Wchodziła po schodach, otwierając kopertę. Gdy weszła do pokoju, wyciągnęła złożoną w pół kartkę. Była to własnoręcznie rysowana mapa, prowadząca od jej domu nad Wisłę, jednak nie znała tego zakamarku. Zaciekawiona, szybko poszła przeczesać włosy. Założyła lepsze ubrania i podmalowała rzęsy. Wyszła z domu, idąc szlakiem narysowanym na kartce. W słuchawkach brzmiała muzyka, czuła się jak w telenoweli.
- Co on znów wymyślił? - kłębiło się jej w głowie.
Szła chodnikiem, wokół pełno ludzi, szczęśliwych, rozmawiających, pędzących do pracy. Kilka grajków dawało właśnie koncert. Zatrzymała się i wyjęła słuchawki. Dwóch chłopaków, w zasadzie to mężczyzn, grało na gitarach. Jeden z nich śpiewał. Rozpoznała ten utwór. Pozytywne nuty piosenki Iry sprawiały, że uśmiech sam malował się jej na twarzy. Wrzuciła kilka monet do futerału i szła dalej, przed siebie.
W końcu zauważyła miejsce, do którego prawdopodobnie prowadziła mapa. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przed nią stała biała altana na pomoście. Wokół nie zauważyła nikogo. Była sama. Zaczęła iść w stronę altanki, w pewnym sensie onieśmielona. Wtedy na jej drodze stanął Patryk. Wyglądał jak zawsze świetnie. Oliwkową karnację podkreślała biała koszulka polo i szorty koloru piaskowego, na oczach miał okulary przeciwsłoneczne, w którym mogła się przejrzeć. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech.
Martyna rzuciła mu się na szyję.
- Tak bardzo cię uwielbiam... - Czuł jej ciepły oddech na swojej szyi. Kiedy miał ją w swoich ramionach, czuł, jaka jest delikatna.
- Tylko uwielbiasz? - Udał smutek. - Mamy problem... Bo ja ciebie kocham. I to całym sercem. - Wyszeptał, podnosząc dłonią jej głowę tak, żeby spojrzeć jej w oczy.
- Nie mamy problemu, bo ja ciebie jeszcze bardziej. Boże, tu jest pięknie... - Odsunęła się od niego, biorąc go za rękę.
Weszli do altanki. Słońce zaglądało do środka spomiędzy drewnianych przerw w ściankach. Na stole czekała przygotowana przez Patryka kolacja. Na środku stołu bukiet róż. Jedną z tych róż znalazła pod drzwiami.
Po zjedzeniu kolacji i wielu czułych wyznań, Martyna wstała i wyszła z altany.
- No chodź! - Spojrzała na niego z uśmiechem i zaczęła uciekać w stronę wody.
- Co ty robisz?! - Nim zdążył wyjść, dziewczyna już była w wodzie. Szybko zanurkowała, chcąc wystraszyć chłopaka.
- Martyna! - Krzyknął, w biegu ściągnął koszulkę i wskoczył do wody. W tej chwili dziewczyna się wynurzyła.
- O ty... - Szybko złapał ją w swoje ramiona. Zaczął ją łaskotać i ochlapywać wodą. Dziewczyna głośno się smiała, wreszcie czuła się szczęśliwa.Woda nie była ani za ciepła, ani za zimna, jednak był to już koniec czerwca i słońce zdążyło ją podgrzać.
Martynie udało się wyswobodzić z jego uścisku i odwróciła się w jego stronę, w pewnej odległości.
- Przepraszam, chciałam cię tylko nabrać... Wybaczysz? - Uśmiechnęła się, mając nadzieje, że słodko.
- No chodź tu... - Patryk powoli kierował się w jej stronę, lecz Martynie właśnie o to chodziło, szybko się odsunęła i uderzyła ręką powierzchnie wody. Szybko zaczęła ochlapywać chłopaka, śmiejąc się z jego bezbronności.
Po chwili zabawy podpłynęła do niego i mocno się przytuliła.
- Zimno mi już...
- Jeszcze tylko coś ci pokażę i idziemy do mnie. - Po czym szybko zanurzył się z nią pod wodę, korzystając z okazji, że jest do niego przytulona.
Dziewczyna, mimo że woda była jeszcze zimniejsza, czuła ciepło jego miękkich ust na swoich.
Obudziło ją słońce zaglądające przez okno do pokoju Patryka. Była w jego koszulce. Sięgała jej prawie do kolan. Czuła się taka szczęśliwa. Rozejrzała się po pokoju, jednak po Patryku ani śladu. Wstała z łóżka i przeciągnęła się leniwie, po czym skierowała się w stronę kuchni, słysząc coraz głośniejsze szmery.
Patryk stał przy kuchence, przygotowując śniadanie. Dziewczyna zaszła go od tyłu, przytulając się do niego.
- Ah... Miałem ci zrobić niespodziankę. - Powiedział, odwracając ją do siebie. - Dzień dobry. - Dał jej całusa.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała, rumieniąc się. - Obawiam się, że niedługo będę musiała wrócić do domu. Kiedy wyszłam, ciocia była jeszcze w pracy. Na pewno się niepokoi...
- Nie puszczę cię nigdzie bez śniadania. Siadaj. - Odsunął jej krzesło przy stole.
- A gdzie twoi rodzice? - Spytała.
- Pracują od samego rana, poza tym nie martw się, wiedzą, że tu jesteś. - Uśmiechnął się. - Lubią cię. I dobrze, bo muszą się przyzwyczajać do twojej obecności. Jesteś dla mnie naprawdę ważna. - Spojrzał na nią przenikliwie, jednak nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Wiedział, że jest jego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz