Opis historii

"Siedzę w oknie i wdycham samotność. Nie jestem rozmowną osobą, wręcz przeciwnie - wolę oddać się swojej wyobraźni i bujać w obłokach całymi godzinami. Przede mną kolejne wyzwania. Czeka mnie nowe miejsce, nowa szkoła i w tym samym nowe życie. Po tylu cudownych chwilach ciężko jest się rozstać z przeszłością i rozpocząć wszystko od początku. Wiem, że nie warto się w to zagłębiać i myśleć o tym co było, jednak… Tak bardzo mi tego brakuje. Wszystkich chwil, tych lepszych i tych gorszych. Momentami nawet zastanawiam się, co by było, gdyby los pokierował inaczej. Czy wciąż siedziałabym w tym samym miejscu?"

17-letnia Martyna jest nieśmiałą dziewczyną, która uwielbia grać na gitarze, rysować, czytać książki i jest szczęśliwa, kiedy może to robić. Toteż jej życie przewraca się do góry nogami, gdy będąc jeszcze dzieckiem, traci rodziców w wypadku samochodowym. Od tamtego czasu opiekę nad nią sprawuje babcia, jednak po jej śmierci zmuszona jest przeprowadzić się do Doroty, siostry jej nieżyjącej matki. Jest dla niej zarazem ciocią, jak i przyjaciółką. Przychodząc do nowej szkoły, w której nikogo nie zna, jej uwagę przyciąga przystojny szatyn o imieniu Patryk, który także nie ukrywa zainteresowania jej osobą. Pomaga zaklimatyzować w szkole, wkrótce koleżeństwo przeradza się w coś więcej. Historia dziewczyny, którą życie zmusiło do szybszego dorośnięcia. Dziewczyny powoli poznającej smak miłości, przyjaźni, zdrady.

środa, 12 grudnia 2012

ROZDZIAŁ VII - czyli jestem jego

Martyna usłyszała dzwonek do drzwi. Nieco zdziwiona poszła otworzyć. Było jeszcze za wcześnie, żeby mogła to być jej ciocia. Kiedy otworzyła drzwi, nikogo nie zastała. Rozejrzała się dookoła, trochę zdenerwowana, że może ktoś robi sobie z niej żarty. Gdy już miała zamknąć drzwi, przed sobą, na wycieraczce zobaczyła leżącą jedną czerwoną różę i kopertę. Zaskoczona zabrała je do środka. Domyśliła się, że to od Patryka, jednak jej chłopak zawsze w jakiś sposób umiał ją zaskoczyć.
Wchodziła po schodach, otwierając kopertę. Gdy weszła do pokoju, wyciągnęła złożoną w pół kartkę. Była to własnoręcznie rysowana mapa, prowadząca od jej domu nad Wisłę, jednak nie znała tego zakamarku. Zaciekawiona, szybko poszła przeczesać włosy. Założyła lepsze ubrania i podmalowała rzęsy. Wyszła z domu, idąc szlakiem narysowanym na kartce. W słuchawkach brzmiała muzyka, czuła się jak w telenoweli.
- Co on znów wymyślił? - kłębiło się jej w głowie.
Szła chodnikiem, wokół pełno ludzi, szczęśliwych, rozmawiających, pędzących do pracy. Kilka grajków dawało właśnie koncert. Zatrzymała się i wyjęła słuchawki. Dwóch chłopaków, w zasadzie to mężczyzn, grało na gitarach. Jeden z nich śpiewał. Rozpoznała ten utwór. Pozytywne nuty piosenki Iry sprawiały, że uśmiech sam malował się jej na twarzy. Wrzuciła kilka monet do futerału i szła dalej, przed siebie.
W końcu zauważyła miejsce, do którego prawdopodobnie prowadziła mapa. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przed nią stała biała altana na pomoście. Wokół nie zauważyła nikogo. Była sama. Zaczęła iść w stronę altanki, w pewnym sensie onieśmielona. Wtedy na jej drodze stanął Patryk. Wyglądał jak zawsze świetnie. Oliwkową karnację podkreślała biała koszulka polo i szorty koloru piaskowego, na oczach miał okulary przeciwsłoneczne, w którym mogła się przejrzeć. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech.
Martyna rzuciła mu się na szyję.
- Tak bardzo cię uwielbiam... - Czuł jej ciepły oddech na swojej szyi. Kiedy miał ją w swoich ramionach, czuł, jaka jest delikatna.
- Tylko uwielbiasz? - Udał smutek. - Mamy problem... Bo ja ciebie kocham. I to całym sercem. - Wyszeptał, podnosząc dłonią jej głowę tak, żeby spojrzeć jej w oczy.
- Nie mamy problemu, bo ja ciebie jeszcze bardziej. Boże, tu jest pięknie... - Odsunęła się od niego, biorąc go za rękę.
Weszli do altanki. Słońce zaglądało do środka spomiędzy drewnianych przerw w ściankach. Na stole czekała przygotowana przez Patryka kolacja. Na środku stołu bukiet róż. Jedną z tych róż znalazła pod drzwiami.
Po zjedzeniu kolacji i wielu czułych wyznań, Martyna wstała i wyszła z altany.
- No chodź! - Spojrzała na niego z uśmiechem i zaczęła uciekać w stronę wody.
- Co ty robisz?! - Nim zdążył wyjść, dziewczyna już była w wodzie. Szybko zanurkowała, chcąc wystraszyć chłopaka.
- Martyna! - Krzyknął, w biegu ściągnął koszulkę i wskoczył do wody. W tej chwili dziewczyna się wynurzyła.
- O ty... - Szybko złapał ją w swoje ramiona. Zaczął ją łaskotać i ochlapywać wodą. Dziewczyna głośno się smiała, wreszcie czuła się szczęśliwa.Woda nie była ani za ciepła, ani za zimna, jednak był to już koniec czerwca i słońce zdążyło ją podgrzać.
Martynie udało się wyswobodzić z jego uścisku i odwróciła się w jego stronę, w pewnej odległości.
- Przepraszam, chciałam cię tylko nabrać... Wybaczysz? - Uśmiechnęła się, mając nadzieje, że słodko.
- No chodź tu... - Patryk powoli kierował się w jej stronę, lecz Martynie właśnie o to chodziło, szybko się odsunęła i uderzyła ręką powierzchnie wody. Szybko zaczęła ochlapywać chłopaka, śmiejąc się z jego bezbronności.
Po chwili zabawy podpłynęła do niego i mocno się przytuliła.
- Zimno mi już...
- Jeszcze tylko coś ci pokażę i idziemy do mnie. - Po czym szybko zanurzył się z nią pod wodę, korzystając z okazji, że jest do niego przytulona.
Dziewczyna, mimo że woda była jeszcze zimniejsza, czuła ciepło jego miękkich ust na swoich.

Obudziło ją słońce zaglądające przez okno do pokoju Patryka. Była w jego koszulce. Sięgała jej prawie do kolan. Czuła się taka szczęśliwa. Rozejrzała się po pokoju, jednak po Patryku ani śladu. Wstała z łóżka i przeciągnęła się leniwie, po czym skierowała się w stronę kuchni, słysząc coraz głośniejsze szmery.
Patryk stał przy kuchence, przygotowując śniadanie. Dziewczyna zaszła go od tyłu, przytulając się do niego.
- Ah... Miałem ci zrobić niespodziankę. - Powiedział, odwracając ją do siebie. - Dzień dobry. - Dał jej całusa.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała, rumieniąc się. - Obawiam się, że niedługo będę musiała wrócić do domu. Kiedy wyszłam, ciocia była jeszcze w pracy. Na pewno się niepokoi...
- Nie puszczę cię nigdzie bez śniadania. Siadaj. - Odsunął jej krzesło przy stole.
- A gdzie twoi rodzice? - Spytała.
- Pracują od samego rana, poza tym nie martw się, wiedzą, że tu jesteś. - Uśmiechnął się. - Lubią cię. I dobrze, bo muszą się przyzwyczajać do twojej obecności. Jesteś dla mnie naprawdę ważna. - Spojrzał na nią przenikliwie, jednak nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Wiedział, że jest jego.


Brak komentarzy: