Opis historii

"Siedzę w oknie i wdycham samotność. Nie jestem rozmowną osobą, wręcz przeciwnie - wolę oddać się swojej wyobraźni i bujać w obłokach całymi godzinami. Przede mną kolejne wyzwania. Czeka mnie nowe miejsce, nowa szkoła i w tym samym nowe życie. Po tylu cudownych chwilach ciężko jest się rozstać z przeszłością i rozpocząć wszystko od początku. Wiem, że nie warto się w to zagłębiać i myśleć o tym co było, jednak… Tak bardzo mi tego brakuje. Wszystkich chwil, tych lepszych i tych gorszych. Momentami nawet zastanawiam się, co by było, gdyby los pokierował inaczej. Czy wciąż siedziałabym w tym samym miejscu?"

17-letnia Martyna jest nieśmiałą dziewczyną, która uwielbia grać na gitarze, rysować, czytać książki i jest szczęśliwa, kiedy może to robić. Toteż jej życie przewraca się do góry nogami, gdy będąc jeszcze dzieckiem, traci rodziców w wypadku samochodowym. Od tamtego czasu opiekę nad nią sprawuje babcia, jednak po jej śmierci zmuszona jest przeprowadzić się do Doroty, siostry jej nieżyjącej matki. Jest dla niej zarazem ciocią, jak i przyjaciółką. Przychodząc do nowej szkoły, w której nikogo nie zna, jej uwagę przyciąga przystojny szatyn o imieniu Patryk, który także nie ukrywa zainteresowania jej osobą. Pomaga zaklimatyzować w szkole, wkrótce koleżeństwo przeradza się w coś więcej. Historia dziewczyny, którą życie zmusiło do szybszego dorośnięcia. Dziewczyny powoli poznającej smak miłości, przyjaźni, zdrady.

niedziela, 24 lutego 2013

ROZDZIAŁ XV - czyli rozmowa jest lepsza od samotności

Była to godzina 14:20, gdy usłyszała pukanie.
- Martyna, mogę wejść? - spytała Dorota, lekko uchylając drzwi.
Tego dnia dziewczyna ani razu nie wyszła jeszcze z pokoju.
- Tak, proszę ciociu. – powiedziała cichym, przygaszonym głosem.
- Jak było w pracy? – spytała.
- Pan Jerzy to przesympatyczny człowiek. Jest mi go tak szkoda. Nie dosyć że choruję, to jego życie pogrąża się w smutku przez zimny, szary niezadbany dom.
- Mówiłam, że dasz radę. – uśmiechnęła się lekko. – Nie chcę cię męczyć już tematem ojca i tego, co wczoraj zaszło…
- Ciociu, nie musisz. Przemyślałam już wszystko. Byłam nieco za ostra…
- Nie dziwię ci się, każdy na twoim miejscu postąpiłby tak samo.
Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas. Martyna położyła głowę na kolanach Doroty i nagle przypomniała sobie…
- Ciociu! Przepraszam, ale jestem o 20 minut spóźniona na spotkanie z Patrykiem! – szybko się zerwała z łóżka. Złapała torbę stojącą koło łóżka. Podbiegła do lustra, przeczesała włosy i pociągnęła usta błyszczykiem. Nie minęła minuta, a dziewczyny nie było już w domu.
Dobiegła do umówionego miejsca, lecz Patryka już tam nie było. Usiadła ze zmęczenia na ławce i wyjęła telefon. Wystukała jego numer.
Nie odbierał.
Zdezorientowana dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić. Udać się do domu? Poczekać? Pójść do niego? Miała przed oczami różne wizje.
- „Może coś mu się stało? Albo… Przecież to ja się spóźniłam… Może po prostu nie chciało mu się czekać? To trochę do niego nie podobne… No cóż, zdarza się.” – pomyślała. Zrezygnowana wstała z ławki i już kierowała się w stronę domu, kiedy w ostatniej chwili nieco zmieniła swoje plany. Udała się bowiem w stronę spokojnej kawiarenki, słynącej z przepysznych szarlotek. Musiała jak odreagować ponury nastrój. Włożyła słuchawki w uszy i puściła swoją ulubioną piosenkę, dzięki której nogi same zaczynały tańczyć.
Po około 10 minutach była już na miejscu. Wyłączyła odtwarzacz mp3, po czym weszła do środka. Poczuła zmieszany zapach kawy z ciastem. Do jej uszu dobiegła spokojna melodyjka. Chwilę się rozejrzała, po czym usiadła przy stoliku w samym rogu Sali. Nie było dużo osób. Jakiś starszy pan czytający gazetę, dwie dziewczyny plotkujące przy herbacie, mężczyzna w średnim wieku spoglądający bezmyślnie przez okno… Dzień jak co dzień. Po chwili podeszła do niej kelnerka, na oko 40-letnia, z burzą loków na głowie i szerokim, miłym uśmiechem. Martyna złożyła zamówienie, a kiedy kobieta odeszła, zaczęła stukać palcami o blat stołu.
„Właściwie po co tu przyszłam? Nie wzięłam nawet niczego do czytania, nic z tych rzeczy. Czego ja się spodziewałam?” – myślała.
Po chwili zauważyła, że drzwi do kawiarki otworzyły się, a wiszące w nich dzwoneczki zaczęły dzwonić. Do środka weszła wysoka, smukła osoba. Martyna poznawała twarz, jednak nie mogła sobie przypomnieć imienia. Pamiętała tylko, że to przewodniczący kółka teatralnego w jej liceum. W świetle światła jego włosy były złote, a oczy intensywnie niebieskie. Dziewczyna często chodziła na próby teatrzyku szkolnego, siadając w ostatnim rzędzie szkolnej auli. Stąd znała tego chłopaka.
Nie spostrzegła się nawet, że przez dłuższą chwilę pożerała go wzrokiem. Przez chwilę przyglądał się jej, mrużąc oczy. Wyglądało to tak, jakby chciał ją rozpoznać. Po kilku sekundach na jego twarzy ukazał się delikatny uśmiech, po czym podszedł do stolika dziewczyny.
- Wiedziałem, że skądś cię znam. To ty podglądasz nas na próbach, prawda? – puścił oczko. – Kurcze, nawet się nie przywitałem. – zaśmiał się. – Można się dosiąść?
- Jasne. Siadaj. – odpowiedziała nieco zmieszana dziewczyna, usiadł naprzeciwko niej. Myślała, że nikt jej nie dostrzegał, kiedy oglądała próby. Chłopak jakby czytał jej w myślach, bo po chwili dodał:
- Spokojnie, tylko ja cię widziałem. – uśmiechnął się. – Jestem Mateusz.
- Martyna, miło mi. – podała mu rękę.
- Nie chcę być wścibski, ani nic z tych rzeczy, ale… Jest piękne, sobotnie popołudnie, więc dlaczego siedzisz tu sama? – spytał.
Dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przecież ledwo go znała. Mówić mu prawdę, że chłopak ją wystawił czy coś improwizować?
- Trochę długa historia.
- Chętnie wysłucham. – puścił oczko. Chyba zauważył jej wahanie, bo po chwili dodał – Czasem potrzebna jest człowiekowi zwykła rozmowa. No, ale jeśli nie chcesz mówić, zrozumiem.
Spodobało jej się to, że nie naciskał. Ciężko było jej później przyznać, ale przez chwilę zapomniała o Patryku. Postanowiła pójść na całość i zwierzyć się Mateuszowi. Choć sama się zdziwiła, że z taką łatwością mówiła o swoich sprawach zupełnie obcej. Chłopak miał w sobie coś takiego, że po prostu chciało mu się coś powiedzieć. Kiwał głową, słuchał uważnie. Momentami się uśmiechał.
- Nie przejmuj się. – dotknął jej dłoni, niby przypadkiem. – To niemożliwe, żeby chłopak wystawił do wiatru tak ładną dziewczynę. – Martyna nieco się zarumieniła.
- Wiem, że mówisz tak tylko dlatego, żeby podnieść mnie na duchu. Mimo wszystko, dziękuję. – Jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Mówię to, co myślę. – mruknął.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Było między nimi pewne napięcie, a zarazem chemia. Niezręczną ciszę przerwał Mateusz.
- Tak poza tematem… Co robisz u nas na próbach? Czemu się ukrywasz? Przecież zawsze możesz podejść bliżej, jestem pewien, że ekipa nie miałaby nic przeciwko. Ja się o to postaram w każdym bądź razie. – W jego głosie słychać było nutkę zmieszania.
- Jeśli mam być szczera, to lubię teatr. Niby taka amatorska pasja, lubię oglądać przedstawienia na żywo. Sama jednak nie chciałabym w nich brać udziału. Mam olbrzymią tremę. Kiedyś w czwartej klasie miałam zaśpiewać solówkę na koniec roku szkolnego. Wyszłam na scenę i stałam jak słup soli. Nawet nie otworzyłam ust. Patrzyło na mnie ponad czterysta par oczu, a na dodatek reflektory świeciły mi prosto w oczy. Skończyło się na tym, że wychowawczyni musiała mnie zdjąć ze sceny osobiście.
Mateusz roześmiał się głośno. Nie był to śmiech sarkastyczny, ale prawdziwy, wesoły.
- Chciaaałbym to zobaczyć. Niektórzy mają jeszcze gorzej. Ja na przykład, gdy grałem w przedstawieniu, już nawet nie wiem jakim… Dawałem z siebie wszystko. Gdy tylko odwróciłem się tyłem do publiczności, cała sala parsknęła śmiechem. Nie wiedziałem o co chodzi, dopiero po opuszczeniu kurtyny powiedziano mi, że mam ogromną dziurę w spodniach. Wszyscy widzieli moje bokserki w kaczki. – zawstydził się mocno i opuścił głowę. Tym razem Martyna próbowała się nie śmiać. Gdy chłopak podniósł głowę, dziewczyna nie wytrzymała i parsknęła głośnym śmiechem.
- Widzę, że aktorstwo jest dla ciebie naprawdę ważne. – powiedziała, gdy po chwili ochłonęła.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ważne… Jest to najważniejszy kierunek w moim życiu. Największa pasja. Ambicja. – Westchnął cicho. – Niestety, muszę to ukrywać przed ojcem. Chciałby, żebym kontynuował rodzinną tradycję i został prawnikiem. On jest prawnikiem, a mama sędzią. Nie ukrywam, mam świetne oceny. Walczę o stypendium, a rodzice są ze mnie dumni i wiecznie mnie wychwalają. Nienawidzę tego. Gdyby dowiedzieli się, że zamiast na dodatkowe zajęcia chodzę na próby, daliby mi szlaban do końca życia. – Uśmiechnął się lekko. – Racja, wiem co myślisz. Taki duży chłopiec, a boi się szlabanu.
Martyna nie wiedziała, co powiedzieć. Zadziwiając samą siebie, wyciągnęła dłoń i położyła ją na dłoni chłopaka. Mateusz, choć trochę zdezorientowany, splótł palce w jej palcach.
- Widzisz… W jakiś sposób udało mi się poprawić ci humor. - uśmiechnął się do niej ciepło, spoglądając głęboko w oczy. Tym razem były jeszcze bardziej intensywnie niebieskie, prawie granatowe. Dostrzegła też, że jego policzki są leciutko zarumienione.
Siedzieli naprzeciwko siebie, nie odzywając się przez dłuższy czas. Było im dobrze w swoim towarzystwie, w głębi duszy Martyna nawet cieszyła się, że Patryk nie pojawił się na spotkaniu. Po chwili jednak poczuła wyrzuty sumienia. Zerwała się gwałtownie z miejsca:
- Przepraszam, zrobiło się późno. Muszę już lecieć. – zabrała torbę z krzesła.
- Czekaj… Pozwól się chociaż odprowadzić. – uśmiechnął się

