- O proszę, śpiąca królewna wreszcie wstała! – rzekł, wysyłając do niej ciepły uśmiech.
- Najwyższa pora… - ziewnęła. – Gdzie ciocia?
- Pojechała na zakupy, za chwilę powinna wrócić. Mamy na dziś plany, wybieramy się do kina wieczorem. Chcesz iść z nami? – spytał.
- Wiesz co… Wy też potrzebujecie trochę czasu dla siebie, nie muszę wam wszędzie towarzyszyć. – odpowiedziała, biorąc łyk mleka z kartonu. – Spędźcie dzisiaj miły wieczór, ja znajdę sobie zajęcie. – uśmiechnęła się.
- Jesteś pewna? Przecież wiesz, że zawsze możesz nam wszędzie towarzyszyć.
- Jestem pewna.
Po tych słowach z powrotem pobiegła po schodach swojego pokoju. Otworzyła drzwi do białej szafy i wybrała czarne legginsy 3/4, białą bokserkę i ulubioną bluzę. Udała się do łazienki, gdzie przemyła twarz zimną wodą, ciemne włosy związała w wysoki kucyk, usta posmarowała ochronną pomadką. Uśmiechnęła się sama do siebie i zbiegła z powrotem pędem na dół. Założyła buty i poinformowała Piotra, że idzie pobiegać.
Ze słuchawkami w uszach, pobiegła do parku. Okrążyła kilka razy staw, mijając masę ludzi o różnych wyrazach twarzy. Lubiła to robić, zwłaszcza słuchając swoich ulubionych utworów. Dodawało to tylko uroku, czuła się jak w filmie. Zakochana para na ławce, dzieci karmiące kaczki i ich rodzice, weseli – widać, że przyjaciele. Chłopcy jeżdżący na rowerach, grupa przyjaciół wygłupiająca się w najlepsze, starsi ludzie spacerujący pod ramie…
Jednak jej uwagę przykuła samotna postać siedząca pod drzewem, rzucająca patyk pięknemu owczarkowi niemieckiemu. Nie odrywając wzroku od tego człowieka, biegła truchcikiem, żeby w razie czego nic nie podejrzewał. W pewnym momencie osoba odwróciła głowę w jej stronę. Patrzyły na nią para zjawiskowo pięknych zielonych oczu, jednak na swój sposób… Smutne. Była to dziewczyna, na głowie miała piękne, brązowe zadbane dredy spięte z kok. Kąciki jej ust podniosły się lekko w górę, kiedy zobaczyła, że Martyna jej się przygląda. Zachęcająco kiwnęła ręką, żeby do niej podeszła. Martyna zbliżała się powolnymi krokami w jej stronę. Dopiero teraz spostrzegła, że jest kobieta jest znacznie starsza od niej, jednak nie dawała jej więcej niż 28 lat. Świadczyły o tym delikatne zmarszczki wokół jej oczu, których wcześniej nie zauważyła.
Dziewczyna była nieco zakłopotana, gdy w tej chwili podbiegł do niej owy piękny owczarek niemiecki i z radością zaczął na nią skakać. Martyna przycupnęła i zaczęła głaskać zwierze.
- Jest piękny. – rzekła do kobiety. – Jak się wabi?
- Remi. – odpowiedziała, lekko ochrypniętym głosem. – Towarzyszy mi od kiedy zobaczyłam go w mojej rodzinnej wsi. Łapę miał przywiązaną do drzewa… Ludzie często go mijali, dokarmiali… Ale zawsze siedział w tym samym miejscu. W końcu się zorientowano, że coś jest nie tak. Zobacz tutaj – wskazała palcem na tylną prawą łapę psa. – Do tej pory widać bliznę po sznurze.
- Temu, kto to zrobił… - odezwała się Martyna. – Zrobiłabym to samo. Często pani tutaj z nim przychodzi? – spytała. – Przepraszam… Nie powinnam być wścibska.
