Opis historii

"Siedzę w oknie i wdycham samotność. Nie jestem rozmowną osobą, wręcz przeciwnie - wolę oddać się swojej wyobraźni i bujać w obłokach całymi godzinami. Przede mną kolejne wyzwania. Czeka mnie nowe miejsce, nowa szkoła i w tym samym nowe życie. Po tylu cudownych chwilach ciężko jest się rozstać z przeszłością i rozpocząć wszystko od początku. Wiem, że nie warto się w to zagłębiać i myśleć o tym co było, jednak… Tak bardzo mi tego brakuje. Wszystkich chwil, tych lepszych i tych gorszych. Momentami nawet zastanawiam się, co by było, gdyby los pokierował inaczej. Czy wciąż siedziałabym w tym samym miejscu?"

17-letnia Martyna jest nieśmiałą dziewczyną, która uwielbia grać na gitarze, rysować, czytać książki i jest szczęśliwa, kiedy może to robić. Toteż jej życie przewraca się do góry nogami, gdy będąc jeszcze dzieckiem, traci rodziców w wypadku samochodowym. Od tamtego czasu opiekę nad nią sprawuje babcia, jednak po jej śmierci zmuszona jest przeprowadzić się do Doroty, siostry jej nieżyjącej matki. Jest dla niej zarazem ciocią, jak i przyjaciółką. Przychodząc do nowej szkoły, w której nikogo nie zna, jej uwagę przyciąga przystojny szatyn o imieniu Patryk, który także nie ukrywa zainteresowania jej osobą. Pomaga zaklimatyzować w szkole, wkrótce koleżeństwo przeradza się w coś więcej. Historia dziewczyny, którą życie zmusiło do szybszego dorośnięcia. Dziewczyny powoli poznającej smak miłości, przyjaźni, zdrady.

czwartek, 20 października 2016

ROZDZIAŁ XXIII - "Goodbye my lover"

Długie, hebanowe włosy okalały jej bladą twarz. Jej nieobecne spojrzenie wskazywało na to, że myślami była w zupełnie innym świecie. Zmęczenie mówiło, że miała za sobą kilka długich, nieprzespanych nocy. Siedziała na łóżku wpatrując się w ścianę i wsłuchując w krople deszczu uderzające o parapet. Po zdemolowaniu pokoju żadna rzecz nie zmieniła swojego miejsca, a po całym pomieszczeniu roznosił się zapach tytoniu zmieszanego z alkoholem. Dziewczyna usłyszała ciche pukanie.
- Gotowa? - Dorota delikatnie uchyliła drzwi.
Spojrzała na nią chłodnym wzrokiem i wstała się z łóżka. Minęła ją w przejściu, nawet nie podnosząc wzroku. Na dole przy drzwiach wyjściowych czekał już Piotr, ubrany w garnitur. Po chwili dołączyła do nich Dorota i pogłaskała Martynę po ramieniu. Cała trójka udała się do samochodu. 
Nikt się do siebie nie odzywał, panowała wśród nich cisza, która po dłuższym czasie stawała się nie do zniesienia. Ani ciocia Martyny, ani Piotr nie mieli odwagi cokolwiek powiedzieć. Dziewczyna wpadała w histerię bez powodu, do oczu napływały jej łzy, potrafiła krzyczeć bez opamiętania. Nikt nie chciał sprowokować takiej sytuacji. 

Weszła do Kościoła jako ostatnia. Panowała niezwykła cisza, półmrok. W tle było słychać delikatnie pobrzmiewające organy. Dziewczynę przeszły ciarki. Wszyscy zgromadzeni trwali w zadumie i zamyśleniu. Na pogrzeb przyszła ogromna ilość ludzi - rodzina, razem z biologiczną matką Patryka, większość uczniów szkoły, cała rada pedagogiczna, ich wychowawca z klasą. Niepewnym krokiem kierowała się w stronę pierwszej ławki, gdzie siedział już zapłakany ojciec chłopaka razem z jego żoną. Czuła na sobie spojrzenia, jednak szła ze spuszczoną głową, by nie widzieć ich oczu. Im bliżej trumny była, tym gula w jej gardle stawała się coraz większa.  
Po chwili organy rozbrzmiał głośniej. 
Rozpoczęła się ceremonia.

Szła jako pierwsza przed prowadzoną na cmentarz trumną. Czuła się winna, wyrzuty sumienia rozrywały ją od środka. Nie umiała patrzeć w lustro, wychodziła z niej nienawiść. Nienawiść do samej siebie. Miała żal - zamiast wspierać Patryka w trudnych chwilach, dorabiała mu więcej zmartwień ze swojej strony. Zdała sobie sprawę, że zachowywała się jak egoistka, potrzebowała uwagi i nie zważała na jego uczucia. Gdy miał miejsce wypadek, ona siedziała w kawiarni i flirtowała z innym facetem. Czuła się bezsilna - pragnęła zniknąć i rozpłakać się jak dziecko, gdyż zdała sobie sprawę, że już nic nie może zrobić. Nikt nie cofnie czasu i nie przywróci do życia jej miłości. Czuła w pustkę w jej sercu, jak gdyby ktoś wyrwał jej jego połowę. 

Stała pod drzewem, z dala pod wszystkich ludzi. Patrzyła, jak przyjaciele żegnają go, wylewając litry łez. W tle brzmiał utwór (*kliknij*) ulubionego zespołu Patryka, który wzmagał jeszcze większe emocje. Nie miała sił by patrzeć na spuszczaną w dół trumnę, a tym bardziej wysłuchiwania kolejno kondolencji.
Dziewczyna poczekała aż rozejdzie się tłum i po chwili podeszła do świeżo wykopanego grobu i położyła różę. Czerwoną różę, na upamiętnienie pięknej niespodzianki Patryka, kiedy to własnoręcznie narysowaną mapą poprowadził ją do altany nad jeziorem.
Szepnęła, wylewając kolejno łzy:


Za Twój uśmiech zgaszony,
Za każdy sen niespełniony,
Za niejedną łzę wylaną 
i każdą noc nieprzespaną,
Za wszystkie myśli rozczarowane
i niektóre chwile zmarnowane
Przepraszam, lecz nie liczę na wybaczenie -
tylko dlatego, że zobaczę Cię dopiero w niebie. 
Dziękuję za uśmiech na twarzy 
Który przed oczami mi się marzy 
Za każdy dzień wspaniały
który mi Twoje gesty dały. 
Nie umiem zapomnieć, to dla mnie za trudne
kiedy spoglądam na Twoją trumnę.
Miej mnie w opiece, mój piękny Aniele
Chcę czuć Twój wzrok na moim ciele.
Pamięć o Tobie nigdy nie zginie,
Tęsknota we mnie nigdy nie minie 
Za śmierć Twoją mam w sobie winę
Będę Cię kochać, aż sama nie zginę.

Znalezione obrazy dla zapytania pogrzeb gif 

piątek, 15 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ XXII - czyli deszcz nie przestaje padać

Przychodzi taka chwila, że nawet najbliższa ci osoba nie jest w stanie zmienić twojego nastawienia do życia. Zdarza się, że taka osoba nie istnieje. Z czasem człowiek poznaje ten gorzki smak samotności, gdy prowadząc swoje życie na pełnych obrotach i czując, że w końcu wszystko się układa, wpada w tą przepaść zwaną... Obojętność. Nagle wszystko staje się obojętne. Chociaż ukrywasz to jak tylko możesz, w głębi duszy nie wytrzymujesz, pęka ci serce, rozsadza cię. Ktoś, kto jeszcze wczoraj nadawał twojemu życiu barw, w jednej chwili znika, jedyne co po nim zostaje to kolejna blizna na twoim sercu. Mówią, że czas leczy rany. Czas zawsze sprawi, że pomimo tego, jak bardzo próbujesz zapomnieć o przeszłości, nadchodzi kolejna fala i powraca z podwójną siłą. Za każdym razem coraz większą. W jednej chwili zaczynasz nienawidzić wszystko i wszystkich ciebie otaczających.

Idąc z dumnie podniesioną głową, odpowiadając delikatnym uśmiechem na spojrzenia znajomych napotkanych na swojej drodze, Martyna skierowała się w stronę klasy. Jeszcze wczoraj nie czuła się na siłach, by w ogóle przyjść do szkoły. Pomimo wszystko chciała jednak pokazać Patrykowi, że nie jest na tyle bezsilna, by z jego powodu leżeć cały dzień w łóżku, co pewnie byłoby jej najlepszą rozrywką. Oznajmiła, że wczorajsza rozmowa przyczyniła się do ich rozstania. Gdy rano weszła do klasy, od razu zobaczyła go na ich miejscu, patrzącego w ścianę. Nieułożone włosy i delikatny zarost wskazywał na to, że i on nie był z tego powodu szczęśliwy. Najwidoczniej nie umiał tego zatuszować tak dobrze jak Martyna. Dziewczyna od razu skierowała się w zupełnie inną stronę klasy. Usiadła tak, by ani Patryk, ani ona nie mogli na siebie patrzeć.

