Opis historii

"Siedzę w oknie i wdycham samotność. Nie jestem rozmowną osobą, wręcz przeciwnie - wolę oddać się swojej wyobraźni i bujać w obłokach całymi godzinami. Przede mną kolejne wyzwania. Czeka mnie nowe miejsce, nowa szkoła i w tym samym nowe życie. Po tylu cudownych chwilach ciężko jest się rozstać z przeszłością i rozpocząć wszystko od początku. Wiem, że nie warto się w to zagłębiać i myśleć o tym co było, jednak… Tak bardzo mi tego brakuje. Wszystkich chwil, tych lepszych i tych gorszych. Momentami nawet zastanawiam się, co by było, gdyby los pokierował inaczej. Czy wciąż siedziałabym w tym samym miejscu?"

17-letnia Martyna jest nieśmiałą dziewczyną, która uwielbia grać na gitarze, rysować, czytać książki i jest szczęśliwa, kiedy może to robić. Toteż jej życie przewraca się do góry nogami, gdy będąc jeszcze dzieckiem, traci rodziców w wypadku samochodowym. Od tamtego czasu opiekę nad nią sprawuje babcia, jednak po jej śmierci zmuszona jest przeprowadzić się do Doroty, siostry jej nieżyjącej matki. Jest dla niej zarazem ciocią, jak i przyjaciółką. Przychodząc do nowej szkoły, w której nikogo nie zna, jej uwagę przyciąga przystojny szatyn o imieniu Patryk, który także nie ukrywa zainteresowania jej osobą. Pomaga zaklimatyzować w szkole, wkrótce koleżeństwo przeradza się w coś więcej. Historia dziewczyny, którą życie zmusiło do szybszego dorośnięcia. Dziewczyny powoli poznającej smak miłości, przyjaźni, zdrady.

piątek, 30 listopada 2012

ROZDZIAŁ III - czyli motylki w brzuchu

Siedzieli pod wierzbą, trzymając się za ręce. Gdyby jakaś przypadkowa osoba spotkała ich, stwierdziłaby, że są oni w sobie bardzo zakochani, nie wiedząc, że znają się dopiero kilka dni.
- A jacy są twoi rodzice? - Spytał w pewnej chwili.
Martyna spojrzała mu w oczy, po czym powiedziała:
- Moja mama nie żyje. Zginęła w wypadku razem z moim ojczymem, którego traktowałam jak własnego ojca. Byli dla mnie największym wsparciem. Do tej pory okropnie za nimi tęsknie, pomimo tak długiego czasu. – Westchnęła cicho. Chłopak odgarnął jej włosy za ucho. - Taty nigdy nie poznałam. Odszedł od mamy, kiedy powiedziała mu, że jest w ciąży. Nie dziwię się, byli tacy młodzi. Nie wyobrażam sobie żebym w tym wieku miała urodzić dziecko. Miał 19-naście lat, zrozumiałe jest, że chciał czerpać z życia to co najlepsze. Nie dla niego przewijanie pieluchy. 
- Nie wiem co powiedzieć… Bardzo mi przykro, rozumiem twoje cierpienie, to przecież normalne, że za nimi tęsknisz. - Wtrącił Patryk.
- Kiedyś podsłuchałam rozmowę mojej mamy i cioci Doroty. Miałam wtedy 8 lat. Nieraz nachodziła mnie wielka ciekawość, żeby go poszukać. Jednak rezygnowałam z tego pomysłu. Sama nie wiem dlaczego.. Może się bałam? Moje życie układa się teraz zupełnie inaczej i jestem szczęśliwa, muszę to przyznać. Nie chcę, żeby coś się zmieniło. Do tej pory wychowywała mnie babcia, jednak po jej śmieci... – Martyna zamilkła. Patryk przytulił ją do siebie mocniej. - Mieszkam z ciocią. Gdyby nie ona, wylądowałabym w domu dziecka. - Po policzku pociekła jej łza. Patryk ją otarł.
- U mnie jest podobnie.
- Jak to?
- Mieszkam z moim ojcem i macochą. Nie pamiętam swojej matki. Odeszła od taty do innego, młodszego faceta, kiedy byłem jeszcze 3-latkiem. Nie czuję do niej niczego, nawet szacunku. Przyzwyczaiłem się już do tego co jest teraz, tak jak ty. Macocha jest w porządku, umiem ją nazwać mamą. Nigdy nie przychodziła mi do głowy myśl, żeby ją odszukać. Tata opowiadał mi, jak się czuł, kiedy zobaczył karteczkę na stole z napisem: 
"Odchodzę. nie szukaj mnie. Poznałam mężczyznę mojego życia i jestem bezpieczna. opiekuj się naszym synkiem. Myślę, że wychowasz go na prawdziwego mężczyznę. Mnie to przerasta, nie nadaję się do tego. Przepraszam. " 
Patryk miał poważną minę, jeszcze nigdy nie widziała u niego takiego wyrazu twarzy. 
- Dlatego też mam dystans do dziewczyn. Z tobą było inaczej. Wydałaś mi się wyjątkowa. Od samego początku.
Martyna zarumieniła się. Jeszcze nigdy nie usłyszała takich słów. W starej szkole wiele zabiegało o jej względy, ale każdego odrzucała. Nie chciała zawracać sobie głowy, chłopcy byli dla niej tylko problemem. Dlaczego? Za dużo nasłuchała się o rozterkach swoich koleżanek. Uważała, że lepiej było nie pakować się w miłość. Przy Patryku czuła coś innego. Bił od niego pewien urok, czego Martyna nie mogła zrozumieć. Czuła, że łączy ich jakaś więź. Chłopak był tego samego zdania. Dziewczyna z każdym ich spotkaniem robiła na nim coraz większe wrażenie.
W pewnej chwili Patryk przyciągnął do siebie Martynę i ją czule objął. Siedzieli tak przez jakiś czas, nie odzywając się do siebie. Cieszyli się chwila.
Ciszę przerwał chłopak:
- Lubię czuć twoją obecność… Co ty takiego masz w sobie?
- Nie umiem ci na to odpowiedzieć… - Zaśmiała się cicho.
- Przyciągnęłaś mnie do siebie wyglądem, zatrzymaj mnie charakterem. – Połaskotał ją. Dziewczyna, wiercąc się, zaśmiała się głośno.
- Patryk, przestań! – Śmiała się jeszcze głośniej.
- I bardzo lubię też twój śmiech! – Uśmiechnął się szeroko.