sobota, 9 lutego 2013

ROZDZIAŁ XIV - czyli nieproszony gość

- Wróciłam! - krzyknęła Martyna. Chodź było już po północy, w domu nadal paliły się światła.
- I jak ci się podobało? - odpowiedziała Dorota, gdy dziewczyna przysiadła się do stołu.
- Po prostu rewelacja! Któregoś dnia musimy się tam wybrać razem z tobą i Piotrem.
- Opowiadaj. - powiedziała ciocia.
Dziewczyna opowiedziała jej wszystko z najmniejszymi szczegółami. Dorota była pod wrażeniem.
- Z tego co mówisz rzeczywiście musimy się któregoś dnia tam wybrać. - zaśmiała się. - Martyna. - Spojrzała na nią swoimi łagodnymi, turtusowymi oczami. 
- Tak ciociu? 
- Znów spotykasz się z Patrykiem? - Spytała po krótkiej chwili milczenia. 
- Na to wygląda... A dlaczego pytasz? 
- Wiesz co... Nie za bardzo mi się to podoba. To dobry chłopak, ale nigdy nie zapomnę tego dnia, jak załamana wróciłaś do domu. Od tamtej pory nie jesteś już tą Martyną, którą byłaś. 
- Ciociu... Ja też mam pewne obawy co do niego. Ale dałam mu jeszcze jedną szansę. Tak naprawdę tylko on mi został. - Odpowiedziała spokojnym głosem. 
- Oprócz ciebie i Piotra oczywiście. Na was zawsze mogę polegać, prawda? Następnego dnia dziewczyna rozpoczynała swój pierwszy dzień w pracy. Do domu starszego pana, którym miała się opiekować podwoził ją Patryk.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała dla mnie mniej czasu... - powiedział, gdy dotarli na miejsce.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziała. - Przyjedziesz po mnie?
- Jasne. Zadzwonię później. - uśmiechnął się do niej, gdy dała mu całusa.
- No to lecę. - uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Powodzenia!
Dziewczyna zastukała do drzwi. Otworzył jej mężczyzna z bardzo sympatycznym uśmiechem.
- Dzień dobry, mam na imię Martyna.
- Witaj młoda damo. Wejdź proszę do środka.
Wnętrze była naprawdę zaniedbane. Dziewczyna na pierwszy rzut oka wiedziała, że nie będzie łatwo.
- Tak na początek naszej współpracy podaj mi proszę leki i wodę, albo nie... Najpierw zdejmij kurtkę. Chodź, oprowadzę Cię po mieszkaniu.
Mieszkanie było szare i smutne, nie zadbane, Martynie zrobiło się smutno kiedy na to patrzyła.
- To ja podam panu leki i zabieram się za sypialnie, zaraz posprzątam, jeśli się wyrobię z salonem przed 17.00 to jeszcze spróbuję sprzątnąć kuchnię.