- Właściwie od około dwóch tygodni. Niedawno zamieszkałam w tych okolicach i dopiero się zapoznaję z tym miejscem. – Uśmiechnęła się kobieta. – Jestem Weronika. – Wyciągnęła do niej dłoń.
- Martyna, miło mi.
- Mi również. Wiesz, dobrze by było mieć nową znajomą. Może umówiłybyśmy się na kawę?
- Jasne, pokazałabym… Przepraszam, nie wiem czy mogę mówić na „ty”.
- Czy naprawdę wyglądam tak staro? – Zaśmiała się Weronika. – Czuję się niekomfortowo, gdy ktoś do mnie mówi „pani”. Mam przecież tylko 25.
- No więc… Mogłabym ci pokazać tutejszą okolicę.
- Jestem za! Podaj mi swój numer telefonu, zmówimy się któregoś dnia. – Wyciągnęła z bardzo ładnej torebki, chyba własnoręcznie robionej, brązowy, skórzany notesik.
Martyna podyktowała numer, po czym pożegnała się i biegła już do domu, gdyż musiała troszeczkę się ogarnąć przed wyjściem do pana Jerzego.
Gdy otworzyła drzwi, od razu poczuła zapach swojego ulubionego ciasta.
„To po to ciocia pojechała na zakupy…” – uśmiechnęła się sama do siebie.
- Cześć ciociu! – krzyknęła, wchodząc do salonu.
- Och, Martyna! Właśnie ciasto ostygło, chcesz kawałek? – spytała.
- Jeszcze głupio pytasz… Tylko wiesz co, muszę się trochę śpieszyć, za godzinę muszę być u pana Jerzego.
- To leć się ogarnąć, ja w tym czasie wstawię wodę na herbatę.
Martyna poleciała do łazienki, wzięła szybki prysznic. Wysuszyła włosy, splotła w warkocz opadający na ramię. Nałożyła podkład, wytuszowała rzęsy i już miała zejść do cioci, kiedy usłyszała dzwonek swojego telefonu. Pędem pobiegła do pokoju, skąd pogrywał Nickelback – Never Gonna Be Alone. Na pulpicie zobaczyła swoje zdjęcie i Patryka, robione w jego pokoju, tak zwane focie z rąsi. Uśmiechnęła się do siebie po czym odebrała.
- Halo?
- Cześć piękna! – Usłyszała ten aksamitny głos, przez który poczuła ciarki. – Masz ochotę dzisiaj gdzieś wyjść? Zapowiada się ładny wieczór.
- Przepraszam, ale dziś nie mogę… Za pół godziny muszę być u pana Jerzego, wrócę dopiero o 20.
- To może cię podrzucę? Stęskniłem się trochę… Z powrotem też bym przyjechał i gdzieś byśmy się wybrali, co ty na to?
- Gdzieś… To znaczy gdzie? – spytała.
- Będę improwizował. – zaśmiał się chłopak.
- Wiesz co, mam dzisiaj wolną chatkę, możemy posiedzieć u mnie. – zaproponowała.
- To jesteśmy umówieni, będę u ciebie za piętnaście minut.
- Czekam. – odpowiedziała, po czym rozłączyła się i zeszła do cioci.
Tam na stole stała już ciepła herbata i ciasto.
- Dziękuję ciociu. – powiedziała po czym szybko zjadła ciasto i wypiła herbatę. – Nie będziesz miała nic przeciwko, gdyby Patryk dziś do mnie wpadł? Piotr mi mówił, że wychodzicie…
- Od kiedy ty się mnie pytasz o pozwolenie? – zaśmiała się Dorota.
- Wiesz, jakoś się przyzwyczaiłam. – Dziewczyna wstała od stołu, wzięła gumę do żucia i nim zdążyła ubrać buty, zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- No, to będę lecieć!
- Nie zapomnij kluczy.
- Spokojnie, pamiętam. Pa! – Odpowiedziała i już stała na tarasie przed Patrykiem.