- Martyna, mogę wejść? - spytała Dorota, lekko uchylając drzwi.
Tego dnia dziewczyna ani razu nie wyszła jeszcze z pokoju.
- Tak, proszę ciociu. – powiedziała cichym, przygaszonym głosem.
- Jak było w pracy? – spytała.
- Pan Jerzy to przesympatyczny człowiek. Jest mi go tak szkoda. Nie dosyć że choruję, to jego życie pogrąża się w smutku przez zimny, szary niezadbany dom.
- Mówiłam, że dasz radę. – uśmiechnęła się lekko. – Nie chcę cię męczyć już tematem ojca i tego, co wczoraj zaszło…
- Ciociu, nie musisz. Przemyślałam już wszystko. Byłam nieco za ostra…
- Nie dziwię ci się, każdy na twoim miejscu postąpiłby tak samo.
Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas. Martyna położyła głowę na kolanach Doroty i nagle przypomniała sobie…
- Ciociu! Przepraszam, ale jestem o 20 minut spóźniona na spotkanie z Patrykiem! – szybko się zerwała z łóżka. Złapała torbę stojącą koło łóżka. Podbiegła do lustra, przeczesała włosy i pociągnęła usta błyszczykiem. Nie minęła minuta, a dziewczyny nie było już w domu.
Dobiegła do umówionego miejsca, lecz Patryka już tam nie było. Usiadła ze zmęczenia na ławce i wyjęła telefon. Wystukała jego numer.
Nie odbierał.
Zdezorientowana dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić. Udać się do domu? Poczekać? Pójść do niego? Miała przed oczami różne wizje.
Po około 10 minutach była już na miejscu. Wyłączyła odtwarzacz mp3, po czym weszła do środka. Poczuła zmieszany zapach kawy z ciastem. Do jej uszu dobiegła spokojna melodyjka. Chwilę się rozejrzała, po czym usiadła przy stoliku w samym rogu Sali. Nie było dużo osób. Jakiś starszy pan czytający gazetę, dwie dziewczyny plotkujące przy herbacie, mężczyzna w średnim wieku spoglądający bezmyślnie przez okno… Dzień jak co dzień. Po chwili podeszła do niej kelnerka, na oko 40-letnia, z burzą loków na głowie i szerokim, miłym uśmiechem. Martyna złożyła zamówienie, a kiedy kobieta odeszła, zaczęła stukać palcami o blat stołu.
„Właściwie po co tu przyszłam? Nie wzięłam nawet niczego do czytania, nic z tych rzeczy. Czego ja się spodziewałam?” – myślała.
Po chwili zauważyła, że drzwi do kawiarki otworzyły się, a wiszące w nich dzwoneczki zaczęły dzwonić. Do środka weszła wysoka, smukła osoba. Martyna poznawała twarz, jednak nie mogła sobie przypomnieć imienia. Pamiętała tylko, że to przewodniczący kółka teatralnego w jej liceum. W świetle światła jego włosy były złote, a oczy intensywnie niebieskie. Dziewczyna często chodziła na próby teatrzyku szkolnego, siadając w ostatnim rzędzie szkolnej auli. Stąd znała tego chłopaka.
Nie spostrzegła się nawet, że przez dłuższą chwilę pożerała go wzrokiem. Przez chwilę przyglądał się jej, mrużąc oczy. Wyglądało to tak, jakby chciał ją rozpoznać. Po kilku sekundach na jego twarzy ukazał się delikatny uśmiech, po czym podszedł do stolika dziewczyny.
- Wiedziałem, że skądś cię znam. To ty podglądasz nas na próbach, prawda? – puścił oczko. – Kurcze, nawet się nie przywitałem. – zaśmiał się. – Można się dosiąść?
- Jasne. Siadaj. – odpowiedziała nieco zmieszana dziewczyna, usiadł naprzeciwko niej. Myślała, że nikt jej nie dostrzegał, kiedy oglądała próby. Chłopak jakby czytał jej w myślach, bo po chwili dodał:
- Spokojnie, tylko ja cię widziałem. – uśmiechnął się. – Jestem Mateusz.
- Martyna, miło mi. – podała mu rękę.
- Nie chcę być wścibski, ani nic z tych rzeczy, ale… Jest piękne, sobotnie popołudnie, więc dlaczego siedzisz tu sama? – spytał.
Dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przecież ledwo go znała. Mówić mu prawdę, że chłopak ją wystawił czy coś improwizować?
- Trochę długa historia.
- Chętnie wysłucham. – puścił oczko. Chyba zauważył jej wahanie, bo po chwili dodał – Czasem potrzebna jest człowiekowi zwykła rozmowa. No, ale jeśli nie chcesz mówić, zrozumiem.