Nastała godzina 19. Martyna właśnie zbierała się do wyjścia, gdy podszedł do niej pan Janek. (bo jak zdążyła się już dowiedzieć, tak miał na imię).
- To taka mała zaliczka. - podał jej kopertę, uśmiechając się serdecznie.
- Dziękuję bardzo. - odpowiedziała. - Do widzenia.
- Do widzenia.
Przed domem czekał już na nią Patryk.
- I jak było? - spytał, gdy wsiadła do samochodu.
- Nieźle. Ten pan okazał się być bardzo miły i wyrozumiały. Myślę, że dobrze będzie mi się u niego pracowała. - uśmiechnęła się.
Gdy dojechali pod dom...
- Martyna... Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak? - spytała trochę zaniepokojona. - Coś się stało?
- Wiesz... Ostatnio dużo dzieje się w mojej rodzinie. Obiecuję, wszystko ci wyjaśnie, kiedy sprawy nieco się poukładają. Prawdopodobnie wyjeżdżam na jakiś czas.
- Co-co? - zająknęła się. - Jak to? Co się stało?
- Dowiesz się w swoim czasie. Nie jest mi o tym łatwo mówić, to wszystko takie pokręcone...
- Na jak długo możliwe, że wyjedziesz?
- Prawdopodobnie na tydzień... Chciałem ci to wcześniej powiedzieć, żeby nie zostawiać tego na ostatnią chwilę.
Siedzieli w samochodzie przez jakiś czas w milczeniu. W końcu Martyna postanowiła wracać do domu. Pożegnała się z Patrykiem i wyszła.
Gdy otworzyła drzwi, zdziwiła się nieco. W samym przejściu stały walizki i torby.
- Wróciłam! - krzyknęła.
Weszła do swojego pokoju, gdzie zastała siedzącego na jej łóżku mężczyznę.
- Martyna, drogie dziecko... - z oczu mężczyzny leciały łzy.
- Przepraszam, kim pan jest i co tutaj robi?! - niemal krzyknęła. Do pokoju weszła ciocia dziewczyny.
- Kochanie... - podeszła do dziewczyny i ścisnęła jej dłoń. - To jest twój ojciec.
- Co ty tutaj robisz?! Nagle sobie o mnie przypomniałeś?! – wykrzyknęła dziewczyna. – Wracaj skąd przybyłeś i zostaw nas w spokoju!
Wściekła wybiegła do łazienki, jedynego pomieszczenia, gdzie był zamek. Musiała pobyć sama. Miała kompletny mętlik w głowie. Świat dziewczyny walił się w gruzach. Kochany tatuś, nareszcie przypomniał sobie o niej... Nie wiedziała, co on zmierza zrobić. Czy będzie ją nachodził? Czy będzie chciał ją odebrać cioci? …
W końcu dziewczynie puściły nerwy. Wyszła do swojego pokoju, gdzie on nadal stał i tak po prostu go przytuliła.
- Dla-dlaczego nam to-to zrobiłeś? Mi… I mamie? – ledwo wypowiedziała te słowa.
- Szukałem cię od kilkunastu lat… Nie mogłem cię znaleźć. Przeszukałem cały Internet, jeździłem po Polsce, obdzwaniałem jeszcze dawnych wspólnych znajomych, moich i twojej mamy.
- Martyna… - ciocia podeszła do Martyny i pogłaskała ją po policzku. – Przez cały ten czas miałam kontakt z Karolem. To znaczy, twoim ojcem. Nie chciałam mu podawać adresu, chroniłam cię przed jakimkolwiek kontaktem z nim. Bałam się, że cię stracę i tego, że pokochasz swojego ojca i nie będziesz chciała już ze mną mieszkać… Że wyjedziesz. Przepraszam cię z całego serca. Nie powinnam tego robić. Jednakże powinnaś mnie zrozumieć. Kocham cię, jesteś dla mnie jak córka.
-Wyjdźcie już. Muszę pobyć sama. Tato… - przerwała zszokowana dziewczyna. - Spotkajmy się jutro wieczorem na kolacji. Chcę jeszcze z wami porozmawiać. Dziś już nie mam siły.
Posłusznie wyszli z pokoju. Ojciec dziewczyny pojechał nocować do hotelu. Martyna opadła na łóżko. Wzrok bezmyślnie wbiła w ścianę.
- „Może byłam trochę za ostra? – myślała. – Może powinnam była mu dać się najpierw wytłumaczyć? Chociaż… Po tym wszystkim… Przyjechał tak bez zapowiedzi…”
Martyna jeszcze długo myślała nad tym wszystkim. Nie minęła 23, gdy dziewczyna zasnęła. To był dla niej naprawdę wyczerpujący dzień.



piątek, 8 lutego 2013

ROZDZIAŁ XIII - czyli pierwsza samodzielna praca

- Martyna! Maaartyna! - krzyk Doroty wyrwał dziewczynę ze snu. - Zejdź tutaj na chwilkę!
Dziewczyna otarła oczy i niechętnie wstała. Kątem oka zerknęła w lustro i zobaczyła rumieńce na jej policzkach. Zeszła na dół do kuchni.
- Tak ciociu? - spytała. - Kochanie.. Pamiętasz, jak kiedyś mnie pytałaś o zwiększenie kieszonkowego?
- No tak, ale tak naprawdę jest mi już to niepotrzebne. - lekko się uśmiechnęła.
- Razem z Piotrem mamy dla ciebie niespodziankę. Znaleźliśmy ci pracę, dzięki której będziesz mogła uzbierać całkiem sporą sumkę pieniędzy.
- Naprawdę?! Dziękuję! Jaka to praca?
- Ojciec naszej sąsiadki - pani Małgosi - potrzebuje opieki i pomocy w domu. Pensja miesięcznie będzie nie duża, jednak na nowe płyty, ubrania czy gitarę powinno wystarczyć.

