nas. Jednak serce jest silniejsze. Cały czas miałam w nim iskrę nadziei, że coś jeszcze między nami będzie. Wmawiałam sobie, że go nienawidzę. Że jest najgorszym co mnie w życiu spotkało. Okłamywałam samą siebie. Prawda jest jednak taka... Patryk jest częścią mnie. Nie potrafię o nim zapomnieć. Pani Maria w uwagą słuchała każde wypowiedziane przez dziewczynę słowo. Dała jej cenną radę:
- Uśmiechnij się do świata, wtedy on będzie uśmiechał się do ciebie. Nie załamuj się, postaraj się zaufać i otworzyć przed innymi. Nie wmawiaj sobie, że jesteś nieatrakcyjna i różne inne wady. Głowa do góry! - uśmiechnęła się szeroko. - Dziękuję, że postanowiłaś się przed mną otworzyć. Pamiętaj słowa, które ci powiedziałam. Zawsze pomagają. Nie poddawaj się. - pożegnała się i wyszła.

niedziela, 13 stycznia 2013

ROZDZIAŁ X - czyli perspektywa czasu

Wrześniowy wieczór. 
To już trzy miesiące. 
Siedziała na poddaszu zaciągając się papierosem. Obserwowała migoczące w oddali światła latarni. Od pamiętnego wieczoru, kiedy to przyłapała Patryka na zdradzie, tak właśnie wyglądał jej każdy wieczór. Ze słuchawkami w uszach, przenosząc się w świat wyobraźni... Z samego początku nie mogła się pozbierać. Z dnia na dzień coraz bardziej zamykała się w sobie. Tak bardzo ją zawiódł. Do tego przytłoczył ją wyjazd Julii. Jej mama, pomimo że po zamknięciu męża, który bił ją i córkę, rozkwitała, nie umiała wytrzymać w miejscu, które na każdym kroku przypominało jej koszmar sprzed kilka miesięcy. Przeprowadziły się do innego miasta, aby zacząć od nowa. Martyna od tamtego czasu czuła się jeszcze bardziej samotna. Zmieniła się nie tylko mentalnie, ale i zewnętrznie. Bardzo schudła, była wręcz przy kości. Jej pofarbowane na hebanowy włosy sięgały do pasa. Stała się bledsza na twarzy. Jakby momentalnie stała się innym człowiekiem, a dawna wesoła i towarzyska Martyna zamieniła się w własny cień.
Z kolei jej ciocia zaczęła powoli układać sobie życie. Tłumaczyła Martynie, że te późniejsze powroty do domu są z powodu nadgodzin w pracy. Tymczasem Dorota spotykała się z kolegą z biura, Piotrem. Zamieszkał z nimi w lipcu. Martyna nie miała nic przeciwko, wręcz go polubiła, a także cieszyła się szczęściem cioci.

A Patryk? 
Do tej pory nie umie o niej zapomnieć. W wakacje, kiedy nie miał okazji spotkać Martyny w szkole, często chodził do parku, w którym miała zwyczaj czytać książkę. Ciągle ją tam widywał. Długie, ciemne włosy spięte w wysoki kucyk kołysały się z gracją przy każdym kroku. Człowiek doceni dopiero wtedy, kiedy straci. Kochał ją, dalej ją kochał. Nigdy Kamila nie zadziałała na niego w ten sposób jak Martyna. Kamila... Spotykał się z nią tylko dla zabawy. Była zupełnym kontrastem Martyny i chyba tylko to go do niej przyciągnęło. Chciał zasmakować czegoś innego. I wtedy pożałował swoich czynów.
W chwili, gdy myślami była już w skrajach najgłębszych marzeń, na poddasze weszła jej ciocia. Usiadła przy dziewczynie, stawiając obok niej kubek ciepłej herbaty. Odgarnęła z jej czoła niesforne kosmyki, po czym powiedziała:
- Wychodzę z Piotrem do znajomych. Nie czekaj na nas, wrócimy może nawet jutro. Będziesz cały czas w domu?
- Od jakiegoś czasu to moja jedyną rozrywka - uśmiechnęła się do niej ponuro.
- Mała... Nie mogę patrzeć na ciebie w takim stanie... Gdzie się podziała moja szczęśliwa Martyna?
- Zmądrzała. - Odpowiedziała wymijająco.
- Przesadzasz - roześmiała się Dorota. - Dobrze, lecę. Nie chcemy się spóźnić. - dała dziewczynie całusa w czoło i wyszła.
Dziewczyna poczuła się dziwnie zmęczona. Wypiła herbatę, po czym udała się wziąć szybki prysznic. Gdy skończyła, wskoczyła do łóżka. Nie minęły dwie minuty, kiedy była już pogrążona w śnie.
Siedziała w swoim pokoju, pogrywając na gitarze. Była niezwykle szczęśliwa. Śmiała się sama do siebie, śpiewała... Beztroska sama za nią przemawiała. W pewnym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Szybko pobiegła otworzyć. Ujrzała Patryka. W ręce trzymał bukiet czerwonych róż. 
- Martyna... Kocham cię. Przepraszam. Nie wykorzystałem moich pięciu minut... - Zbliżył się do niej. Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, czekała na rozwój wydarzeń. Jego twarz była coraz bliżej...

W chwili, gdy dziewczyna miała mu odpowiedzieć, obudziła się. Zaczęła krzyczeć w poduszkę. Rozgoryczona wstała i zajrzała do sypialni cioci. Ujrzała ją śpiącą w objęciach Piotra. Z powrotem udała się do swojego pokoju, po czym wyciągnęła telefon i wybrała numer Patryka.
- Słucham? - usłyszała w słuchawce zaspany głos.
- Tu Martyna... Przepraszam, że tak późno, ale...
- Martyna? - nie ukrywał zdziwienia, jego głos nagle się rozbudził. - Miło cię słyszeć...
- Muszę ci coś powiedzieć. Przez cały ten czas, który upłynął od tamtego wieczoru, myślałam o tobie. O nas. Mimo, że nie było tego po mnie widać, w głębi serca cały czas miałam iskierkę nadziei, że jednak nasze drogi znów się zejdą. Tęskniłam i nadal tęsknię. Nie potrafię bez ciebie żyć.
- Martyna.... - dziewczyna rozłączyła się. Bała się odrzucenia. Bólu. On miał inną, a sama mu się narzucała. Skierowała się w stronę kuchni, aby napić się wody. Zboczyła jednak z drogi i udała się w stronę łazienki. Tam pokierował nią impuls.