Niedziela. Martyna siedziała przy swoim biurku i rysowała postacie z bajek. To był jej patent na zwalczenie nudy. Ścianę nad łóżkiem zdobyły właśnie jej szkice. Postacie z Myszki Miki, kłócący się Tom i Jerry, Scooby – Doo i jego ferajna… Lubiła powracać myślami do przeszłości, kiedy jeszcze żyli jej rodzice.
Dzień w dzień wymieniała się sms-ami z Patrykiem. Jej myśli krążyły szczególnie wokół jego osoby. Nigdy nie darzyła kogoś tak mocnym uczuciem jak jego. Dzisiejszego dnia nie umówiła się z nim, gdyż w końcu jej ciocia miała dzień wolny od pracy i mogły się porządnie wygadać. Wstała od biurka, powiesiła swoje kolejne dzieło nad łóżkiem i zeszła na dół. Ciocia jak zwykle siedziała z nosem w gazecie. Gdy podniosła wzrok i zobaczyła dziewczynę, szeroko się uśmiechnęła.
- Coś czuję, że masz mi dużo do powiedzenia...  – powiedziała, wstając od stołu. – Sekundka, stawię tylko wodę na herbatę.
Martyna usiadła na krześle.
- Nawet nie wiesz jak dużo do powiedzenia. - W jej oczach pojawiły się iskierki.
- Zamieniam się w słuch.
- Chyba jestem zakochana... Jestem. I to po uszy. - Oczy Doroty stały się okrągłe jak złotówki.
Dziewczyna opowiedziała jej o Patryku i Laurze, która okłamała ją, żeby ich skłócić, a także o Julii, która jako pierwsza z koleżanek z klasy wyciągnęła do niej dłoń. To właśnie ona opowiedziała jej o intrydze Laury. Dorota z wyraźnym zaciekawieniem słuchała każde jej słowo.
- Planujesz się z nim dzisiaj spotkać? - Spytała po chwili.
- Nie umawiałam się z nim wczoraj, chciałam spędzić czas z tobą.
- Cieszę się z tego powodu, bo chciałam ci zasugerować, że mogłybyśmy dzisiaj pojechać na grób twoich rodziców… - zmieszała się nieco.
- Jasne. - odpowiedziała Martyna, a jej twarz znowu trochę posmutniała.

Około godziny 16 były już na cmentarzu. Nie odzywały się do siebie, siedziały na ławce przez grobem i przyglądały się zdjęciom. Ciszę przerwała ciocia.
- Jesteś tak podobna do swojej mamy... Nieraz, gdy widzę cię w domu, mam wrażenie, że to ona. Bardzo mi jej brakuje. Cieszę się, że mam ciebie. - przytuliła ją.
Po policzku Martyny spłynęła łza. Nauczyła się żyć bez mamy i ojczyma, jednak pamięć o nich nigdy w jej głowie nie wygaśnie.
Kiedy wróciły do domu, dochodziła 19. Martyna szybko powędrowała do swojego pokoju i oddała się rozmowie z Patrykiem.


Następnego dnia, gdy tylko dochodziła do swojej szafki, zobaczyła już pod nią Patryka. Na jej widok szeroko się uśmiechnął, po czym podszedł do jej stronę.
- Cześć Piękna. - powiedział, dając całusa w policzek.
- Mhm… No cześć. - powiedziała, czując rumieńce na twarzy.
- Jak ci minął wczorajszy dzień? - spytał, kiedy szli pod swoją klasę. Trzymali się za ręce, kiedy podeszła do nich Julia.
- No, widzę, że wszystko między wami już w porządku. Cieszę się bardzo. - Powiedziała do pary z uśmiechem na twarzy. - Wybacz Patryk, ale porywam ci kobietę. - Puściła do niego oczko.
Dziewczyny szły w stronę ławek, kiedy zobaczyły Laurę. Podeszła do Martyny ze skruszonym wyrazem twarzy.
- Cześć Martyna... Wiesz, chciałabym cię przeprosić. Za te głupstwa, które mówiłam na temat Patryka. Byłam o ciebie zazdrosna. Zabiegałam o jego względy od początku roku, ale do tej pory mi się nie udało. Zdenerwowałam się, że zaczął cię podrywać od razu, kiedy do nas doszłaś. Przepraszam. - miała bardzo szczery wyraz twarzy, co Martynę przekonało. Wydawało jej się, że na prawdę jest jej głupio.
- Jasne, nie ma sprawy. Nie przejmuj się, rozumiem to. Zgoda? - spytała, wyciągając do niej dłoń. Laura ją przyjęła.
- Zgoda. - uśmiechnęła się, po czym odeszła.
Julia miała nieco zdezorientowaną minę.
- Nigdy jeszcze nie widziałam u Laury takiego wyrazu twarzy... Wyglądała jakby skończył się jej tusz do rzęs. – Obie się zaśmiały.
- Ja też, dlatego zaproponowałam koleżeństwo. Nie chcę mieć na pieńku z klasą... - Uśmiechnęła się lekko.
Zadzwonił dzwonek, więc podniosły się z ławki i pobiegły do klasy. Kiedy Martyna usiadła obok Patryka, ten szepnął jej na ucho.
- Mówiłem, że cię przeprosi. Między wami jest już spoko?
- Jest i w sumie cieszę się z tego. Dobra, skupmy się na lekcji, bo jak będziemy gadać to wyjdzie na to, że mamy wobec siebie zły wpływ. - zaśmiała się cicho.
Siedzieli cicho, jednak trzymali się za ręce pod ławką. Julia, siedząca za nimi, co chwilę się śmiała.
- Amorki. - Powiedziała do Martyny po lekcji.



Po szkole poszli do domu Martyny. Ciocia jak zazwyczaj była w pracy, więc mogli się sobą nacieszyć. Wiedziała jednak o ich spotkaniu.
Gdy weszli do domu, dziewczyna poszła zrobić im coś do picia. Patryk usiadł na kanapie, po czym zerknął na ścianę. Zobaczył na niej zdjęcie z trzema osobami. Domyślił się, że to Martyna z rodzicami. Wszyscy byli bardzo uśmiechnięci i było widać, jaką stanowili szczęśliwą rodzinę.
- Biedna. - pomyślał w chwili, kiedy do salonu z dwiema szklankami soku.
Odstawiła je na stole i usiadła na kolana Patryka. Ten ją objął i po chwili już czuł jej miękkie wargi na swoich. Po chwili Martyna zaproponowała, żeby poszli do jej pokoju. Chłopak bez chwili wahania się zgodził.
Kiedy weszli, chłopakowi w oczy od razu rzuciła się gitara. Martyna zapomniała ją schować.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że grasz? - spytał, siadając na łóżko.
- Wstydziłam się.
- Czego? - roześmiał się.
- Tak na prawdę nie umiem grać profesjonalnie. Brzdąkam sobie ulubione nutki ze słuchu.
- Dasz się namówić, żebyś coś zagrała? - spytał i przygarnął ją do siebie.
Martyna skinęła głową, sięgnęła po gitarę i już po chwili zaczęła nieśmiało grać piosenkę Dżemu - Wehikuł czasu.
Kiedy skończyła, spojrzała na Patryka. Miał zdziwioną minę.
- I ty chcesz mi wmówić, że nie grasz profesjonalnie? - dał jej całusa, nie chcąc słyszeć jej protestu.
Poprosił ją, żeby zagrała jeszcze kilka utworów. Słuchał ją z zamkniętymi oczami, przytulając do siebie coraz mocniej.
- Wiele dla mnie znaczysz. Bardzo wiele. - szepnął jej do ucha.
 Uśmiechnęła się uroczo, kładąc głowę na jego ramieniu.

Siedzieli przytuleni do siebie, słuchając muzyki. Nawet cisza, brak rozmowy była dla nich przyjemna. Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Ciocia wróciła. - powiedziała, wstając. - Zejdziesz ze mną się przywitać?
- Jasne. - wstał i uśmiechnął się do niej promiennie.
- Uwielbiam ten uśmiech... - pomyślała, rozmarzona.
Zeszli na dół. Ciocia zdejmowała już buty.
- Cześć! - powiedziała Martyna - Chciałabym ci przedstawić Patryka.
- Dobry wieczór - powiedział, uśmiechając się.
- Ah, to ty jesteś ten Patryk!  Może zostałbyś na kolacji? - Uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Obawiam się, że muszę już lecieć. Późno się robi...
- Nie ma sprawy. - ciocia puściła oczko do Martyny.
Wyszli na taras, całując się na pożegnanie.
- Do jutra! - powiedział ze smutkiem.

- Do jutra. - odpowiedziała rozmarzona.


środa, 28 listopada 2012

ROZDZIAŁ II - czyli pierwsze potyczki

Gdy tylko Martyna otworzyła oczy, poczuła przypływ energii. Humor jej dopisał od samego poranka. Emocji przysparzała jej nie tylko myśl o szkole, ale czekało ją także spotkanie z Patrykiem. Była jednocześnie zestresowana, a zarazem szczęśliwa, że złapała już z kimś kontakt. 
Podniosła się z łóżka i pędem ruszyła do łazienki. Po szybkim prysznicu zeszła na dół do cioci. Siedziała przy stole czytając gazetę. Na stole czekało na Martynę gotowe śniadanie. Dorota podniosła wzrok znad czasopisma i spojrzała na dziewczynę.
- Ktoś tu chyba wstał prawą nogą? - zapytała, uśmiechając się szeroko. - Wcinaj szybciutko, za 15 minut jedziemy.


Martyna wyszła z samochodu i ruszyła w stronę szkoły. Przed samym wejściem zauważyła Laurę i grupę jej koleżanek. Uważnie jej się przyglądały. Wysłała do nich uśmiech i podeszła, by się przywitać. Popatrzyły na nią jak gdyby z żalem.
- Cześć nowa, słyszałaś już? – spojrzała w oczy Martyny.
- Nie, o co chodzi? - Zapytała, lekko zaskoczona, że po pierwszym dniu mogło się coś wydarzyć.
- Podsłuchałam wczoraj rozmowę Patryka z Kubą po szkole. Chyba nie masz na co liczyć, umówił się z tobą dla zakładu... Strasznie mi przykro. - Złapała ją za rękę.
Martyna udała, że ją to nie przejęło, podziękowała dziewczynie i ruszyła w stronę klasy, w jakiej miała mieć pierwszą lekcję. 
Udawała. 
Bardzo ją to przejęło.
Przed wejściem do sali zauważyła Patryka, który szeroko się do niej uśmiechał. 
- Cześć Martyś, miło cię widzieć... - Martyna udała, że go nie widzi i obojętnie weszła do klasy. Było jej bardzo przykro po tym, co usłyszała od Laury. 
Przesiadła się do Borysa, najlepszego ucznia w klasie, znanym jako „Śliniak”, gdyż nosił aparat i gdy tylko coś mówił, bardzo się ślinił. Zaskoczony, szybko zabrał swoje matematyczne przybory na swoją połowę ławki.
- Martyna? O co chodzi? – Patryk złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. 
- Wiesz.. to chyba nie jest dobry pomysł, żebyśmy się dzisiaj spotkali. Nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Ale o co...
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.Zapytaj Laury.  - Po tych słowach odwróciła się w stronę Borysa i wdała się z nim w dyskusję na temat liczb dziesiętnych.
Zaskoczony, nic się nie odezwał, a klasa roześmiała się głośno, w tym Laura najgłośniej.
- No stary, chyba nie będzie tak łatwo... - szturchnął go w ramię Kuba.


Tego dnia Martyna umówiła się z ciocią, że wróci do domu spacerem. Przyzwyczaiła się do okolicy, a do domu nie miała daleko. Kiedy wyszła już poza teren szkoły, usłyszała, że ktoś woła jej imię. Odwróciła głowę.
- Martyna! Zaczekaj! - Zobaczyła wysoką blondynkę w kucyku i okularach. Nie pamiętała jej imienia.
Dziewczyna zatrzymała się. Koleżanka biegła w jej stronę.
- Hejka, o co chodzi? – Uśmiechnęła się do zdyszanej koleżanki.
- Muszę ci coś powiedzieć. Chodzi o Patryka. On...
- Nie chcę nic o nim słyszeć. - przerwała jej.
- Proszę, posłuchaj mnie… Ale daj mi chwilkę odetchnąć - dziewczyna wyciągnęła z plecaka wodę. - Nie wiem od czego zacząć ale z pewnością nie jest tak jak myślisz. - Zaczęła pośpiesznie tłumaczyć. - Każdy z klasy wie, że Laura jest zakochana po uszy w Patryku od samego początku, kiedy znaleźli się w jednej klasie. Od zawsze starała się o jego uczucia. Byli parą przez jakiś czas, ale Patryk jest inteligentny i po krótkim czasie dostrzegł jaką jest płytką osobą.
- Ale co ma to do rzeczy? - Zapytała zaskoczona Martyna.
- Laura od razu zauważyła, że Patryk patrzy na ciebie inaczej niż na inne dziewczyny, w tym nią. Fart chciał, żebym znalazła się akurat w szkolnej toalecie i mnie nie zauważyła. Usłyszałam, jak mówi dziewczynom o tym zmyślonym zakładzie. Jest o ciebie zazdrosna, kiedy tylko wyszłaś z klasy Patryk od razu do niej podszedł i wycisnął z niej prawdę. Zaangażował się, to widać.
- Mam totalny mętlik w głowie. Strasznie ci dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Nawet nie dałam szansy mu się wytłumaczyć, posłuchałam Laury, choć widziałam, jak krzywo na mnie patrzy. 
- Wiadomo, że gdy jest się w nowym miejscu nikt nie chce robić sobie problemów. Możesz na mnie liczyć. - Wysłała jej oczko.
- Jasne, zapamiętam! Ale muszę się już zwijać.
- Pozwolisz, że się do ciebie dołączę? Idę w tą samą stronę. 


Gdy tylko Martyna weszła do domu, szybko ruszyła po schodach do swojego pokoju. Włączyła ulubioną playlistę i położyła się na łóżko. Miała chaos w głowie, nie wiedziała jak się zachować. Czy powinna przeprosić Patryka? A może to on zrobi pierwszy krok? Nie umiała sobie tego wyobrazić. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Co się stało, Kruszynko? Nawet się nie przywitałaś - Dorota przyniosła gorący obiad dla dziewczyny. 
Pogrążyły się w rozmowie.



Siedziała na poddaszu swojego domu, paląc papierosa. Nie mogła zasnąć. Ten chłopak konkretnie zawrócił. Ta cała sytuacja sprawiła, że przywiązała się do niego jeszcze mocniej. Gnębiło ją, że zachowując się tak chamsko ośmieszyła go przed całą klasą. Chciała go przeprosić, dzień dłużył jej się i dłużył, we znaki wdała się bezsenność. 
Zeszła z poddasza i położyła się do łóżka. Przytuliła się do poduszki i po raz kolejny próbowała zasnąć. Dochodziła druga w nocy. 
Zagłębiając się coraz mocniej w sen, poczuła nagle lekkie wibracje.
Telefon. 
Zaspana odebrała komórkę.
- Słucham? - postarała się mówić jak najnormalniejszym tonem, mimo tego, że ktoś ją obudził.
- Cześć Martyś… - Słysząc ten aksamitny głos przeszły ją ciarki. - Przepraszam, że dzwonię o tak później porze, ale nie mogłem zasnąć, potrzebowałem cię usłyszeć.
- Uprzedziłeś mnie. Też nie mogłam zasnąć, chciałam z tobą wszystko wyjaśnić w szkole.
- Wiesz... Rozmawiałem z Julką. 
- "Więc tak miała na imię" - pomyślała. 
- Wspominała mi, że z tobą gadała. Nie wiedziałem o co ci chodzi, nawet nie dałaś mi się wytłumaczyć. 
- To był impuls, przepraszam. Byłam zdenerwowana. - Przerwała mu.
-  Wiem, że Laura na mnie leci, ja do niej nigdy nic nie poczułem i nie poczuję. Zrobiła to z czystej zazdrości, uwierz. Nie umiałbym się założyć o coś takiego. Zwłaszcza, jeśli podoba mi się dziewczyna.
- Zaraz, zaraz. Dobrze usłyszałam? Podobam ci się? - Zachichotała.
- A skąd takie zdziwienie? – Droczył się z nią. - Gdyby tak nie było to z pewnością bym nie zadzwonił. Pozwól, że dokończę. Kiedy Julka mi opowiedziała o tym, co Laura znowu wymyśliła, od razu do niej poszedłem. Z samego początku udawała głupią, że nie wie o co mi chodzi, ale później sama mi to wszystko wyśpiewała.  I wiesz co? Rozpłakała się jak dziecko. Myślę, że prędzej czy później, przeprosi cię.
- Serio? Nie oczekuję od niej przeprosin. Wolę szczerze "nie lubię cię" niż fałszywe "przepraszam". - Martyna czuła wypieki na jej policzkach.
- To jak? Nadal masz do mnie żal? - Spytał poważnym tonem.
- Słuchaj... Chciałam cię przeprosić. Jest mi głupio, że tak szybko cię oceniłam, po głupich plotkach... I że zbyłam cię tak przy całej klasie. – Wzięła głęboki wdech. – Przepraszam.
- Daj spokój, po co mam się przejmować klasą? – Zaśmiał się. - Cieszę się, że pomiędzy nami jest już w porządku. Miałabyś ochotę na spacer po szkole? - Spytał.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... – Zaśmiała się.
Nie mogę się doczekać.
- Ja również. A teraz idź spać, pewnie jesteś zmęczona, a trzeba wstać rano do szkoły. Śpij słodko. - pożegnał się.
- Dobranoc... - odpowiedziała rozmarzonym głosem.

Martyna była bardzo szczęśliwa. Miała już pewność, że nie jest mu obojętna. Teraz tym bardziej nie mogła zasnąć.




wtorek, 27 listopada 2012

ROZDZIAŁ I - czyli jak się to zaczęło


Martyna spała smacznie, dopóki do jej pokoju nie wparowała rozradowana ciocia.
- Myszko, obudź się!  - krzyczała jej niemal prosto do ucha.
Martyna z wyraźnym niezadowoleniem rzuciła poduszką w ciocię i odwróciła się do niej plecami, ignorując jej słowa. Kobieta ściągnęła z dziewczyny kołdrę i rzuciła ją na podłogę. Dziewczyna skuliła się z zimna. 
- Chyba wystarczająco cię przekonałam, ubierz się to nie będzie ci zimno. - Powiedziała z wyraźną satysfakcją na twarzy.
Martyna leniwie przeciągnęła się i usiadła na łóżku.
- Przychodzę do szkoły w połowie roku. Będę w samym centrum zainteresowania...
- Od kiedy ty przejmujesz się takimi rzeczami?  To nie był twój wybór. - Jej wyraz na chwilę stracił radość. - Nie przejmuj się skarbie, jesteś śliczną dziewczyną. Obstawiam, że minie maksymalnie tydzień, a już zdążysz się przyzwyczaić. - Przytuliła mocno dziewczynę. - No a teraz szybko, biegnij się ogarnąć, chyba nie chcesz się spóźnić?

Kilka dni wcześniej Martyna przeprowadziła się do mieszkania Doroty, zaraz po pogrzebie jej babci. Staruszka wychowywała ją przez kilkanaście lat, gdyż mama Martyny zginęła z poważnym wypadku samochodowym. Podróżowała ze swoim mężem, ojczymem dziewczyny, gdy niespodziewanie zza ostrego zakrętu wyjechała potężna ciężarówka. Nie mieli szans do przeżycia, oboje zginęli na miejscu. Gdyby nie ciocia, z którą miała bardzo dobry kontakt, musiałaby zamieszkać w domu dziecka.
Dziewczyna nigdy nie poznała swojego ojca. Z tego co opowiadała jej mama, zostawił ją zaraz po tym, gdy powiedziała mu o ciąży. Urodziła w wieku siedemnastu lat, natomiast on miał wtedy dziewiętnaście. Wtedy w głowie miał jeszcze tylko zabawę. Dziewczynę nieraz nachodziła myśl, że mogłaby go poszukać. Za każdym razem gdy do tego podchodziła rezygnowała. Bała się, że może zburzyć to jej dotychczasowe życie.

Po około 40 minutach Martyna stała już na parkingu pod szkołą. Zafascynował ją monumentalny budynek. Widać, że był stary, wskazywały na to elementy nawiązujące do antyczności. Widokowe balkony ozdabiały budynek, który charakteryzowały harmonia i umiar. Ściany nabierały jasnej barwy, beżu podchodzącego delikatnie do brązu. Gdy świeciło słońce kolory zmieniały się pod wpływem promieni na odcień złota.
- Powodzenia, zadzwoń do mnie od razu po lekcjach! - powiedziała ciocia, w chwili gdy dziewczyna wysiadła z samochodu. Po chwili już jej nie było.
Martyna wzięła głęboki oddech i zaczęła powoli iść w stronę szkoły. Nigdzie jej się nie śpieszyło, szła leniwie przez korytarz, przyglądając się każdemu szczegółowi. Mijała kolejno obcych dla siebie ludzi. Jedni się śmiali i wygłupiali, drudzy siedzieli w kątach i czytali książkę. Jej uwagę przykuły także drzwi które prowadziły do biblioteki. W tym momencie zobaczyła szukaną klasę. Sala numer 107. Przez chwilę wpatrywała się we drzwi, wzięła głęboki oddech i cicho zastukała i otworzyła drzwi. W tym momencie zadzwonił dzwonek. Kompletnie nie wiedziała, co zrobić.
Bała się.
Wejść jak gdyby nigdy nic? A może poczekać na nauczyciela? Weszła i ustała na środku klasy. Patrzyło na nią dziewiętnaście par oczu. W ich oczach było widać ciekawość. W klasie siedział już nauczyciel. Najwyraźniej zdążył już poinformować klasę o nowej koleżance. Mężczyzna zauważył zakłopotanie Martyny, więc przyszedł jej z pomocą:
- Moi uczniowie! Jak już mówiłem, to jest wasza nowa koleżanka. Przedstaw się proszę klasie, może chciałabyś nam coś o sobie opowiedzieć? Skąd jesteś, jakie masz zainteresowania?
- Cze-cześć.. - zająknęła się. - Nazywam się Martyna Bereźnicka. Kilka dni temu po śmierci babci przeprowadziłam się do mojej cioci, mieszkałam w innej części Warszawy. Mam wiele zainteresowań, głównie książki i muzyka. Miło mi was poznać i mam nadzieję, że szybko się tutaj zaklimatyzuję, sam budynek zrobił na mnie wrażenie. 
- Wybierz sobie proszę miejsce. Może ktoś chciałby oprowadzić Martynę po szkole? - spytał nauczyciel. - Och, prawie zapomniałem. Nazywam się Tomasz Kulikowski i jestem twoim wychowawcą. W razie kłopotów możesz śmiało zwrócić się do mnie.
Dziewczyna zauważyła, że rękę podniosło wiele osób. Ruda, piegowata dziewczyna, druga z aparatem na zębach i blond włosach, inna gdzieś z tyłu klasy z kolczykami w brwiach. Spojrzała na szatyna o wielkich, piwnych oczach i serdecznym uśmiechu.
- Patryk, liczę na ciebie. - Wskazał na wolne miejsce obok chłopaka.
Martyna nieśmiało uśmiechnęła się i usiadła koło nowego kolegi.

Godzina wychowawcza minęła w mig. Sprawy organizacyjne dotyczące nowego semestru, kilka uwag na temat ocen, skargi, prośby… Widziała, że zwróciła uwagę klasy, wiele osób zagadywało ją i uśmiechało. Podobało jej się, widziała, że klasa jest w porządku. Robiła dobre wrażenie.  Martyna co chwilę spoglądała kątem oka na Patryka, który najwyraźniej robił to samo. Jako jedyny jej nie zagadywał, siedział w skupieniu i wsłuchiwał się w jej słowa, gdy odpowiadała na pytania innych. Kiedy zadzwonił dzwonek, dziewczyna szybko zerwała się z miejsca.
- To jak, od czego zaczynamy? Wspominałaś coś o książkach - uśmiechnął się do niej tak, że ugięły się pod nią kolana. Musiał to zauważyć, ponieważ po chwili dodał - Nie stresuj się tak, ja nie gryzę.
Martyna przyznała sama przed sobą, że spodobał się jej ten chłopak. Miał w sobie coś takiego, czego nigdy nie spostrzegła u innych chłopaków. Dopiero po chwili zorientowała się, że cały czas patrzą sobie głęboko w oczy.
- Ja-jasne! Kiedy szłam w stronę klasy zwróciłam uwagę na bibliotekę - nieśmiało się uśmiechnęła. Onieśmielał ją.
- Po prostu chodź. Pozwól, że będę twoim osobistym przewodnikiem. - i znów pojawił się ten czarujący uśmiech. Udali się w stronę wyjścia, żegnając się z wychowawcą. 
Szli leniwie przez szkołę, rozmawiając. Opowiadali o sobie, zwracali uwagę na mijających ich ludzi, opisywał jej każdego nauczyciela. Rozmawiało im się swobodnie. Z każdym wypowiedzianym zdaniem dziewczyna przestawała się wstydzić i krępować. Po chwili Patryk spytał:
- Wiesz... - widziała, że jest trochę speszony. - Może miałabyś ochotę spotkać się... no, ale nie w szkole, tylko tak wiesz... do kina albo coś? - zerknął jej w oczy.
Poczuła łaskotanie w żołądku. 
- Proponujesz randkę czy zwykłe przyjacielskie spotkanie? - puściła do niego oczko.
- Wiesz, pomyślałem o pierwszej opcji. - jeszcze bardziej się zawstydził. Martyna, bez wahania się zgodziła. Wymienili się numerami telefonów.
Resztę lekcji spędzali razem. Gdy po ostatniej lekcji Martyna rozmawiała pod szkołą z Patrykiem, zauważyła, że przygląda im się grupka dziewczyn. Nie robiły dobrego wrażenia. Kiedy Martyna pożegnała się z chłopakiem, podeszła do niej jedna z nich.
- Cześć. Tak sobie pomyślałyśmy z dziewczynami.. może nie miałabyś wybrać się z nami na zakupy dzisiaj po szkole? Fajnie byłoby cię poznać i pomóc za klimatyzować w nowych okolicach. - posłała do niej uśmiech. Widziała, że był wymuszony. Dziewczyna starała się zachowywać naturalnie, chociaż czuła sama po sobie, że średnio jej to wychodzi. 
- Wybacz, ale nie mogę. Obiecałam cioci, że wrócę dzisiaj ze szkoły od razu do domu. Trochę się o mnie martwi. Może następnym razem?
Patryk przyglądał się całej sytuacji bez słowa. Był zainteresowany tym co wymyśliła jego była dziewczyna.
Martyna zobaczyła w oddali wyłaniający się samochód Doroty. Pożegnała się z Laurą i rzuciła uśmiech do Patryka. Pomachała cioci ręką, by ją zauważyła i pośpiesznie wsiadła do samochodu. Widziała jej zaciekawiony wyraz twarzy.
- Opowiadaj, cały dzień chodziłam dziś jak na szpilkach. - Spojrzała na uradowaną dziewczynę.
- Miałaś rację - rzuciła torbę na tylne siedzenia samochodu - nie było się czym stresować. Klasa robi dobre wrażenie, byli bardzo uprzejmi i myślę, że szybko się wśród nich odnajdę.
- Jestem bardzo zadowolona, mogłam się posłuchać cioci od razu - pogroziła jej palcem, po czym się roześmiała. - A co tam poza tym? Może ugotujemy coś wspólnie na obiad?


Wieczorem dziewczyna przypomniała sobie, że ma jutro randkę z Patrykiem i nie miała pojęcia w co się ubrać. Podeszła do szafy. Dominowały w niej przede wszystkim czerń i biel. Postawiła na dopasowaną bluzeczkę z wąsem i czarne rurki. Do tego zwykłe botki. Na ramiona zarzuci swój brązowy płaszczyk, a szyję owinie chustką. Był to koniec lutego i chodź nie było już śniegu, można było zastać rano mróz. Podeszła do lustra. Jej długie, brązowe włosy opadały bezwładnie na ramiona, a oczy były zielone i duże. Życie zmusiło ją do szybszego dorośnięcia. Rysy jej twarzy stały się nieco poważniejsze, pojawił się mały błysk w oczach. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i położyła się na łóżko, zamykając oczy i wyobrażając sobie jutrzejszy dzień w szkole.

Dochodziła 23. Do tej pory pogrywała cichutko na gitarze. Była to jej największa pasja, przedmiot, za który oddała by wszystko. Zwłaszcza ta, na której teraz grała. To właśnie na niej uczył ją grać nieżyjący ojczym. Był w tym mistrzem, nauczycielem muzyki w jej dawnej szkole. Miał świetne podejście do życia i ludzi, nigdy nie nazwała go ojczymem. Wychowywał ją od najmłodszych lat.
To on uczył ją chodzić, to on nosił „na barana”, to on wychował ją na dobrej muzyce.  W dawnej szkole Martyna wydawała się na pozór cichutką, spokojną dziewczyną uczącą się w dzień i w noc. Nikt nie wiedział, że granie na gitarze wychodzi jej na prawdę świetnie. Martyna była bardzo skromną, wstydliwą dziewczyną jednakże bardzo lubianą. Zawsze chętnie pomagała, rozmawiała ze wszystkimi. Choć była zamożna, nie zepsuł jej pieniądz. Skończywszy grać swoją ukochaną pieśń, a zarazem modlitwę,  położyła się spać.