Szczęśliwa dziewczyna wróciła z powrotem na górę. Wskoczyła w czarne dżinsy i miętową koszulę z cekinami na kołnierzyku. Zrobiła delikatny makijaż, po czym spięła włosy w wysoki kucyk. Puściła do swojego odbicia w lustrze oczko.
Wzięła futerał z gitarą i wyszła z domu. Udała się w jedno ze swoich miejsc, w których uwielbiała przesiadywać. Miejsce, które dawało jej duszy spokój. Zero krzyczących dzieci bawiących się na placach zabaw. Zero odgłosów silników wydawanych przez samochody. Zero ludzi chodzących z głośno grającą muzyką z telefonu i wiele innych...
Była to niewielka polana. Na samym jej środku stała wielka płacząca wierzba. Każdy z nas miewa dni, kiedy jedyne co potrzebuje to cisza. Czuje się odrzucanym, niespostrzeganym przez innych. Taki dzień dopadł Martynę w dniu, kiedy po śmierci jej babci przeprowadzała się do cioci. Dorota sama pokazała jej to miejsce i opowiedziała jej, jak kiedyś sama przychodziła tu razem z siostrą. Usiadła pod drzewem, opierając się plecami o jego potężny pień. Zaczęła cichutko pogrywać jedną ze swoich ulubionych piosenek - Hoobastank - The Reason - z którą wiązała bardzo wiele wspomnień i łatwo się przy niej wzruszała. Wreszcie od dłuższego czasu poczuła się szczęśliwa. Ludzie, którzy cieszą, sprawiają przyjemność...
Nigdy nie pozwalają o sobie zapomnieć. Nie warto tracić wiary. Nikt nie może jej odebrać. Przekonała się o tym na własnej skórze. Na siłę starała się wyrzucić Patryka z serca, z myśli. Chodź minęło kilka miesięcy, on zawsze dawał się jej we znaki.
Prawdziwa miłość jest trwała i niezniszczalna. Kłótnie, sprzeczki tylko ją umacniają.
Oparła głowę o pień, przymknęła oczy i udała się do swojego świata fantazji, nie przestając grać...

Dziewczyna nie spostrzegła się, że zasnęła. Poczuła lekkie dźgnięcie w ramię. Otworzyła oczy  i zobaczyła przykucniętego obok niej Patryka.
- Patryk? Co ty tutaj... - nie zdążyła dokończyć pytania, gdyż poczuła jego ciepłe wargi na swoich. 
- Korona dla mojej królewny. - założył jej na głowę wianek z polnych kwiatów. Martynę oblał delikatny rumieniec. 
- Skąd wiedziałeś, że mnie tu znajdziesz? - spytała, kiedy oparł się przy niej o drzewo. 
- Szedłem do ciebie, kiedy zobaczyłem, że wyszłaś gdzieś z gitarą. Nie chciałem, żebyś mnie zauważyła i skradałem się za tobą. Kiedy już doszłaś tutaj, schowałem się za tamtymi drzewami i słuchałem jak grasz. Uwielbiam to. - obgarnął jej włosy z twarzy. 
Spojrzała na jego usta. Widocznie wiedział, czego chce. Przynajmniej w tej chwili. Uśmiechnął się szeroko. Pocałował ją tak, że poczuła ten pocałunek w całym ciele, od czubka głowy aż po podeszwy butów. Nawet jej nie dotykał, nie obejmował (nie licząc ust). Ale miała wrażenie, że chyba jednak nie musiał jej dotykać. Czuła, jakby wszystkie jej końce nerwowe przepływa prąd. Jakby całowała się z gniazdkiem elektrycznym. Po chwili oderwał swoje usta od niej i popatrzył na nią. Położył gitarę na jej kolanach, po czym powiedział:
- Zagraj mi proszę piosenkę Dżem - W życiu piękne są tylko chwile
Zrobiła to, o co ją poprosił. Po chwili zaczął nieśmiało śpiewać. Nie jakoś tak... Normalnie. Śpiewał, jakby robił to już o paru ładnych lat. Głos miał aksamitny i bardzo lekko się go słuchało. Martyna zawsze myślała, że jego talentem był sport. Grał w piłkę ręczną na poziomie zawodowego piłkarza, robił również wszystko w tym kierunku. 
Chłopak spojrzał na twarz dziewczyny. Malował się na niej wyraz zdumienia. 
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś, że lubisz śpiewać? - spytała.
- Nikt o tym nie wie. Jesteś pierwszą osobą, której to wyjawiłem. Racja, jestem dobry w sporcie. Jednak to nie jest to, co chcę robić w życiu. Robię to dlatego, żeby mój ojciec był ze mnie dumny. 
- Rozumiem... Zaśpiewaj mi coś jeszcze. Tak dobrze mi się ciebie słucha. 
Kąciki ust chłopaka uniosły się w przeuroczy sposób. Wiatr lekko targał jego ciemne włosy, a piwne oczy błyszczały. Lubiła to uczucie, kiedy nie mogła oderwać od nich wzroku. Zaczęła delikatnie szarpać struny i pogrywać Myslovitz - Chciałbym umrzeć z miłości. Oboje bardzo lubili słuchać starej polskiej muzyki. Gdy znowu zaczął śpiewać, dziewczyna przymknęła oczy i wsłuchiwała się w jego fantastyczny głos. Czasami chciałaby urodzić się w latach życia jej rodziców. Te klimaty.. 
- Patryk... Chcę ci coś powiedzieć...Dostałam pracę. 
- Naprawdę? Czym będziesz się zajmowała? - spytał, nie odrywając od niej oczu. 
- Będę pomagała w domu ojca mojej sąsiadki. Niewielka pensja miesięcznie, jednak zawsze lepsze coś niż nic. - uśmiechnęła się. 
- Bardzo się cieszę. Na co zainwestujesz zebrane pieniądze? - spytał. 
- Tajemnica. - powiedziała, uśmiechając się. Dziewczyna bowiem postanowiła pieniądze przeznaczyć na mieszkanie nieopodal domu jej cioci. Chciała zamieszkać razem z Patrykiem. Obawiała się nieco jego reakcji, dlatego wolała to zachować na najbliższy czas dla siebie.
- Wiesz... Mam ochotę wybrać się do teatru. Tak jakoś... Nie wiem, naszła mnie ochota. Jednak na dany moment mnie nie stać. No... Ale to nic, przeboleję. - uśmiechnęła się szeroko.
Nagle zadzwonił telefon Patryka.
- Eh, macocha dzwoni... Poczekaj chwileczkę. - po tych słowach podniósł się i odszedł kawałek dalej. Gdy skończył rozmawiać podszedł do Martyny i pomógł jej wstać.
- Muszę już lecieć, macocha ma jakiś problem w domu, a taty nie ma. Odprowadzę cię do domu, ok? - złapał ją za rękę. Tak też wracali, trzymając się za ręce. Dziewczyna nie mogła przestać się uśmiechać, była naprawdę szczęśliwa. Gdy doszli na miejsce, chłopak zatrzymał się przed Martyną. Odgarnął pasmo jej brązowych włosów za ucho.
- Dziękuję, że jesteś. - spojrzał jej w oczy po czym dał całusa w czoło.
Martyna powoli weszła do środka. Chłopak stał pod domem tak długo. aż znalazła się w jego wnętrzu.

Dochodziła 21. Martyna w tym czasie czytała książkę, słuchając Bon Jovi. Niespodziewanie do jej pokoju ktoś zapukał.
- Proszę. - starała się przekrzyczeć muzykę.
W progu stanął Patryk. Był ubrany w eleganckie ubrania, z nutką sportu.
- Patryk? Nie spodziewałam się... - podeszła do niego, dając całusa.
- Skoro miałaś ochotę iść do teatru... - puścił do niej oczko.
- Dziękuję! - przytuliła go. - Poczekasz na mnie 15 minut?
- Jasne, za jeszcze jednego buziaka. - odpowiedział z uśmiechem.
Dziewczyna podeszła do łazienki i wyjęła z niej swój nowy zakup. Szybko poszła do łazienki się ogarnąć. Przemyła twarz zimną wodą. Spięła grzywkę do góry. Ubrała swoją nową białą, koronkową sukienkę przed kolano i czarne balerinki. Umalowała rzęsy i przeciągnęła usta ochronną pomadką. Użyła nowych perfum jej cioci, po czym uśmiechnęła się do siebie i wyszła z łazienki.
Weszła do pokoju, gdzie czekał za nią stęskniony Patryk.
- Wooow, Martyna. Jeszcze nigdy nie widziałem cię w takim wydaniu. Wyglądasz fantastycznie. - podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Wychodzimy? - spytał.
- Wychodzimy. - odpowiedział jej z uśmiechem.