Dzień dłużył się i dłużył. W końcu, po skończonych lekcjach weszła do auli i usłyszała wesoły śmiech. Stanęła w progu, lekko skrępowana, nie wiedząc co robić. Po chwili dostrzegł ją Mateusz, stojący w grupie rozbawionych nastolatków.
- Jesteś! Nie odezwałaś się, myślałem, że nie przyjdziesz... - Chłopak podszedł do dziewczyny i przygarnął ją ramieniem.
- Miłe przywitanie, dobre i takie. - Martyna uśmiechnęła się pod nosem, nieco onieśmielona spojrzeniami zwróconymi ku niej.
- Hej ludzie, poznajcie Martynę. - Chłopak zwrócił na siebie uwagę.
Martyna przedstawiając się i podając dłonie, uśmiechała się szeroko. Właśnie tego jej trzeba, uprzejmego towarzystwa.
- My się już znamy. - Z grupki osób wyłonił się Kuba, przyjaciel Patryka. Po przeprowadzce Julki para rozstała się, jednak dalej pozostają w kontakcie. Natomiast Martyna straciła z nim kontakt, więc tym bardziej się go tu nie spodziewała. - Tęskniłaś, mała? - Uśmiechnął się wesoło.
- Dobra, poplotkujemy później, pora zaczynać! - Mateusz klasnął w dłonie i puścił oczko do Martyny. Dziewczyna usiadła na fotelu w pierwszym rzędzie szkolnej auli.
W pomieszczeniu rozbłysły kolorowe światła, a z głośników dopłynęła muzyka typowa dla lat 80. Po chwili grupa osób wbiegła na scenę, zaczynając się bawić do rytmu muzyki. Wśród tych osób Martyna dostrzegła Mateusza. Nie zdołała ukryć zaskoczenia, nie wiedziała, że jego zdolności taneczne są tak wyszlifowane. Dziewczyna była także zdziwiona tym, że przedstawienie będzie w wersji muzycznej. Lecz już sam początek wywołał na niej duże wrażenie, dlatego usiadła wygodniej w fotelu i z uwagą wpatrywała się na scenę.
Tymczasem Patryk po raz kolejny jeździł bez sensu samochodem. Ostatnimi czasy pokonał w ten sposób bodajże 300km. Nie myślał o tym co robi, nie myślał o tym co ma robić i nie myślał o tym, co będzie robił. W jednej chwili waliło mu się wszystko, a to przez matkę, która pojawiła się znikąd. Nie sądził jednak, że kontakt z nią mógłby aż tak wstrząsnąć jego dotychczasowym życiem. Dziwił się sam sobie. Chociaż Martyna znaczyła dla niego więcej niż ktokolwiek, to właśnie ją zranił najmocniej, nie myśląc w ogóle o jej uczuciach. Ale rozmawiając z nią, wiedział, że kto jak to - ale ona na pewno powinna zrozumieć go najlepiej. Tymczasem czuł, zresztą... Już od pewnego czasu zdążył się zorientować, że nienajlepiej się im układa.
Jadąc czarnym mustangiem wypełnionym zapachem jego wody kolońskiej zmieszanej z dymem od papierosòw, postanowił powoli wracać. Znajdował się około 80km od domu. Deszcz stukał o szyby auta, a z głośników wypływał głos Ryśka. Po chwili chłopak zwolnił, aby zjechać na przydrożną stacje paliw. Przez chwilę zdawało mu się, że coś błysnęło mu w przednim lusterku. Autostrada nie była zbyt zatłoczona, lecz nim chłopak zdążył cokolwiek pomyśleć, poczuł ogromną siłę wbijającą mu się w tył samochodu. Chłopak uderzył głową o kierownicę, z której wybuchła poduszka. Samochód Patryka przetoczył się na barierę, stawając bokiem do drogi. Zdawało mu się, że to koniec, podniòsł głowę, z której spływała krew. Żółte reflektory świeciły mu w oczy, rosnąc z każdą sekundą. Nim zdążył chociażby się poruszyć, samochòd dostawczy uderzył w bok auta Patryka, przez co chłopak bezwładnie uderzył głową w okno, wybijając je. Wbił auto Patryka w barierę. W tej jednej chwili wszystko się skończyło. Cisza. Tylko cisza i deszcz.
Po kilkunastu minutach było słychać tylko wycie syren straż pożarnych, karetek, wokół tylko niebiesko-czerwone światła.
A deszcz dalej padał.

- Jesteście genialni! - Martyna szła ulicą z Mateuszem, dzieląc parasol.
- Czy ja wiem... Jeszcze wiele pracy przed nami. - Chłopak mruknął pod nosem.
- Mimo wszystko jestem pod wielkim wrażeniem. - Odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie.
- Dasz się zaprosić? - Mateusz kiwnął głową w stronę kawiarni, w której się poznali.
- No jasne. - Dziewczyna delikatnie złapała chłopaka za rękę i pociągnęła w stronę budynku.
W środku jak zwykle panował spokój. Przy wejściu podczas wchodzenia nad drzwiami delikatnie bujały się dzwonki informujące o przybyłym kliencie. W rogu stało radio, z ktòrego sączył się blues.
Zajęli miejsce w rogu. Martyna kątem oka przyglądała się Mateuszowi. Gdy chłopak spostrzeg wzrok dziewczyny, uśmiechnął się delikatnie.
- Coś nie tak? Mam coś na twarzy? - Zmieszał się lekko.
- Nie, nie... Tak jakoś, nie, nieważne. - Dziewczynę z sytuacji uratowała kelnerka, zbierając od nich zamówienie.
- Myślisz, że... Martyna? - Mateusz nie skończył, bo zauważył, że dziewczyna jest gdzieś daleko myślami. - Martyna!
Podskoczyła lekko w fotelu.
- Przepraszam, ale wiesz, ostatnio nienajlepiej ze mną. - Odpowiedziała. - O co chciałeś zapytać?
- Właściwie to już nieistotne. Stało się coś? Zdajesz się być nieobecna...
- Zerwaliśmy. W sumie to ja zerwałam, ale to już za nami. Czuje pustkę w środku, bo choć jak bardzo próbuję go nienawidzić, i tak przegrywam, dalej go kocham.
- A kiedy zerwaliście? - Mateuszowi szkoda było dziewczyny, ale w głębi duszy cieszył się. Chciał zająć miejsce Patryka.
- Wczoraj w nocy...
- No to normalne, że nie zapomnisz o nim z dnia na dzień, skoro jeszcze wczoraj był twoim chłopakiem, prawda? - Uśmiechnął się do kelnerki, która właśnie przyniosła im kawę.
- No tak, ale jeśli tak będzie zawsze? - Spytała, patrząc na okno, po którym spływały krople deszczu.
- To znaczy?
Martyna nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż w tej chwili dostała wiadomość od Doroty.
Wróć do domu jak najszybciej się dato ważne.
- Muszę... Muszę już iść. Dziękuje za kawę. Do zobaczenia. - Założyła torbę na ramię i wybiegła wprost w ulewę, zostawiając Mateusza samego z jej nienaruszoną kawą. Była zdziwiona - ciocia nigdy nie pisała smsów. Zawsze zostawiała kartkę na lodówce, jeśli miała do niej jakąś sprawę. Do domu miała kilka minut drogi, a w biegu dotarła tam jeszcze szybciej.
Zastała ciocię na kanapie w salonie, z pilotem w dłoni.
- Przybiegłam jak najszybciej się dało. Co się stało?
- Zdejmij proszę te przemoczone ubrania i chodź tu do mnie.
Po chwili Martyna siedziała już koło Doroty, wyczekując na powód jej smsa.
- Słuchaj... Czy to nie jest samochód Patryka? - Wskazała na ekran, gdzie Dorota zatrzymała ujęcie, na którym trzy samochody - jeden z obitym przodem, stojący dalej od dwóch pozostałych - i czarny wbity w barierę przez samochód dostawczy były okrążone wozami strażackimi i policją. Kobieta puściła dalej.
- "Wypadek miał miejsce około godziny 18:30, przyczyną był pijany kierowca samochodu marki Audi, który wbił się w czarnego mustanga, gdy kierowca skręcał na przydrożną stację paliw. Kierowca samochodu dostawczego nie zdążył zareagować zanim uderzył w bok mustanga. W wypadku zginął na miejscu 19-letni kierowca mustanga, natomiast dwoje osób zostało przewiezionych do szpitala w stanie krytycznym. Niestety, pomimo reanimacji kierowca wozu dostawczego zmarł." - Mówiła dziennikarka - "Sprawca tragedii miał ponad półtorej promila alkoholu we krwi. Sam teraz walczy o życie."
Martyna nie mogła uwierzyć własnym uszom. Do oczu zaczęły wypływać jej łzy, wzrok stał się nieobecny. Patrzyła się w ekran, słysząc tylko szum. Nic do niej nie docierało.
W jednej chwili zerwała się i wbiegła po schodach do pokoju. Trzasnęła z całych sił drzwiami, po czym zaczęła demolować wszystko, co stało na jej drodze. Przewróciła komodę, pozrywała rysunki i plakaty ze ściany, uderzyła pięścią w lustro, powodując tym rozcięcie ręki. Padła na łóżko zalana łzami.


niedziela, 13 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ XXI - czyli nie trać okazji, bo ktoś może Ci ją zabrać