Spodobało jej się to, że nie naciskał. Ciężko było jej później przyznać, ale przez chwilę zapomniała o Patryku. Postanowiła pójść na całość i zwierzyć się Mateuszowi. Choć sama się zdziwiła, że z taką łatwością mówiła o swoich sprawach zupełnie obcej. Chłopak miał w sobie coś takiego, że po prostu chciało mu się coś powiedzieć. Kiwał głową, słuchał uważnie. Momentami się uśmiechał.
- Nie przejmuj się. – dotknął jej dłoni, niby przypadkiem. – To niemożliwe, żeby chłopak wystawił do wiatru tak ładną dziewczynę. – Martyna nieco się zarumieniła.
- Wiem, że mówisz tak tylko dlatego, żeby podnieść mnie na duchu. Mimo wszystko, dziękuję. – Jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Mówię to, co myślę. – mruknął.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Było między nimi pewne napięcie, a zarazem chemia. Niezręczną ciszę przerwał Mateusz.
- Tak poza tematem… Co robisz u nas na próbach? Czemu się ukrywasz? Przecież zawsze możesz podejść bliżej, jestem pewien, że ekipa nie miałaby nic przeciwko. Ja się o to postaram w każdym bądź razie. – W jego głosie słychać było nutkę zmieszania.
- Jeśli mam być szczera, to lubię teatr. Niby taka amatorska pasja, lubię oglądać przedstawienia na żywo. Sama jednak nie chciałabym w nich brać udziału. Mam olbrzymią tremę. Kiedyś w czwartej klasie miałam zaśpiewać solówkę na koniec roku szkolnego. Wyszłam na scenę i stałam jak słup soli. Nawet nie otworzyłam ust. Patrzyło na mnie ponad czterysta par oczu, a na dodatek reflektory świeciły mi prosto w oczy. Skończyło się na tym, że wychowawczyni musiała mnie zdjąć ze sceny osobiście.
Mateusz roześmiał się głośno. Nie był to śmiech sarkastyczny, ale prawdziwy, wesoły.
- Chciaaałbym to zobaczyć. Niektórzy mają jeszcze gorzej. Ja na przykład, gdy grałem w przedstawieniu, już nawet nie wiem jakim… Dawałem z siebie wszystko. Gdy tylko odwróciłem się tyłem do publiczności, cała sala parsknęła śmiechem. Nie wiedziałem o co chodzi, dopiero po opuszczeniu kurtyny powiedziano mi, że mam ogromną dziurę w spodniach. Wszyscy widzieli moje bokserki w kaczki. – zawstydził się mocno i opuścił głowę. Tym razem Martyna próbowała się nie śmiać. Gdy chłopak podniósł głowę, dziewczyna nie wytrzymała i parsknęła głośnym śmiechem.
- Widzę, że aktorstwo jest dla ciebie naprawdę ważne. – powiedziała, gdy po chwili ochłonęła.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ważne… Jest to najważniejszy kierunek w moim życiu. Największa pasja. Ambicja. – Westchnął cicho. – Niestety, muszę to ukrywać przed ojcem. Chciałby, żebym kontynuował rodzinną tradycję i został prawnikiem. On jest prawnikiem, a mama sędzią. Nie ukrywam, mam świetne oceny. Walczę o stypendium, a rodzice są ze mnie dumni i wiecznie mnie wychwalają. Nienawidzę tego. Gdyby dowiedzieli się, że zamiast na dodatkowe zajęcia chodzę na próby, daliby mi szlaban do końca życia. – Uśmiechnął się lekko. – Racja, wiem co myślisz. Taki duży chłopiec, a boi się szlabanu.
Martyna nie wiedziała, co powiedzieć. Zadziwiając samą siebie, wyciągnęła dłoń i położyła ją na dłoni chłopaka. Mateusz, choć trochę zdezorientowany, splótł palce w jej palcach.
- Widzisz… W jakiś sposób udało mi się poprawić ci humor. - uśmiechnął się do niej ciepło, spoglądając głęboko w oczy. Tym razem były jeszcze bardziej intensywnie niebieskie, prawie granatowe. Dostrzegła też, że jego policzki są leciutko zarumienione.
Siedzieli naprzeciwko siebie, nie odzywając się przez dłuższy czas. Było im dobrze w swoim towarzystwie, w głębi duszy Martyna nawet cieszyła się, że Patryk nie pojawił się na spotkaniu. Po chwili jednak poczuła wyrzuty sumienia. Zerwała się gwałtownie z miejsca:
- Przepraszam, zrobiło się późno. Muszę już lecieć. – zabrała torbę z krzesła.
- Czekaj… Pozwól się chociaż odprowadzić. – uśmiechnął się.
7 komentarzy:
I co dalej ?!?! Jak zawze świetne ; p
<333
cudowne! <3
fajne zwroty akcji, ogółem ciekawy blog : )
Kiedy następny rozdział? ;3
Kiedy można spodziewać się następnego rozdziału? ;]
meeega :D
kiedy następna część ? :)
Prześlij komentarz