- Halo? Mateusz? - Martyna siedziała na środku swojego łóżka, szkicując w notesie wyimaginowany wygląd głównej postaci ze swojej ulubionej książki.
- Martyna? Cieszę się, że cię słyszę... - Przez telefon miał jeszcze grubszy głos niż na żywo. - Co tam?
- Wiesz, tak dzwonię, żeby się upewnić... Twoje zaproszenie na próbę jeszcze aktualne?
- Oczywiście. - Mateusz przez chwilę milczał. - Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś.
- Jasne, że nie.
- Martyna! - Dziewczyna usłyszała głos cioci dobiegający z dołu. - Masz gościa!
- Wiesz co, muszę kończyć. Więc...
- A, i jeszcze jedno. - Chłopak wszedł jej w słowo. - Przemyślałaś może moją propozycję? Masz ochotę się ze mną umówić? - Mateusz nieco się zawstydził.
- Pogadamy jutro na próbie, ok?
- Czyli jednak przyjdziesz? - Ucieszył się. - Dobrze, już nie przeszkadzam. Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia...
Dopiero gdy odłożyła słuchawkę, w progu swoich drzwi dostrzegła Patryka.
- Patryk! Cały się trzęsiesz! Co się... - Nie zdążyła spytać, bo chłopak zamknął jej usta gwałtownym pocałunkiem. Zaskoczona Martyna próbowała go odepchnąć, zmartwiła się jego widokiem, jednak zachłanność chłopaka była silniejsza. Przewrócił ją na łóżko, jednak po chwili opanował się. Usiadł przy niej, a twarz schował w dłoniach.
Płakał.
Martyna jeszcze bardziej się zmartwiła, lecz nie próbowała go uspokajać. Usiadła przy nim i mocno do siebie przytuliła. Czuła jego aksamitny zapach. Oderwała mu dłonie od twarzy i spojrzała mu w zaszklone oczy.
- To mnie przerosło. - Powiedział mocno zachrypniętym głosem.
- Chodź na dół. - Wzięła go za rękę i poprowadziła do kuchni. Gdy robiła herbatę, Patryk poszedł do łazienki przemyć twarz zimną wodą. Zawstydził się tym, że jego dziewczyna widziała go w tym stanie.
Gdy wrócił, dziewczyna stała oparta o blat, z przygotowanymi dla nich kubkami gorącej herbaty i kostkami czekolady.
Z powrotem wrócili do pokoju Martyny. Cały czas milczeli.
Martyna postawila kubki i słodycze na szafce nocnej, po czym wskazała chłopakowi miejsce, by przy niej usiadł. Z powagą na twarzy włączyła płytę ich ulubionego zespołu z energicznymi nutami i dopiero wtedy spojrzała na niego. Nie umiała utrzymać dłużej powagi, uśmiechnęła się do niego.
Chłopak nieco uspokojony, odwzajemnił delikatnie uśmiech.
- To... Powiesz mi, co się stało? - Pogładziła go po ramieniu. - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się martwię.
- Mieli ze sobą kontakt. - Patrzył jej w oczy. - Oszukiwali mnie całe życie.
- Kto? - Spytała, pociągając łyk herbaty.
- Tata... I ona.
- Ona?
- Moja... - Syknął przez zaciśnięte zęby. - Matka. Spóźniłem się na autobus. Pomyslałem, że odpuszczę dziś szkołę, bo dojechałbym dopiero na drugą lekcję. Wróciłem... - Wziął kawałek czekolady. - I wtedy zobaczyłem... Ją.  Stała w salonie. Rozmawiali. Mieli ze sobą kontakt, ukrywali to przede mną! - Chłopak zezłościł się, przypominając sobie poranną scenę.
- Dałeś im się wytłumaczyć?
- Tu nie było nic do tłumaczenia... - Westchnął. - Od razu pobiegłem do garażu i wsiadłem do auta. Jeździłem kilka godzin wszędzie i nigdzie.
- To dlatego w szkole cię nie było... - Martyna zamyśliła się. W czasie, kiedy jej chłopak przeżywał piekło, ona flirtowała z Mateuszem. - Patryk, ja...
- Muszę ci to w końcu powiedzieć. Ona... Ona mnie znalazła. Rozmawialiśmy. I chce mnie zabrać do siebie. Oto chodziło, kiedy mówiłem o moim wyjeździe. Ale czy ja wiem, czy chce się z nią spotkać. Po tym, co się dowiedziałem. - Spojrzał przez okno. Z szarego nieba leciały wielkie krople deszczu.
- Nie masz pewności, czy to prawda.
Siedzieli przez chwilę w ciszy. Ani ona, ani on nie wiedział co powiedzieć. Martyna wpatrywała się bezmyślnie w ścianę, w czasie kiedy Patryk przysunął się do niej i odgarnął włosy za ucho.
- O czym myślisz? - Spytał, wpatrując się w nią.
- Zostawiłbyś mnie tu samą. - Dziewczyna odpowiedziała z powagą na twarzy. - A ja nawet nie wiem co by się z tobą działo. Myślisz, że to byłoby w porządku?
- Oczywiście, że nie... Przepraszam. - Podniósł się. - Wiesz co, pójdę już.
- Do domu? - Spytała, dla pewności.
- Nie. - Odpowiedział obojętnie.
- Porozmawiaj z tatą... Proszę cię. - Ustała przed nim i przytuliła do niego. Nawet gdyby miała obcasy, i tak byłby od niej dużo wyższy.
- Nie wiem czy dam radę.
- Dlaczego? - Spojrzała na niego.
- Teraz, gdy to przemyślałem... Mam małą nadzieję, że to było przypadkowe spotkanie. A jeśli nie?
- Jeśli z nim nie porozmawiasz nigdy się nie dowiesz.

- Coś się stało? - Do pokoju Martyny weszła Dorota. Zastała dziewczynę siedzącą na podłodze, opartą o łóżko.
- Nie, nie... Wszystko w porządku. - Odpowiedziała, odgarniając włosy z twarzy.
- Przecież widziałam w jakim był stanie. Mów. - Dorota nie ustępowała.
- Kłopoty w domu. Nie chcę o tym rozmawiać, zresztą Patryk nie byłby zadowolony, że powiedziałam komukolwiek. Przepraszam, nie mam teraz ochoty. - Martyna spojrzała na ciocię. Miała zaszklone oczy.
- Martwię się, czy tak trudno to zrozumieć? - Kobieta skierowała się w stronę drzwi. - Martyna...
- Słucham?
- Mam coś dla ciebie. Miałam ci to podarować już wcześniej, ale ostatnimi dniami mijałyśmy się i prawie nie rozmawiałyśmy. - Westchnęła. - Mam nadzieję, że chociaż dzięki temu się uśmiechniesz. - Wyciągnęła rękę do dziewczyny. - Chodź.
- Co ty znowu wymyśliłaś... - Marudziła, wstając leniwie z podłogi.
Martyna szła za ciocią, która wprowadziła ją do swojej garderoby w pokoju. Na półce, dokładnie na przeciwko wejścia, stało duże pudło i oparta obok czarna gitara elektryczna.
- Oszalałaś... - Martyna nie mogła uwierzyć własnym oczom.  Podeszła bliżej, by wziąc gitarę w dłonie. - Ale... Nie zasłużyłam.
- To był pomysł Piotra. Nie mógł... Nie mogliśmy patrzeć na ciebie, kiedy byłaś taka przybita.
- Dziękuje... - Martyna przytuliła ciocię, uśmiechając się pod nosem.
- Chodź, pomogę to zanieść. - Dorota uśmiechnęła się do dziewczyny szeroko.
Tymczasem cisza w domu Patryka wypełniała każdy kąt. Tylko dźwięk przekręcającego się zamka przerwał tę monotonię. Chłopak wszedł do mieszkania, mając nadzieję, że ojca nie ma. Był ostatnią osobą z którą chciałby teraz rozmawiać, choć obiecał to Martynie. Powoli udał się do stronę kuchni, wyjął z lodówki schłodzoną wodę i szedł w stronę swojego pokoju, zaglądając do pokoju ojca i macochy. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to walające się na szafkach i podłodze butelki po wódce.
Dopiero po chwili ujrzał Wojciecha, oszołomiony widokiem pijanego ojca.
- Tato - Podszedł do leżącego mężczyzny, pogrążonego w śnie. - Tato! - Zaczął szarpać go za ramie.
- Idź stąd - Wybełkotał, próbując odepchnąć syna.
- Dlaczego mi to robisz? - Chłopak wstał. - Nigdy ci tego nie wybacze.
- Idź, idź, wyjedź do tej szmaty - Odpowiedział Wojtek, starając się brzmieć jak najnormalniej.
- Nie szmaty, a mojej matki. Wyjadę. - Chłopak trzasnął drzwiami.
W tym samym czasie do mieszkania weszła Marta, macocha Patryka.
- Cześć - Postawiła torby z zakupami na stole w kuchni i wstawiła wodę. - Gdzie Wojtek?
- Idź sama sprawdź. - Odrzekł chłodno, wchodząc do swojego pokoju.
Zza ściany docierały odgłosy kłótni małżeństwa. Nie był do tego przyzwyczajony, bowiem w ich rodzinie zawsze panował spokój. Dopóki nie zjawiła się matka Patryka, która zburzyła jego dotychczasowe życie. Patryk podszedł do biurka i włączył laptopa.
Po chwili z odtwarzacza płynęły już mocne dźwięki Iron Maiden. Zalogował się na czat, mając nadzieję, że Martyna będzie dostępna. Nie mylił się, w skrzynce miał wiadomość od swojej dziewczyny.
disturbed_girl: Co słychać, rozmawialiście?
hit_dead: Na szczęście nie.
disturbed_girl: Dlaczego? Miałam jednak nadzieję, że jakoś na ciebie wpłynę...
hit_dead: Zastałem go schlanego w sypialni. Właśnie kłócą się z Martą.
disturbed_girl: Co zamierzasz zrobić?
hit_dead: Wykrzyczał, żebym wyjechał.
hit_dead: I wyjadę.
disturbed_girl: ...
Martyna z impetem zamknęła laptopa. A jednak, nawet nie pomyślał o niej! Jeszcze niedawno nienawidziła go, ale dała mu ostatnią szanse. Otworzyła na chwilę urządzenie, mając nadzieję, że odpisał.
hit_dead: Spieprzyłem wszystko. Wybacz, ale ja nie wytrzymam.
disturbed_love: Ja też mam już tego dosyć. Chyba nie ma sensu dalej tego ciągnąć. Idź swoją drogą, beze mnie.



poniedziałek, 10 lutego 2014

ROZDZIAŁ XX - czyli buntownik

Dochodząc do swojej klasy, na korytarzu spotkała Weronikę, dziewczynę poznaną w parku, której pies przyciągnął jej uwagę.
- Weronika? No wiesz, nie myślałam, że cię tu spotkam... Co tu robisz? - Spytała kobietę.
- Cześć Martyna! Wiesz co? Dostałam pracę tutaj w szkole. - Uśmiechnęła się. - Od przyszłego tygodnia będę pracować w bibliotece. 
- Naprawdę? - Ucieszyła się Martyna. - Super, wreszcie będziemy miały czas się spotkać, jestem stałym bywalcem w bibliotece. - Zaśmiała się. - A tak poza tym, to co u Remiego? Jak łapa? 
- Wiesz co, nie chcę cię zagadywać, przecież już po dzwonku. Łapa pięknie się goi, ale leć już do klasy, bo i tak jesteś już spóźniona... Pogadamy innym razem, będziemy miały dużo czasu. - Uśmiechnęła się ciepło. - Do zobaczenia!
- W sumie racja. Hej! - Pożegnały się i obie udały się w swoje strony.

Gdy weszła do klasy, zauważyła, że jej ławka jest pusta. 
- Spóźniona! Który to już raz? - Martyna trafiła na lekcje biologii, której nauczycielka jest niezwykle surowa.
- Przepraszam za spóźnienie... - Chciała coś dodać, ale tylko syknęła przez zaciśnięte zęby. - Więcej się to nie powtórzy.
- Daję ci ostatnią reprymendę, następnym razem idę do wychowawcy. Siadaj. - Odpowiedziała chłodnym głosem, nie kryjąc niechęci do uczennicy.
Zdenerwowana Martyna usiadła w swojej ławce, rzucając torbę na podłogę koło ławki. Od początku liceum dziewczyna miała na pieńku właśnie z tą nauczycielką. Nie wiedziała, skąd od niej taka niechęć. Ale Martyna równie szybko zraziła się do niej, dlatego co każdą lekcję drą ze sobą koty.
Całą lekcję zastanawiała się, gdzie jest Patryk. W końcu dałby znać, gdyby miałoby go nie być. Zaniepokoiła się, nie mogła się skupić. Gdy wpatrywała się bezmyślnie w okno, nagle huk na jej ławce przerwał jej rozmyślania.
- Znowu nie uważasz! - Syknęła nauczycielka. - Najpierw spóźnienie, i to nie pierwsze, a teraz w ogóle nie przejmujesz się tym gdzie jesteś. - W klasie było cicho, słychać było tylko echo słów kobiety. - Myślę, że wizyta u twojego wychowawcy w końcu zmusi cię do myślenia o ważniejszych sprawach.
Dziewczyna z niezwykłym spokojem przytaknęła i pewnym tonem odpowiedziała:
- Oczywiście, przepraszam.
Kobieta pokręciła ze wściekłością głową i wróciła do tłumaczenia lekcji, wyraźnie spoglądając w stronę Martyny.
Po lekcjach dziewczyna udała się w stronę pustego domu. Nastrój psuło jej nawet powietrze. Idąc w deszczu przed siebie, w myślach planowała sobie plan dzisiejszego dnia. Przede wszystkim musiała zajrzeć do Patryka. Nie odbierał jej telefonów, a jeszcze dziś wysłał jej smsa. Może była zwyczajnie zaborcza?


Zabrzmiał dzwonek do drzwi. Wojtek, ojciec Patryka, wstał z kanapy i leniwie udał się w stronę drzwi. Dziś miał w pracy drugą zmianę i udawał się do niej o 15. Dzwonek nie ustawał, zdawało się, że osoba po drugiej stronie drzwi była zniecierpliwiona.
- Idę już idę! - Krzyknął z przedpokoju, ziewając. Po chwili już otwierał zamek u drzwi.
Wojciech zamarł. U progu stała jego była żona. Nie widział jej 15 lat.
- Mogę wejść? - Spytała ciemnowłosa kobieta.
Zmieniła się. Jej twarz nie była tak promienna jak kiedyś. Włosy spięte w koku, ubrana w eleganckie i drogie ubrania, z poważnem wyrazem twarzy.
- Tyle lat... - Mężczyzna nieco zdenerwowany otworzył szerzej drzwi. - I co ja mam teraz zrobić, jak mam się teraz zachować? Tyle czasu, uciekłaś bez słowa, a teraz bezczelnie się tu pojawiasz?!
- Znalazłam Patryka. - Odpowiedziała chłodno.
- Słucham?
- Znalazłam Patryka. Rozmawiałam z nim.
- To dlatego taki cichy był... Jak mogłaś to zrobić? Po tylu latach tak bezczelnie wtrącać się w jego życie?
- To mój syn. - Kobieta odpowiadała spokojnie.
- Poprawka, NASZ syn! - Fuknął. - I nie pozwolę ci mu zburzyć dotychczasowego życia, za dobrze cie znam, żeby nie wiedzieć, że coś knujesz. Zostawiłaś go, nas, a teraz pojawiasz się tak po prostu. Myślisz, że co, to jest w porządku wobec niego? WOBEC MNIE?
- Będę walczyć o Patryka. - Spojrzała mu prosto w oczy. - Czy to ci się podoba czy nie.
- Kobieto, ty jesteś nienormalna! Niszczysz mu życie!
Nagle zabrzmiał dźwięk otwieranych drzwi.
- Tato, wróciłem! Przepraszam, spóźniłem się na autobus, a następny byłby dopiero za pół godziny, już miałbym przechlapane u matematyczki. A co tu... - Chłopak zatrzymał się w wejściu do salonu.
- Mama?
- Patryk... - Kobieta podeszła do syna, przytulając go do siebie. Stał sztywno, nie objął jej, patrzył w ścianę. Co ona tu robiła? Nie tak wyobrażał sobie pierwsze spotkanie. A teraz po tym co zobaczył... Ona i tata w salonie. On miał z nią kontakt. Ona teraz tu była. Ona z nim rozmawiała. Oni spotykali się za jego plecami.
- Tato, co ona tu robi? - Odsunął ją od siebie. - Cały czas wiedziałeś, gdzie ona jest?! Okłamywaliście mnie obydwoje!
- To nie tak jak myślisz. - Wojciech chciał położyć rękę na ramieniu chłopaka, lecz ten odsunął się od niego. Ze spokojem udał się w stronę drzwi.
- Wychodzę. Kontynuujcie swoje spotkanie, wrócę jak jej tu nie będzie. - Wskazał na matkę palcem.
- Poczekaj... - Kobieta krzyknęła w jego stronę, lecz w odpowiedzi usłyszała tylko trzaśnięcie drzwiami.
- I widzisz co narobiłaś?! - Wojciech naskoczył na nią. - Wynoś się stąd, nie chcę cię tu więcej widzieć.
Maria patrzyła na niego, bez żadnego wyrazu. Ani drgnęła.
- Głucha jesteś? Wynoś się! I zapomnij o Patryku, nic nie znaczysz ani dla niego, ani dla mnie, jesteś zerem, wracaj tam skąd przyszłaś albo zadzwonię po policję. Nie masz do niego prawa.
- Ale będę o niego walczyc. - Odpowiedziała, odwracając się na pięcie i z gracją udała się do drzwi. - I jeszcze się policzymy. - Wyszła.



poniedziałek, 4 listopada 2013

ROZDZIAŁ XIX - czyli jak zaczęło się wszystko sypać

- Rozmawiałeś już z nią? Wie? - spytała.
- Jakoś... Nie było okazji. - odpowiedział cicho.
- Jak to nie było okazji? Mówisz to za każdym razem! Nie przekładaj tego, Patryk, proszę...
Było ładnie po północy. Patryk od kilku godzin rozmawiał z matką. Matką, która zostawiła go i jego ojca, kiedy chłopak był małym dzieckiem.
Skontaktowała się z nim kilka tygodni temu. Jak gdyby nigdy nic, znalazła go bezpośrednio przez portale społecznościowe. Chłopak z samego początku był w szoku, nie mógł uwierzyć w to, że jego własna matka po kilkunastu latach skontaktowała się z nim. W jeszcze większym szoku był w momencie, kiedy dowiedział się, dlaczego to zrobiła.
Otóż chciała go odebrać ojcu. Patrykowi wyjaśniła mu w ten sposób, że zrozumiała, jaki błąd popełniła. Jednak myśli miała zupełnie inne, przeciwne wręcz. Nie tęskniła za Patrykiem, nie myślała o nim. Ułożyła sobie życie z innym mężczyzną, nie tym młodszym, do którego odeszła. Wychowywała dwójkę dzieci, 17-letnią Natalię i 14-letniego Dawida. Układało im się fantastycznie, ona była nauczycielką, jej mąż natomiast miał swój lokal, prowadził restaurację w Toruniu.
Można byłoby powiedzieć, że idealna rodzina. Jednak, kiedy popadli w długi, wszystko się posypało. Mąż kobiety zaczął pić, matka nie mogła poradzić sobie z dorastającymi dziećmi, które zaczęły uciekać z domu.
Nie powiedziała o tym Patrykowi.
Chciała przedstawić swoje życie z nieco wyidealizowanej perspektywy, pokolorować je. Przekonać go, że mimo u jego ojca jest mu dobrze, ma kochającą rodzinę bez problemów, cudowną dziewczynę, przyjaciół, u niej będzie mu jeszcze lepiej.
Patryk nie ufał jej do końca, jednak z ciekawości chciał spróbować, wyjechać do niej na kilka tygodni. Chłopak opowiedział jej o swoim życiu, o Martynie, stosunkach z ojcem i macochą, wszystkim. Streścił jej całe swoje życie. W końcu tyle czasu nie miał z nią kontaktu.
Wmawiał sobie, że ma ją gdzieś. Że jej nienawidzi. Że jej nie pamięta. Że jej nie chce znać.
Właśnie.
Wmawiał.
Tymczasem był to jednak obraz zagubionego dziecka, które potrzebowało miłości matki. Nie znał jej, zostawiła go,  nie chciała. Jednakże nieproszona zjawiła się w jego życiu, co zrównało się z powrotem tęsknoty.
- Patryk, nie możesz tego przeciągać. Zależy mi na tym, żeby jak najszybciej cię zobaczyć, móc cię przytulić. Powiedz jej o mnie. Powiedz...
Rozmawiali ze sobą jeszcze kilka godzin. Chłopak miał wielki mętlik w głowie. Nie wiedział, jak na jego wyjazd może zareagować Martyna. Ona również odnalazła ojca i wcale nie była z tego zadowolona... Ale, rozmawiając z nią o nim, można było zobaczyć w jej zachowaniu, że chyba się do niego przekonuje. Mimo, że on też wtrącił się do jej życia nieproszony. Zupełnie jak matka Patryka. Ale... Ciekawość jest silniejsza.
Miłość do rodziców jest silniejsza.
Martyna regularnie spotykała się ze swoim biologicznym ojcem, pomimo że wpadła szał, gdy go zobaczyła w drzwiach w domu Doroty, jej cioci. Postanowiła mu dać jednak szanse.
Ale czy Patryk też to będzie potrafił zrobić?
Czy Martyna będzie zła, że ją zostawia na ten czas?
Czy będzie tęsknić?
Czy będzie potrafił dać szanse matce?
Czy ojciec będzie za nim tęsknić?
Czy on będzie umiał z nią porozmawiać?

Wybiła godzina 7:00. Dźwięk budzika rozległ się w pokoju Martyny. Ignorując go, zakryła głowę poduszką i odwróciła się w stronę ściany. Słyszała, jak o dach jej domu uderza deszcz.
- No pięknie...
Budzik w dalszym ciągu nie dawał spokoju. Wydawało się, jakby dzwonił jeszcze głośniej. Dziewczyna z westchnięciem wstała i przeciągnęła się. Spojrzała kątem oka w lustro i aż odskoczyła.
- Super, nie dość, że piękna pogoda to ja jeszcze tak świetnie wyglądam. Dobre samopoczucie gwarantowane.
Długie brązowe włosy odstawały na wszystkie strony, wielkie wory pod zielonymi oczami rzucały się jako pierwsze w oczy, poza po pokoju wszędzie porozrzucane były jej ubrania.
Nagle usłyszała dźwięk przychodzącego smsa.
Dzień dobry Skarbie, miłego dnia życzę. 
PS Wyglądasz pięknie. :)
Dziewczyna roześmiała się głośno. Patryk wiedział, jak poprawić jej humor.
Wzięła z szafy białą koszulę z ćwiekami na kołnieżyku i czarne rurki. Szybko pobiegła pod zimny prysznic.

Tymczasem Piotr przygotowywał na dole śniadanie, nucąc sobie pod nosem piosenkę Dżemu. Mężczyzna uwielbiał ten zespół równie mocno jak Martyna. Dorota zaś siedziała przy stole i czytała książkę. Dzień jak co dzień.
W pewnym momencie trzasnęły drzwi i ze schodów w dół zeskoczyła uśmiechnięta Martyna.
- Cześć ciociu, dzień dobry Piotrze - dziewczyna dała obojgu po całusie w policzek.
- Witaj, co ty taka szczęśliwa od samego rana? Jest poniedziałek! - Piotr uśmiechnął się do dziewczyny.
- Widzisz, jest kilka ludzi, dzięki którym życie staje się barwniejsze.
Dorota poprawiła okulary na nosie.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. A teraz siadaj i jedz, za chwilę wyjeżdżamy.

- Hej, Martyna, zaczekaj! - Idąc przez szkolny korytarz, dziewczynę gonił Mateusz, chłopak należącym do szkolnego kółka teatralnego. Kilka dni temu dziewczyna spędziła z nim miłe popołudnie, rozmawiała z nim w kawiarni. Pozwolił się jej wygadać, gdy Patryk wystawił ją do wiatru.
- Cześć, co tam? - Dziewczyna uśmiechnęła się. Chłopak odwzajemnił uśmiech.
- Wiesz, ostatnio zastanawiałem się, czy nie miałabyś ochoty przyjść do nas na próbę? Wystawiamy pewną sztukę na zakończenie roku szkolnego, a skoro mówiłaś, że interesujesz się teatrem... Może miałabyś ochotę spróbować?
- Hmm... - Martyna przez chwilę popatrzyła przed siebie, unikając wzroku chłopaka. - Chętnie zajrzę, ale nie miałby nikt nic przeciwko temu?  Nie chciałabyś się narzucać...
Chłopak się roześmiał.
- Ale to ja cię zapraszam, uważasz to za narzucanie się? - Spojrzał jej w oczy. - Daj spokój. Wpadnij w piątek o 16, wiesz gdzie nas znaleźć.
- Jasne, ale wiesz co... Jeszcze to przemyślę. - Odgarnęła włosy za ucho.
- A tak to ogólnie to co słychać? - Zaczęli powoli spacerować w stronę swoich klas.
- Dzień jak co dzień, trochę za dużo nauki, ale nie narzekam. - Uśmiechnęła się pod nosem. Była nieco zawstydzona. - A jak u ciebie?
- Próby, nauka, spanie. Próby, nauka, spanie... Monotonia. Już mnie to nieco przerasta. - Westchnął. - Wiem, że nie powinienem... Patryk. Ale...
- Tak?
- Może miałabyś ochotę się spotkać? Dobrze mi się z tobą rozmawiało. Jesteś jedną z niewielu, z którą można porozmawiać na wiele sensownych tematów. - W tym momencie minęli grupę dziewczyn z tlenionymi włosami blond i pomarańczowymi twarzami. Roześmiali się głośno.
- Musiałabym to jeszcze przemyśleć. Wiesz, Patrykowi mogłoby się to nie spodobać... Ale też chętnie powtórzyłabym spotkanie.
Zadzwonił dzwonek.
- Umówimy się jeszcze, myślę, że masz mój numer. A w razie czego wiesz gdzie mnie szukać. - Blondyn uśmiechnął się nieśmiało. - Narazie!
- Hej, Mateusz. - Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.



sobota, 5 października 2013

ROZDZIAŁ XVIII - czyli praca, praca, praca

- Trochę ciężko jest mi patrzeć na to, jak pracujesz. Zwłaszcza tak starannie, dziękuję ci. A teraz chwila odpoczynku. – w progu drzwi do pokoju stanął uśmiechnięty pan Jerzy. – Zejdź drogie dziecko na dół, herbata już gotowa.
Martyna podniosła się z podłogi, gdzie wycierała kurze na najniższych półkach w „skromnej” biblioteczce Jerzego. Stanowiła ona najciekawsze, bynajmniej dla Martyny, pomieszczenie w całym domu. Sprzątając półki, oglądała najróżniejsze książki, mające zarówno po sześć lat jak i sześćdziesiąt. Mimo, że zakurzone okładki nie robiły dobrego wrażenia, dziewczynę bardzo do nich ciągnęło i najchętniej przeczytałaby je wszystkie. Utwory najwybitniejszych polskich i zagranicznych poetów, powieściopisarzy…
Schodząc ostrożnie po schodach, które zdążyła już zamieść i umyć, weszła do kuchni, gdzie przy stole siedział już starszy pan.
- Jeszcze nigdy nie widziałam tak dużej kolekcji książek, nawet w bibliotekach. No w sumie… Tak starych książek. Imponujące. – uśmiechnęła się ciepło, przysiadając się do dębowego stołu.
- Kiedyś… To było chyba ze sto lat temu, byłem profesorem w tutejszym liceum. Tamtejsi absolwenci, których kiedyś uczyłem, nieraz do mnie zaglądają.
- Powiem szczerze, że na gazetce szkolnej widziałam pewną znajomą twarz, ale za grosz nie mogłam jej skojarzyć…
- A tobie? Jak wiedzie się w szkole? Muszę ci powiedzieć, że to były najlepsze lata mojego życia. Zawsze lubiłem współpracę z moimi uczniami. Chętnie bym tam wrócił. – westchnął cicho. – Starość nie radość…
- No cóż, ostatnia klasa. Radzić radzę sobie całkiem nieźle, mimo, że niektórzy nauczyciele są naprawdę bardzo wymagający.
- Uwierz mi na słowo. Kiedyś będziesz wdzięczna tym nauczycielom, którzy tak dużo naciskali, wymagali, krzyczeli, próbowali wbić wiedzę do głowy. Liceum to nie przelewki, A zwłaszcza ostatnia klasa. Od tego zależy wszystko.
- Przyznam szczerze, że nigdy nie myślałam o tym w ten sposób.
- Żaden młody człowiek tak nie myśli. Zapamiętaj moje słowa. A teraz młoda damo, proszę, podaj mi moje leki i na dziś już wystarczy. – Jerzy wstał od stołu, wyciągając ze szafy kopertę z wypłatą dla Martyny.
Dziewczyna przygotowała lekarstwa i podała schorowanemu człowiekowi, po czym spytała:
- Nie miałby pan nic przeciwko temu, gdybym mogła poprzeglądać jeszcze książki? Są tak… Zachęcające. – uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy, myślę, że możesz nawet wybrać sobie jakąś i przeczytać. Albo nie. Ja ci polecę! – po tych słowach udali się do biblioteczki. Pan Jerzy patrzył w stronę najwyższej półki, po chwili przemyślenia sięgnął po grubą, oprawioną w czerwoną okładkę.
- Myślę, że może ci się to spodobać.
- Dziękuję panu bardzo, na pewno przeczytam. – chowając książkę do torby, udała się do wyjścia.
- Widzimy się już wkrótce, prawda? – spytał, stojąc na schodach w swoim mieszkaniu.
- Oczywiście, do widzenia! – pożegnała się, po czym wyszła. Przed domem stał już samochód Patryka.

Gdy otworzyła drzwi, od razu usłyszała dźwięk płyty zespołu Sabaton. Oboje uwielbiali ten klimat.
- To co, jedziemy do mnie? – spytała.
- Wiesz co… Zaplanowałem coś innego. – odpowiedział, uśmiechając się pod nosem.
Wyjeżdżając, pogłośnił muzykę, a Martyna rozwiązała włosy.
- Dokąd mnie zabierasz? – spytała, uśmiechając się.
- Tajemnica. – odpowiedział, zerkając na nią swoimi piwnymi oczami.
- Jak zwykle. – prychnęła, krzyżując ręce.
- Myślę, że to ci się spodoba. Oj, nie gniewaj się już. – zaczepił ją ręką, śmiejąc się.
Udawali się bowiem do kina na jej ulubiony film. W czasie, gdy dziewczyna była w pracy, zarezerwował salę tylko dla ich dwojga.
Gdy dojechali na miejsce, dziewczyna nie mogła wierzyć własnym oczom. Pusta sala, cisza, a do środkowego miejsca prowadziły ich płaty róż.
- Nie znałam cię od tej strony, przeskrobałeś coś? – zaśmiała się, przytulając się do chłopaka.
W myślach Patryk przeklinał siebie.
„Ty idioto…” – myślał.
- To już nie można sprawić radości swojej dziewczynie? – spytał, nieco podenerwowany.
- Już nic nie mówię… Idziemy? – nie czekała na odpowiedź, złapała go za rękę i pokierowała w stronę foteli.
„Zapowiada się miły wieczorek” – pomyślała.


W tym samym czasie, Weronika, będąca w swoim mieszkaniu, bawiła się w najlepsze. Mimo, że było to raczej spokojna osoba, miała w sobie pewien temperament. Co tu się dziwić, była w końcu artystką. Bardzo utalentowaną artystką. Widziała sztukę we wszystkim. Nie tyle w farbach, ścianach, ubraniach, murach… Dosłownie wszystkim. We wsi, w której mieszkała, prawie każdy pusty mur, opuszczone domy były zamalowane jej graffiti. W końcu postanowiła się jakoś wybić. Chciała, żeby ktoś ją zauważył. Wyjechała do tutejszego miasta, gdzie szybko znalazła ludzi zachwyconych jej pracami. Swoje dzieła dostarczała do najbliższej galerii. Ludzie z przyjemnością je kupowali, jednak znaleźli się też krytycy, dla których jej prace były nieco… Ekscentryczne.
Zmagając się w płótnem, próbowała je powiesić na swojej jedynej pustej ścianie. Miała bowiem następny pomysł na ciekawą pracę.
Balony. Jedno słowo, a ona już widzi przed oczami obraz. Będzie napełniała balony kolorową farbą i rzucała o płótno z całej siły. Pomysł wydaje się banalny, a mimo to… Zabawa fantastyczna.
Zmęczona Weronika w końcu skończyła zmagać się z płótnem. Stając jak najdalej ściany, już trzymała w ręce balony, gdy…
- Chwila! Muzyka… - roztrzepana, nie odkładając farb, podeszła do magnetofonu, próbując włączyć swoje nuty. Próbowała wszystkim, dopóki już rozwścieczona rzuciła balonami w płótno, szybko włączając piosenki.
- Lecę, bo chce! – krzyknęła, śmiejąc się wesoło.
Rzucała, rzucała i jeszcze raz rzucała. Sąsiedzi stukali po ścianach, denerwując się hałaśliwą sąsiadką. Ta nie zwracając uwagi, bawiła się dalej.






poniedziałek, 26 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ XVII - czyli pies prawdziwym przyjacielem człowieka

Sobota. Jeden z najgorszych dni w tygodniu. Wiele osób… W sumie, prawie wszystkie nastolatki niecierpliwie na nią czekają. Martyna wręcz przeciwnie. Nienawidzi soboty. Jest to dla niej bardzo męczący dzień. Nigdy nie wie co ze sobą zrobić, dlatego wyznaje regułę „jeść, facebook, drzemka, jeść, facebook, drzemka” i tak w kółko. Tym razem też tak było. 

Dzisiaj jednak miała pojechać do pana Jerzego. Pracowała u niego we wtorki, czwartki i piątki. Postanowiła w końcu zmotywować się i wstać. Była bowiem godzina 14, niebo było bezchmurne, wiał jesienny wietrzyk. Aż ciężko było patrzeć na to przez okno i nic nie robić. Szkoda by było zmarnować piękny dzionek. Zeszła na dół, gdzie przy stole siedział Piotr, czytający gazetę. 
- O proszę, śpiąca królewna wreszcie wstała! – rzekł, wysyłając do niej ciepły uśmiech. 
- Najwyższa pora… - ziewnęła. – Gdzie ciocia? 
- Pojechała na zakupy, za chwilę powinna wrócić. Mamy na dziś plany, wybieramy się do kina wieczorem. Chcesz iść z nami? – spytał.
- Wiesz co… Wy też potrzebujecie trochę czasu dla siebie, nie muszę wam wszędzie towarzyszyć. – odpowiedziała, biorąc łyk mleka z kartonu. – Spędźcie dzisiaj miły wieczór, ja znajdę sobie zajęcie. – uśmiechnęła się.
- Jesteś pewna? Przecież wiesz, że zawsze możesz nam wszędzie towarzyszyć.
- Jestem pewna. 

Po tych słowach z powrotem pobiegła po schodach swojego pokoju. Otworzyła drzwi do białej szafy i wybrała czarne legginsy 3/4, białą bokserkę i ulubioną bluzę. Udała się do łazienki, gdzie przemyła twarz zimną wodą, ciemne włosy związała w wysoki kucyk, usta posmarowała ochronną pomadką. Uśmiechnęła się sama do siebie i zbiegła z powrotem pędem na dół. Założyła buty i poinformowała Piotra, że idzie pobiegać. 
Ze słuchawkami w uszach, pobiegła do parku. Okrążyła kilka razy staw, mijając masę ludzi o różnych wyrazach twarzy. Lubiła to robić, zwłaszcza słuchając swoich ulubionych utworów. Dodawało to tylko uroku, czuła się jak w filmie. Zakochana para na ławce, dzieci karmiące kaczki i ich rodzice, weseli – widać, że przyjaciele. Chłopcy jeżdżący na rowerach, grupa przyjaciół wygłupiająca się w najlepsze, starsi ludzie spacerujący pod ramie… 
Jednak jej uwagę przykuła samotna postać siedząca pod drzewem, rzucająca patyk pięknemu owczarkowi niemieckiemu. Nie odrywając wzroku od tego człowieka, biegła truchcikiem, żeby w razie czego nic nie podejrzewał. W pewnym momencie osoba odwróciła głowę w jej stronę. Patrzyły na nią para zjawiskowo pięknych zielonych oczu, jednak na swój sposób… Smutne. Była to dziewczyna, na głowie miała piękne, brązowe zadbane dredy spięte z kok. Kąciki jej ust podniosły się lekko w górę, kiedy zobaczyła, że Martyna jej się przygląda. Zachęcająco kiwnęła ręką, żeby do niej podeszła. Martyna zbliżała się powolnymi krokami w jej stronę. Dopiero teraz spostrzegła, że jest kobieta jest znacznie starsza od niej, jednak nie dawała jej więcej niż 28 lat. Świadczyły o tym delikatne zmarszczki wokół jej oczu, których wcześniej nie zauważyła.
Dziewczyna była nieco zakłopotana, gdy w tej chwili podbiegł do niej owy piękny owczarek niemiecki i z radością zaczął na nią skakać. Martyna przycupnęła i zaczęła głaskać zwierze. 
- Jest piękny. – rzekła do kobiety. – Jak się wabi? 
- Remi. – odpowiedziała, lekko ochrypniętym głosem. – Towarzyszy mi od kiedy zobaczyłam go w mojej rodzinnej wsi. Łapę miał przywiązaną do drzewa… Ludzie często go mijali, dokarmiali… Ale zawsze siedział w tym samym miejscu. W końcu się zorientowano, że coś jest nie tak. Zobacz tutaj – wskazała palcem na tylną prawą łapę psa. – Do tej pory widać bliznę po sznurze. 
- Temu, kto to zrobił… - odezwała się Martyna. – Zrobiłabym to samo. Często pani tutaj z nim przychodzi? – spytała. – Przepraszam… Nie powinnam być wścibska. 
- Właściwie od około dwóch tygodni. Niedawno zamieszkałam w tych okolicach i dopiero się zapoznaję z tym miejscem. – Uśmiechnęła się kobieta. – Jestem Weronika. – Wyciągnęła do niej dłoń.
- Martyna, miło mi. 
- Mi również. Wiesz, dobrze by było mieć nową znajomą. Może umówiłybyśmy się na kawę? 
- Jasne, pokazałabym… Przepraszam, nie wiem czy mogę mówić na „ty”.
- Czy naprawdę wyglądam tak staro? – Zaśmiała się Weronika. – Czuję się niekomfortowo, gdy ktoś do mnie mówi „pani”. Mam przecież tylko 25.
- No więc… Mogłabym ci pokazać tutejszą okolicę. 
- Jestem za! Podaj mi swój numer telefonu, zmówimy się któregoś dnia. – Wyciągnęła z bardzo ładnej torebki, chyba własnoręcznie robionej, brązowy, skórzany notesik. 
Martyna podyktowała numer, po czym pożegnała się i biegła już do domu, gdyż musiała troszeczkę się ogarnąć przed wyjściem do pana Jerzego. 

Gdy otworzyła drzwi, od razu poczuła zapach swojego ulubionego ciasta.
„To po to ciocia pojechała na zakupy…” – uśmiechnęła się sama do siebie.
- Cześć ciociu! – krzyknęła, wchodząc do salonu.
- Och, Martyna! Właśnie ciasto ostygło, chcesz kawałek? – spytała.
- Jeszcze głupio pytasz… Tylko wiesz co, muszę się trochę śpieszyć, za godzinę muszę być u pana Jerzego.
- To leć się ogarnąć, ja w tym czasie wstawię wodę na herbatę.
Martyna poleciała do łazienki, wzięła szybki prysznic. Wysuszyła włosy, splotła w warkocz opadający na ramię. Nałożyła podkład, wytuszowała rzęsy i już miała zejść do cioci, kiedy usłyszała dzwonek swojego telefonu. Pędem pobiegła do pokoju, skąd pogrywał Nickelback – Never Gonna Be Alone. Na pulpicie zobaczyła swoje zdjęcie i Patryka, robione w jego pokoju, tak zwane focie z rąsi. Uśmiechnęła się do siebie po czym odebrała.
- Halo?
- Cześć piękna! – Usłyszała ten aksamitny głos, przez który poczuła ciarki. – Masz ochotę dzisiaj gdzieś wyjść? Zapowiada się ładny wieczór.
- Przepraszam, ale dziś nie mogę… Za pół godziny muszę być u pana Jerzego, wrócę dopiero o 20.
- To może cię podrzucę? Stęskniłem się trochę… Z powrotem też bym przyjechał i gdzieś byśmy się wybrali, co ty na to?
- Gdzieś… To znaczy gdzie? – spytała.
- Będę improwizował. – zaśmiał się chłopak.
- Wiesz co, mam dzisiaj wolną chatkę, możemy posiedzieć u mnie. – zaproponowała.
- To jesteśmy umówieni, będę u ciebie za piętnaście minut.
- Czekam. – odpowiedziała, po czym rozłączyła się i zeszła do cioci.
Tam na stole stała już ciepła herbata i ciasto.
- Dziękuję ciociu. – powiedziała po czym szybko zjadła ciasto i wypiła herbatę. – Nie będziesz miała nic przeciwko, gdyby Patryk dziś do mnie wpadł? Piotr mi mówił, że wychodzicie…
- Od kiedy ty się mnie pytasz o pozwolenie? – zaśmiała się Dorota.
- Wiesz, jakoś się przyzwyczaiłam. – Dziewczyna wstała od stołu, wzięła gumę do żucia i nim zdążyła ubrać buty, zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- No, to będę lecieć!
- Nie zapomnij kluczy.
- Spokojnie, pamiętam. Pa! – Odpowiedziała i już stała na tarasie przed Patrykiem.



sobota, 15 czerwca 2013

ROZDZIAŁ XVI - czyli kolejne kłamstwa

Biegł tak szybko, jak tylko mógł. Miał nadzieję, że na miejscu zastanie jeszcze Martynę. W głowie układał sobie wymówkę, jaki był powód jego spóźnienia. Miał mętlik w głowie, nie wiedział co robić. Wiedział na pewno to, że nie może jej powiedzieć prawdy.
Niestety, spocony i ledwo oddychający Patryk nie zastał swojej dziewczyny w umówionym miejscu. Co tu się dziwić, spóźnił się ładne trzy kwadranse. Zmęczony opadł na ławkę, by chwilę odsapnąć. Oparł się, a długie nogi wyciągnął przed siebie, nie zważając na to, że ktoś może się o nie potknąć. Zamknął oczy. Próbował odsunąć od sobie myśl, co może pomyśleć o nim Martyna. Przecież już raz jej podpadł, nie chciał stracić swojej wartości w jej oczach po raz drugi. 

Po takich długich rozmyślaniach, błądzeniu po swoim marnym świecie – tak wtedy się czuł – postanowił odreagować i udał się w stronę swojego domu. Przechodził akurat koło ulubionej kawiarenki Martyny. Postanowił tam zajrzeć, jednak to co tam zobaczył jeszcze bardziej go dobiło. Mógł przecież domyślić się, że zobaczy tam swoją dziewczynę, przecież ona często tu bywa. I miała po drodze do domu. Lecz nie spodziewał się, że ujrzy ją z chłopakiem, na dodatek śmiejącą się tak, że nawet go nie zauważyła. Odwrócił się na pięcie w stronę wyjścia, nie mówiąc nawet ‘dzień dobry’, nie wspominając o ‘do widzenia’.
Wbiegł po schodach jak poparzony. Jego rodzice, macocha i tata od razu wyczuli, że coś się stało. Patryk zazwyczaj był opanowany i rzadko tak trzaskał drzwiami. Rzadko? W ogóle! Po zamknięciu drzwi do pokoju, wziął głęboki wdech. Mając wszystko gdzieś, włączył swoją ulubioną płytę Three Days Grace, zespołu, który razem z Martyną ubóstwiali. Chociaż była ona przedostatnią osobą, o której miał ochotę teraz myśleć, właśnie wszystkie jego myśli krążyły wokół jej.

Obudził go dźwięk pukania do drzwi. Usiadł na łóżku, przecierając zmęczone oczy.
- Proszę – powiedział, z lekką chrypką.
Do pokoju weszła we własnej osobie Martyna.
- Matko święta, co ci się stało? Wyglądasz jak swój własny cień. – Usiadła koło niego i pogłaskała po policzku.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Odpowiedział, odsuwając jej rękę.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi… - Przysunęła się trochę do niego. Patryk spojrzał na nią z drwiącym uśmiechem.
- Myślę, że powinnaś już pójść.
- Ale… Dlaczego? Dlaczego najpierw nie wyjaśnisz mi, o co chodzi tylko próbujesz uniknąć rozmowy? Nie uważasz, że jesteśmy już na tyle dorośli, żeby to wyjaśnić między sobą, a nie strzelać foszki jak dzieci w przedszkola? – Odwróciła dłonią jego głowę tak, aby mogła na niego spojrzeć. Patrzyli sobie w oczy, jednak po chwili Patryk uniknął jej wzroku. Gwałtownie wstał z łóżka.
- Naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?! – krzyknął – A może po prostu chcesz mnie oszukiwać dalej?! Popełniłem błąd, racja. Zdradziłem cię, kłamałem… Jednak myślałem, że jesteś na tyle mądra, że nie wyznajesz w tej kwestii zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Myliłem się. – Odwrócił się w stronę okna. – Widziałem cię z nim. W kawiarni. Byłaś w niego tak zapatrzona, że nawet mnie nie zauważyłaś, kiedy tam wszedłem. Nie mogłem wytrzymać, wyszedłem jak najszybciej. Tak bardzo cię kocham, a ty zadałaś mi taki ból.
Martyna wstała i podeszła do niego. Nie mogła pojąć, jak on mógł coś takiego pomyśleć, powiedzieć… Odwróciła go w swoją stronę. Ze łzami w oczach wyszeptała:
- Skoro mnie tak bardzo kochasz, to jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że cię zdradziłam?! Kiedy zaszłam na miejsce naszego spotkania, na dodatek spóźniona, nie było cię. Myślałam, że poszedłeś do domu, że może coś ci się stało, wypadło… Dzwoniłam, ale nie odbierałeś. Już miałam wracać do domu, jednak w ostatniej chwili postanowiłam odreagować i wstąpiłam do tej kawiarni. Siedziałam sama, jednak przyszedł tam Mateusz, chłopak którego znam z widzenia… No może już nie z widzenia, ale znam go z kółka teatralnego. Wysłuchał mnie, poradził… Nie chciałam ci się narzucać i przychodzić do ciebie, jednak on mnie do tego przekonał. I ty to uważasz za zdradę? Rozmowa z chłopakiem znanym z widzenia? – Potrząsnęła nim. – Powinieneś się czasem zastanowić, co powiesz, bo po wypowiedzeniu chociaż jednego nieodpowiedniego zdania możesz kogoś zranić.
- Chłopak z kółka teatralnego, znany z widzenia? – spytał z sarkazmem. – Coś tu kręcisz… Nigdy nie mówiłaś, że interesujesz się teatrem.
- Dalej mi nie wierzysz?! – oburzyła się. – Zastanów się! Ciebie przecież to nudzi! Kiedy miałam ci to powiedzieć?! Przecież kiedy poszliśmy na spektakl, o mało nie zasnąłeś! I co, miałam nudzić cię tym, skoro cię to nie interesuje? No, wybacz. – Udała się w stronę drzwi, jednak chłopak złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Zaczekaj… - szepnął.
- Coś jeszcze masz mi do powiedzenia? No śmiało, dobij mnie. Przecież mam na czole napisane „brak uczuć”. Zapomniałam. – zrezygnowana dziewczyna usiadła na łóżko. – Śmiało.
- Przestań! - z impetem uderzył nogą o podłogę. Martyna przechyliła głowę, czekając na to, co ma jej do powiedzenia. – Przecież to było, no nie wiem… Z półtorej roku temu? A przez kilka miesięcy nie mieliśmy kontaktu! Dobrze wiesz, że nie jestem dobry co do zapamiętywania szczegółów. Słuchaj, ja… - głos mu lekko drżał. – Ja wiem, czasami nad sobą nie panuję. Jednak już raz cię straciłem, nie chcę po raz drugi. Za bardzo mi zależy. – Usiadł koło niej, biorąc jej dłoń. Zaczął palcem wykonywać na niej różne wzory.
- Jak tak bardzo ci zależy, to dlaczego mi nie ufasz? Przecież to ja miałam większe podstawy, żeby ci nie ufać…
- Było, minęło, prawda? Do tej pory jest mi wstyd, jednak staram się zrehabilitować. – Kąciki jego ust lekko uniosły się w górę. Przechylił się do tyłu, wyciągając z szafki nocnej wielkiego lizaka w kształcie serca i małe pudełeczko owinięte złotą wstążką.
- Nie mów, że ta rehabilitacja polega na tym, że chcesz mnie przekupić. – Uśmiechnęła się.
- Nooo… - Lekko się z nią droczył. – W połowie tak. – Przyciągnął ją do siebie.
- Czasami jesteś… - Nie zdążyła dokończyć, gdyż zamknął jej usta słodkim pocałunkiem. Nie wiedziała jednak, że to nie koniec kłótni. Najgorsze jeszcze przed nią.


niedziela, 24 lutego 2013

ROZDZIAŁ XV - czyli rozmowa jest lepsza od samotności

Była to godzina 14:20, gdy usłyszała pukanie.
- Martyna, mogę wejść? - spytała Dorota, lekko uchylając drzwi.
Tego dnia dziewczyna ani razu nie wyszła jeszcze z pokoju.
- Tak, proszę ciociu. – powiedziała cichym, przygaszonym głosem.
- Jak było w pracy? – spytała.
- Pan Jerzy to przesympatyczny człowiek. Jest mi go tak szkoda. Nie dosyć że choruję, to jego życie pogrąża się w smutku przez zimny, szary niezadbany dom.
- Mówiłam, że dasz radę. – uśmiechnęła się lekko. – Nie chcę cię męczyć już tematem ojca i tego, co wczoraj zaszło…
- Ciociu, nie musisz. Przemyślałam już wszystko. Byłam nieco za ostra…
- Nie dziwię ci się, każdy na twoim miejscu postąpiłby tak samo.
Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas. Martyna położyła głowę na kolanach Doroty i nagle przypomniała sobie…
- Ciociu! Przepraszam, ale jestem o 20 minut spóźniona na spotkanie z Patrykiem! – szybko się zerwała z łóżka. Złapała torbę stojącą koło łóżka. Podbiegła do lustra, przeczesała włosy i pociągnęła usta błyszczykiem. Nie minęła minuta, a dziewczyny nie było już w domu.
Dobiegła do umówionego miejsca, lecz Patryka już tam nie było. Usiadła ze zmęczenia na ławce i wyjęła telefon. Wystukała jego numer.
Nie odbierał.
Zdezorientowana dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić. Udać się do domu? Poczekać? Pójść do niego? Miała przed oczami różne wizje.
- „Może coś mu się stało? Albo… Przecież to ja się spóźniłam… Może po prostu nie chciało mu się czekać? To trochę do niego nie podobne… No cóż, zdarza się.” – pomyślała. Zrezygnowana wstała z ławki i już kierowała się w stronę domu, kiedy w ostatniej chwili nieco zmieniła swoje plany. Udała się bowiem w stronę spokojnej kawiarenki, słynącej z przepysznych szarlotek. Musiała jak odreagować ponury nastrój. Włożyła słuchawki w uszy i puściła swoją ulubioną piosenkę, dzięki której nogi same zaczynały tańczyć.
Po około 10 minutach była już na miejscu. Wyłączyła odtwarzacz mp3, po czym weszła do środka. Poczuła zmieszany zapach kawy z ciastem. Do jej uszu dobiegła spokojna melodyjka. Chwilę się rozejrzała, po czym usiadła przy stoliku w samym rogu Sali. Nie było dużo osób. Jakiś starszy pan czytający gazetę, dwie dziewczyny plotkujące przy herbacie, mężczyzna w średnim wieku spoglądający bezmyślnie przez okno… Dzień jak co dzień. Po chwili podeszła do niej kelnerka, na oko 40-letnia, z burzą loków na głowie i szerokim, miłym uśmiechem. Martyna złożyła zamówienie, a kiedy kobieta odeszła, zaczęła stukać palcami o blat stołu.
„Właściwie po co tu przyszłam? Nie wzięłam nawet niczego do czytania, nic z tych rzeczy. Czego ja się spodziewałam?” – myślała.
Po chwili zauważyła, że drzwi do kawiarki otworzyły się, a wiszące w nich dzwoneczki zaczęły dzwonić. Do środka weszła wysoka, smukła osoba. Martyna poznawała twarz, jednak nie mogła sobie przypomnieć imienia. Pamiętała tylko, że to przewodniczący kółka teatralnego w jej liceum. W świetle światła jego włosy były złote, a oczy intensywnie niebieskie. Dziewczyna często chodziła na próby teatrzyku szkolnego, siadając w ostatnim rzędzie szkolnej auli. Stąd znała tego chłopaka.
Nie spostrzegła się nawet, że przez dłuższą chwilę pożerała go wzrokiem. Przez chwilę przyglądał się jej, mrużąc oczy. Wyglądało to tak, jakby chciał ją rozpoznać. Po kilku sekundach na jego twarzy ukazał się delikatny uśmiech, po czym podszedł do stolika dziewczyny.
- Wiedziałem, że skądś cię znam. To ty podglądasz nas na próbach, prawda? – puścił oczko. – Kurcze, nawet się nie przywitałem. – zaśmiał się. – Można się dosiąść?
- Jasne. Siadaj. – odpowiedziała nieco zmieszana dziewczyna, usiadł naprzeciwko niej. Myślała, że nikt jej nie dostrzegał, kiedy oglądała próby. Chłopak jakby czytał jej w myślach, bo po chwili dodał:
- Spokojnie, tylko ja cię widziałem. – uśmiechnął się. – Jestem Mateusz.
- Martyna, miło mi. – podała mu rękę.
- Nie chcę być wścibski, ani nic z tych rzeczy, ale… Jest piękne, sobotnie popołudnie, więc dlaczego siedzisz tu sama? – spytał.
Dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przecież ledwo go znała. Mówić mu prawdę, że chłopak ją wystawił czy coś improwizować?
- Trochę długa historia.
- Chętnie wysłucham. – puścił oczko. Chyba zauważył jej wahanie, bo po chwili dodał – Czasem potrzebna jest człowiekowi zwykła rozmowa. No, ale jeśli nie chcesz mówić, zrozumiem.
Spodobało jej się to, że nie naciskał. Ciężko było jej później przyznać, ale przez chwilę zapomniała o Patryku. Postanowiła pójść na całość i zwierzyć się Mateuszowi. Choć sama się zdziwiła, że z taką łatwością mówiła o swoich sprawach zupełnie obcej. Chłopak miał w sobie coś takiego, że po prostu chciało mu się coś powiedzieć. Kiwał głową, słuchał uważnie. Momentami się uśmiechał.
- Nie przejmuj się. – dotknął jej dłoni, niby przypadkiem. – To niemożliwe, żeby chłopak wystawił do wiatru tak ładną dziewczynę. – Martyna nieco się zarumieniła.
- Wiem, że mówisz tak tylko dlatego, żeby podnieść mnie na duchu. Mimo wszystko, dziękuję. – Jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Mówię to, co myślę. – mruknął.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Było między nimi pewne napięcie, a zarazem chemia. Niezręczną ciszę przerwał Mateusz.
- Tak poza tematem… Co robisz u nas na próbach? Czemu się ukrywasz? Przecież zawsze możesz podejść bliżej, jestem pewien, że ekipa nie miałaby nic przeciwko. Ja się o to postaram w każdym bądź razie. – W jego głosie słychać było nutkę zmieszania.
- Jeśli mam być szczera, to lubię teatr. Niby taka amatorska pasja, lubię oglądać przedstawienia na żywo. Sama jednak nie chciałabym w nich brać udziału. Mam olbrzymią tremę. Kiedyś w czwartej klasie miałam zaśpiewać solówkę na koniec roku szkolnego. Wyszłam na scenę i stałam jak słup soli. Nawet nie otworzyłam ust. Patrzyło na mnie ponad czterysta par oczu, a na dodatek reflektory świeciły mi prosto w oczy. Skończyło się na tym, że wychowawczyni musiała mnie zdjąć ze sceny osobiście.
Mateusz roześmiał się głośno. Nie był to śmiech sarkastyczny, ale prawdziwy, wesoły.
- Chciaaałbym to zobaczyć. Niektórzy mają jeszcze gorzej. Ja na przykład, gdy grałem w przedstawieniu, już nawet nie wiem jakim… Dawałem z siebie wszystko. Gdy tylko odwróciłem się tyłem do publiczności, cała sala parsknęła śmiechem. Nie wiedziałem o co chodzi, dopiero po opuszczeniu kurtyny powiedziano mi, że mam ogromną dziurę w spodniach. Wszyscy widzieli moje bokserki w kaczki. – zawstydził się mocno i opuścił głowę. Tym razem Martyna próbowała się nie śmiać. Gdy chłopak podniósł głowę, dziewczyna nie wytrzymała i parsknęła głośnym śmiechem.
- Widzę, że aktorstwo jest dla ciebie naprawdę ważne. – powiedziała, gdy po chwili ochłonęła.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ważne… Jest to najważniejszy kierunek w moim życiu. Największa pasja. Ambicja. – Westchnął cicho. – Niestety, muszę to ukrywać przed ojcem. Chciałby, żebym kontynuował rodzinną tradycję i został prawnikiem. On jest prawnikiem, a mama sędzią. Nie ukrywam, mam świetne oceny. Walczę o stypendium, a rodzice są ze mnie dumni i wiecznie mnie wychwalają. Nienawidzę tego. Gdyby dowiedzieli się, że zamiast na dodatkowe zajęcia chodzę na próby, daliby mi szlaban do końca życia. – Uśmiechnął się lekko. – Racja, wiem co myślisz. Taki duży chłopiec, a boi się szlabanu.
Martyna nie wiedziała, co powiedzieć. Zadziwiając samą siebie, wyciągnęła dłoń i położyła ją na dłoni chłopaka. Mateusz, choć trochę zdezorientowany, splótł palce w jej palcach.
- Widzisz… W jakiś sposób udało mi się poprawić ci humor. - uśmiechnął się do niej ciepło, spoglądając głęboko w oczy. Tym razem były jeszcze bardziej intensywnie niebieskie, prawie granatowe. Dostrzegła też, że jego policzki są leciutko zarumienione.
Siedzieli naprzeciwko siebie, nie odzywając się przez dłuższy czas. Było im dobrze w swoim towarzystwie, w głębi duszy Martyna nawet cieszyła się, że Patryk nie pojawił się na spotkaniu. Po chwili jednak poczuła wyrzuty sumienia. Zerwała się gwałtownie z miejsca:
- Przepraszam, zrobiło się późno. Muszę już lecieć. – zabrała torbę z krzesła.
- Czekaj… Pozwól się chociaż odprowadzić. – uśmiechnął się